Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
36.02 km 0.00 km teren
02:18 h 15.66 km/h:
Maks. pr.:35.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Super tatusiowo-bąbelkowy wyjazd przy Stobrawskim :-)

Sobota, 19 kwietnia 2014 · dodano: 19.04.2014 | Komentarze 0

Pakując się wczoraj na rowerowy wyjazd zdecydowaliśmy się zabrać również Ferrari. Pogoda dziś dopisywała od samego rana, tak więc można było przejechać trasę, zaplanowaną na przejazd z Karolkiem :-)




Wyjechaliśmy o dziesiątej trzydzieści, przy delikatnym popłakiwaniu Bąbelka, który uspokoił się już po jakiś dziesięciu, czy piętnastu metrach. Okolice po których mieliśmy jeździć, wlewały we mnie większą pewność - w razie co zawsze mogliśmy się zatrzymać, aby nasz mały podróżnik mógł odpocząć od przyczepki. Bardzo szybko dojechaliśmy do Świerkli, gdzie okazało się że przyczepkowy pasażer poszedł w kimę :-) Można więc było bez obaw zatrzymać się na króciutki postój, by zaczerpnąć troszkę pięknej przyrody :-)



Jadąc dalej w lesie, spadła nam średnia, ale i tak bardzo sprawnie przedostaliśmy się do wsi Biadacz, a stamtąd bardzo malowniczym polnym traktem dojechaliśmy do mostu na Małej Panwi. Dzień był przepiękny!



Gdy dojechaliśmy do Węgier, Karol już się obudził. O dziwo nawet się tym nie zmartwiłem, a fakt że za budynkiem Straży Pożarnej przy którym akurat przystanęliśmy zobaczyłem bujny trawnik zaowocował tym, że całkiem przypadkiem znaleźliśmy się w super miejscu, gdzie synek mógł sobie pobiegać :-) Hasał tam z dziesięć, piętnaście minut i był przeszczęśliwy! To wielka radość widzieć swoje dziecko w takim stanie umysłu i ciała :-)



O dziwo w dalszą drogę wyruszyliśmy bez problemów :-) Karolek jechał bardzo grzecznie, a poza tym otoczenie było przecudne :-) Dojechaliśmy do Osowca, mijając tam pomalowane zapewne przez dzieci zakładowe ogrodzenie, a następnie wjechaliśmy w bardzo ładny las. Tuż za nawrotem dojrzałem po obu stronach zbiorniki wodne. Ech... Przebywać w takim otoczeniu... Bajka :-) Coś mi mówi, że będę chciał powtórzyć tą trasę :-) Mam też nadzieję, że okazji do eksploracji tych terenów będzie coraz więcej! Tymczasem droga zrobiła się wyboista, ale na szczęście szybko zjechaliśmy w las :-) Karolek ponownie dał upust wielkiej radości! Po sekundzie postoju dało się też słyszeć echo, które odpowiadało nam gdzieś spośród drzew :-) Podczas biegania zaliczyliśmy też pierwszą glebę, a i Antek o mały włos nie ustałby na nóżce - wszak ma tylko jedną ;-)



Gdy wyjechaliśmy z lasu na polny trakt, niestety zrobiło się mniej ciekawie. Zaczęło bardzo mocno wiać z przeciwka i - podobnie jak przy naszej poprzedniej wycieczce - jechaliśmy nawet tylko nieco ponad dziesięć kilometrów na godzinę. Łańcuch spadł w pewnym momencie nawet na najmniejszą zębatkę z przodu, a Karol zaczął wykazywać negatywne oznaki. Na szczęście w końcu doturlaliśmy się do nawrotu i nabraliśmy wiatru w plecy :-) W Kobylnie, gdzie się znajdowaliśmy miała być jakaś atrakcja (według mapy z którą planowałem trasę), ale jakoś nic nie zauważyłem. Zresztą... Nie było to ważne :-) W to miejsce dostrzegliśmy stąpającego po polu pierwszego bociana! :-) Wcześniej minęliśmy jeszcze na naszej drodze bażanta, wiele cytrynków i stukającego o drzewo dzięcioła :-) Oczywiście prócz tego całą masę świergocących ptaszków, które wraz z owadami nadawały wspaniałego klimatu dzisiejszemu dniu :-)
Niebawem ponownie zatopiliśmy się w las, mijając za przejazdem kolejowym jakiś wojskowy pomnik i nieco bardziej ruchliwą drogą, dotarliśmy do Łubnian, gdzie minęliśmy boisko piłkarskie (trwał nawet jakiś mecz), a Karolek dostał pierwszą porcję biszkoptów :-) Gdy zjechaliśmy w kierunku Brynicy, ruch samochodowy ustał, a wiatr w plecy rozpędził nas tak bardzo, że przegapiliśmy zaplanowany zjazd do lasu :-) Na szczęście udało się nam zjechać na kolejnym :-) Po kilkuset metrach, ponownie zrobiliśmy sobie kilkunastominutowy postój :-) Karolek był wniebowzięty i muszę przyznać, że gdyby ta wycieczka miała nawet tylko z dziesięć kilometrów, ale jej przebieg byłby właśnie taki, to z całą pewnością opłacało się targać naszych towarzyszy: Antka i Ferrari! Dla takich chwil warto!



Zwróciliśmy się w kierunku Surowiny, jadąc falującym leśnym traktem i przystając co rusz, gdyż Bąbelek zasmakował w biszkoptach ;-) Wtem, podczas jazdy z niewysokiego młodnika po prawej, wystraszyliśmy małą sarnę! Wyskoczyła do góry jakieś półtora metra od nas! A to Ci atrakcja! :-) Do domu zostały nam do przejechania jakieś dwa kilometry. Wróciliśmy zatem po około trzech godzinach, uradowani, spełnieni, zrowerowani, wypodróżowani :-) Oj... Jeśli Karolek dalej będzie takim podróżnikiem, to lipiec jest nasz! Oby dane nam było... :-)
_
A Antek przekroczył z Karolkiem 5 tys. km :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.