Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
29.54 km 0.00 km teren
01:52 h 15.82 km/h:
Maks. pr.:34.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z wizytą u wujka Krzyśka :-)

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 0

Sobotnie rowerowe plany, pokrzyżowały nie zapowiadane na ten dzień opady deszczu. W zasadzie, to wyszło to nam na dobre: Karol pojechał do babci, a my ostro wzięliśmy się za mieszkanie: Ania sprzątanie, ja balkon, karnisze, Bronek i terrarium, skręcanie szafki w kuchni i tak dalej. Oj... Naprawdę sporo zrobiliśmy do popołudnia i fakt ten, nastrajał nas pozytywnie :-) W moim przypadku zadziałał jak trampolina, także również niedziela była bardzo pozytywna :-) Wpierw poszliśmy do Romków, a później - mocno na wariackich papierach - zaczęliśmy wymyślać scenariusz na popołudnie :-) Mój rower był już zabukowany, a że chcieliśmy również odwiedzić Krzyśka, to ja miałem pojechać tam rowerem, a Ania z Karolem samochodem. "Czemu jednak nie wziąć ze sobą Karola" - pomyślałem. I tak był do spania, więc była dobra okazja, aby zrobić test na dłuższy dystans :-)



Po całym zamieszaniu, związanym z samochodem, bagażnikiem, przyczepką, rowerem i drobiazgami w sporej ilości, nasz Mały Podróżnik siedział w przyczepce :-) Początkowo jechało się nam bardzo dobrze, na azotowym skrócie jeszcze w lesie, spotkaliśmy dwie koleżanki z pracy, a chwilę później zauważyłem, że Bąbelek zasnął w przyczepce - ledwie po kilku minutach jazdy :-) Szybko przedostaliśmy się do Brzeziec, a stamtąd żwawo i dynamicznie do Starego Koźla, gdzie po nawrocie dopadł nas wiatr. Gdy minęliśmy zabudowania i wjechaliśmy na polną drogę, wzmógł się on bardzo, ale dawaliśmy rady, wyprzedzając nawet parę rodziców ze starszym młodzieńcem :-) Ostro zrobiło się na asfalcie, bo tam wiatr zaczął już szaleć. Mimo to, gdy zjechaliśmy z drogi na polny trakt, zrobiło się spokojniej. Niestety nie na długo, ponieważ po nawrocie ponownie jechało się ciężko. Niepokojącym był fakt, że w tym kierunku mieliśmy pokonać zdecydowaną większość dzisiejszej trasy. Obawy potwierdziły się i między polami za Ciskiem nie bardzo zwracałem uwagę na okolicę. Wiatr dął w twarz tak mocno, że jechaliśmy dwanaście, trzynaście kilometrów na godzinę. Świst i szum w uszach umilały jedynie ptaki, świergocące nad głową :-) Warunki nie były dobre. Mimo tego, że rowerowy ruch był nawet zauważalny, to byli to raczej lokalni rowerzyści. Nas natomiast czekało jeszcze jakieś piętnaście kilometrów i przeszło mi nawet przez myśl, czy nie będzie trzeba wzywać serwisu ;-) Odliczałem kilometry, sprawdziłem na nawigacji rozkład trasy i deptałem :-) Na podjeździe przed Sukowicami, Karolek obudził się, ale poratowałem się smoczkiem i jechaliśmy dalej :-) Korzystając z okazji opiąłem siatkę, aby wiatr nie dokuczał mojemu kochanemu towarzyszowi podróży :-) Cały czas jechało się opornie. Karol jeszcze w takich warunkach nie jechał, ja już od dawna. Smoczek niebawem zginął gdzieś w czeluściach przyczepki ;-)
Gdy minęliśmy Długomiłowice, przydała się wgrana trasa i nawigacja, ponieważ jej brak oznaczałby kluczenie po miejscowych zawijasach :-) W końcu, gdy wyjechaliśmy na asfaltówkę prowadzącą w kierunku Naczysławek, uspokoiło się trochę i wyszło słońce. Mnie przypomniały się Kosine wypady, ale tylko na krótko :-) Do Gierałtowic dojechaliśmy w miarę sprawnie, biorąc pod uwagę wiatr i pagórkowaty teren :-) Minęliśmy skrzyżowanie i zbliżaliśmy się do podjazdu, który przypomniał mi o jednej z wycieczek z Aneczką :-) Wspinaliśmy się pod górę w otoczeniu ubielonych drzew i śpiewających ptaków - uznałem, że był to najpiękniejszy moment dzisiejszego wyjazdu :-) Niestety okazało się też, że będziemy jechali po drodze, na której mogliśmy napotkać dwie pieskie bestie. Gdy wjechaliśmy między domy, najpierw odezwał się jeden pies, później - z innego gospodarstwa po drugiej stronie - drugi, nastąpiła chwila ciszy, a po niej dojrzałem po prawej stronie gnające w kierunku asfaltu dwie wspomniane szczekające jadaczki. Znajdowaliśmy się w sytuacji, gdy musiałem postawić wszystko va banque: podjazd, z tyłu przyczepka i brak szans na ucieczkę. Zjechałem delikatnie w kierunku pobocza, energicznie zszedłem z Antka i przyjmując bojową pozę, lekko przytłumionym głosem choć bardzo zdecydowanie, wydobyłem ze swoich ust "Buda!" i ruszyłem w kierunku napastników. Znajdujący się dalej pies zrezygnował prawie od razu, ten bliżej po chwili szoku podkulił ogon i wykonał odwrót, prawie wpadając do rowu. Zrobiłem jeszcze dwa, czy trzy kroki dla pewności i wróciłem z powrotem. Spałeś synku... Pokonaliśmy podjazd i wyjechaliśmy na wzgórze, gdzie silny wiatr dopadł nas ponownie. Byliśmy jednak już prawie u celu, a miarowe choć powolne ruchy korbą, z każdą chwilą nas do niego przybliżały. Czułem radość i satysfakcję. Ale radości było więcej :-) Tak wspaniale można podróżować z własnym synem. Ze szczęściem. Największym. 
Po drugiej stronie głównej schody mieliśmy jeszcze większe: wiatr wiał niemiłosiernie, w uszach szumiało strasznie, a długi podjazd skutecznie wysysał ze mnie siły. Ostatnie kilkaset metrów pokonaliśmy spokojnie :-) Bąbelek obudził się dosłownie kilkanaście metrów przed bramą posesji, w towarzystwie dwóch małych wiejskich piesków :-) Pokonaliśmy najdłuższy samotny rowerowy dystans i nawet wyrobiliśmy się w zakładanym jeszcze w domu czasie :-) A gdyby nie wiatr, to jeszcze i średnia byłaby lepsza ;-) Gdy Bąbel wyszedł z przyczepki, momentalnie odnalazł się w nowym otoczeniu :-) Po przywitaniu z wujkiem wróciliśmy jeszcze przed dom, aby trochę wspólnie pospacerować, zrobić rowerowe zdjęcie i poczekać na mamę, która dojechała dopiero po jakiś dziesięciu minutach ;-) Fajnie było :-)


 _
Czym jest szczęście? :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.