Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
13.43 km 0.00 km teren
00:41 h 19.65 km/h:
Maks. pr.:33.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Kosia - REAKTYWACJA

Niedziela, 5 stycznia 2014 · dodano: 05.01.2014 | Komentarze 0

Ubiegły rok był dla Kosi wyłączony. Na szczęście w końcu się opamiętałem i jeszcze przed Nowym Rokiem zamówiłem spinkę do jej łańcucha. Przy zakładaniu nie miałem zbyt wiele pracy, choć nie wszystko szło po mojej myśli - tak to jest, jak się coś robi po raz pierwszy :-) Okazało się też, że stan łańcucha jest bardzo zły. Mimo to postanowiłem dojeżdżać go do wiosny, a później w środku sezonu korzystać z Antka, a Kosię w tym czasie doprowadzać do porządku. Chyba w końcu zaczynam metodycznie pracować. Mam wielką nadzieję na to, że moje podejście do rzeczywistości nie zmieni się przez nadchodzące dwanaście miesięcy i w grudniu będę tam, gdzie myślami byłem kilka dni temu...



Na dole okazało się, że przy Kosinej kierownicy nie mam zamontowanego uchwytu na nawigację. Po ułamku sekundy zastanowienia włożyłem urządzenie do kieszeni kurtki i w ten sposób rejestrowałem dzisiejszą trasę :-) Wyjeżdżając z osiedla obawiałem się zachowania Kosi. Kilka miesięcy postoju, plus łańcuch w opłakanym stanie. O dziwo rowerek chodził nad wyraz płynnie, łańcuch przeskoczył ledwie kilka razy i po ulicy Kościuszki jechałem już bardzo swobodnie :-) Szybko dotarłem do schroniska, a stamtąd na niebieski szlak. Przy pierwszym postoju wysłałem SMS'a do Ani. Jazda Kosi wymagała tego aby się tym pochwalić :-) Minęła mnie biegnąca z przeciwka kobieta, a ja ruszyłem dalej przed siebie, po chwili zatrzymując się na kolejny krótki postój. Gdy spojrzałem na Kosię dotarła do mnie rowerowa prawda: ten rower-przedmiot(!) ma w sobie niesamowitą energię. I nie chodzi mi o to, że jeżdżąc nabywam dobrych emocji, ale o pewnego rodzaju emanowanie energią przez ten - co by nie było - przedmiot. Było to uczucie jak najbardziej prawdziwe, a jednocześnie na swój sposób dziwne.



Po zmianie kierunku zaczęły otaczać mnie polne klimaty. Słońce świeciło, symptomów zimy nie było wcale. Wokoło biła po oczach zieleń. Na drugim postoju minął mnie inny rowerzysta, którego pozdrowiłem i odczekując chwilę uznałem, że to będzie dobry moment, aby sprawdzić odnogę drogi prowadzącej ku Odrze. Jadąc tam pomyślałem sobie, że pewnikiem wywinę zaraz glebę :-) Droga była rozjeżdżona i błotnista, a cienkie opony Kosi średnio radziły sobie na tej nawierzchni. Na szczęście wzajemną współpracę mamy już opanowaną :-)



Na miejscu wystraszyłem kilka kaczek wodujących na tafli wody, rozejrzałem się i pstryknąłem kilka fotek. Dojrzałem też polną drogę, którą zweryfikowałem nawet na nawigacji. Jeszcze będzie czas, aby ją sprawdzić w mniej wilgotnych warunkach :-) Udzielał mi się spokój, a widok Kosi towarzyszki zwielokrotniał uczucie szczęścia :-) Byłem naprawdę bardzo zadowolony z tego, że znów możemy razem pokonywać kilometry :-) Ten rower jest magiczny!



Po powrocie na główny szlak przyśpieszyłem, niesiony Kosiną pozytywną energią :-) Wkrótce dotarłem do Brzeziec i skierowałem się w stronę Starego Koźla, przystając tuż za mostkiem w miejscu, gdzie dawno temu spotkaliśmy małego jeżyka :-) Okazało się, że mimo znajomości tej drogi potwierdzoną wielokrotnymi przejazdami, potrafiłem jeszcze dojrzeć nowe szczegóły. Na pierwszy ogień poszła duża huba na starym rozłożystym drzewie. Ale nie ona najbardziej odcisnęła się w mojej pamięci. Gdy już ruszałem, dosłownie po dwóch, czy trzech metrach obejrzałem się w prawo i ujrzałem zamocowany na drzewie mały krzyż. Postanowiłem i jego uwiecznić na matrycy swojego aparatu. Sięgając po urządzenie spostrzegłem, że sakwa podsiodłowa była otwarta. Aparatu raczej bym nie zgubił, ale klucze na pewno... Trzeba w tym miejscu rzec, że zawsze opuszczając miejsce postoju sprawdzam wszystkie zamki. Teraz sprawdziłem tylko kurtkę (nawigacja, telefon). Czy to znak?



Droga do Starego Koźla minęła mi spokojnie, podobnie jak dojazd do głównej drogi. Na początku azotowego skrótu wyprzedziłem biegacza, zatrzymując się na postój kilkaset metrów dalej, na małym wzniesieniu. Ruszając depnąłem dynamicznie, odpuszczając po chwili. Sprawnie doturlałem się do ulicy, mijając uprzednio spacerowiczów niczym pachołki i już asfaltem, dotarłem do osiedla. Ostatnie metry przed zjazdem pojechałem sobie na luzaku bez trzymanki :-) Byłem zadowolony z wyjazdu, z faktu, że reaktywowałem Kosię po miesiącach postoju i z tego, że w głowie zrodził mi się konkretny plan rowerowego działania :-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.