Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
32.76 km 0.00 km teren
02:01 h 16.24 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pławniowice z Bąbelkiem i burzowym akcentem ;-)

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 0

Na weekend synoptycy zapowiadali burze. My jednak mieliśmy zaplanowany wypad do Pławniowic licząc się jednak z tym, że opady i grzmoty mogą przerwać nam wypoczynek. Poranek był pozytywny i gorąco było już wtedy, gdy z samego rana pakowałem graty do samochodu. Po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę :-) Trasa była co prawda krótka, ale jednak na tyle długa, że przy tej temperaturze Karolcio mocno się nam zgrzał. Na szczęście szybko się ożywił, gdy wyjęliśmy go z samochodu :-)



Po kilku minutach doturlaliśmy się do plaży, gdzie na całe szczęście nie było tłumów. Chwila na aklimatyzację, rozłożenie kocyka dla mamusi i wyruszyliśmy na objazd okolic :-) Szybko przypomniało mi się, że w okolicy jest kilka szlaków rowerowych :-) Jadąc wzdłuż jednego z nich, cały czas mieliśmy po prawej stronie Kanał Gliwicki :-)



Niedługo potem wjechaliśmy na główną ulicę, gdzie wyprzedziło nas kilka samochodów i dotarliśmy do Dzierżna Dużego, gdzie było dużo spokojniej, na plaży siedziało jedynie dwóch wędkarzy, a nieopodal przy gospodarstwie, Karolek zapoznał się z kurkami i krówkami :-) Pogoda pięknie nam dopisywała :-)



W Kleszczowie zatrzymałem się na chwilę przy czarnym Mercedesie W123, w pięknie odrestaurowanym stanie, czarnym lakierze i szyberdachu :-) Przejeżdżający rowerzysta znał właściciela i zaczął namawiać mnie na Volvo, które również było przeznaczone na sprzedaż :-) My jednak pognaliśmy dalej, zjeżdżając po chwili w boczną uliczkę o równym asfalcie, gdzie jeszcze przed zjazdem w las, mogliśmy troszkę przycisnąć :-) Na leśnym postoju dojrzeliśmy siedzącą ćmę i posłuchaliśmy ptaszków. W zasadzie, to Karolek tylko słuchał, bo już od jakiegoś czasu sobie spał :-)



Trochę zboczyliśmy z zaplanowanej trasy i do Rudna dojechaliśmy fajną, trochę wyboistą polną drogą :-) Po kilku skrzyżowaniach ponownie byliśmy w lesie, napotykając fajną polankę, otoczoną miłymi dla oka drzewkami :-)



Dalej przydał się też pokrowiec na aparat, bo bezproblemowo mogłem zrobić fotki mniej znaczących, choć z punktu widzenia rowerowego objeżdżacza całkiem sympatycznych miejsc :-)



Spokojnie pokonywaliśmy kolejne leśne metry, gdy wtem Karolek obudził się z drzemki. Zarządziliśmy więc postój i nierowerowy rozruch :-) Mój dzielny towarzysz był bardzo zadowolony z tego pomysłu :-) Co prawda zaczął już tęsknić trochę za mamą, ale kwiatki zbierał dla tatusia ;-)



Na niebie pojawiła się jedna ciemniejsza chmura. Niestety horyzont zasłaniały drzewa, a owa chmura mogła być ostrzeżeniem przed nadchodzącym pogorszeniem pogody. Przed wyjazdem z domu dostaliśmy cynk, że w okolicach Opola padało, więc było mocno prawdopodobne, że opady przyjdą i do nas. Ruszyliśmy dalej, nie martwiąc się jednak na zapas :-) Polną drogą dojechaliśmy do Rudzińca, a stamtąd jadąc już cały czas asfaltową drogą, skierowaliśmy się na ostatni etap, zmierzając już bezpośrednio do Pławniowic. Między gęsto rosnącymi drzewami było wyraźnie ciemniej :-) Przed fajną kombinacją zarkętów dół-góra, wyprzedziliśmy malca i dorosłego jadących na rowerach. Mieliśmy fajne tempo i poprawiając średnią, dotarliśmy do pławniowickich zabudowań :-) Nie zatrzymywaliśmy się przy pałacu, jadąc już prosto do mamy, która dzwoniła jakoś kilka minut wcześniej. Gdy dojechaliśmy do zbiornika, ludzi już znacznie przybyło. Na ścieżce w lasku przy brzegu minęliśmy innych przyczepkowiczów, wzajemnie się pozdrawiając :-) Oni znali pozytywne aspekty takiego podróżowania z dzieciaczkiem :-) Po kilku minutach dojechaliśmy do mamy, z którą Karolek jeszcze chwilę pohasał na plaży, oraz pomoczył stópki :-) Coś jednak wisiało na horyzoncie... W pewnym momencie pojawiła się nawet krótka błyskawica. My i tak już powoli się zbieraliśmy. Wtem woda kilka metrów od brzegu, wyraźnie zmieniła kolor za sprawą zbierającego się wiatru, a kilka chwil później nastąpił prawie mały armageddon. Wiatr zaczął wiać tak mocno, że momentalnie wsadziliśmy Karolka do przyczepki, piasek unosił się w górę, latały koce, nastąpił ogólny odwrót, a Antek przewrócił się nawet na bok od podmuchu! Bardzo szybko zebraliśmy wszystkie rzeczy i przy akompaniamencie Karolowego płaczu, udaliśmy się w drogę do samochodu. Szybko postanowiłem przestać prowadzić Antka i po prostu pojechać na parking. Następował odwrót wszystkich plażowiczów i w pewnym momencie musiałem ostro przeciskać się między samochodami. Na miejscu włożyłem Karolka do fotelika i zacząłem montować bagażnik. Gdy wszystko było już gotowe, dołączyła do nas Aneczka. W samochodzie było już spokojniej. Jadąc główną drogą, zobaczyliśmy cały sznurek samochodów, zmierzających z innego parkingu w kierunku wyjazdu. Samochody ciągnęły się kilkaset metrów. To już nasz drugi exodus w Pławniowicach :-) Tym razem przygoda była większa :-) Będzie o czym opowiadać wnukom ;-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.