Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
64.10 km 0.00 km teren
03:10 h 20.24 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Lepiej późno, niż później

Sobota, 21 marca 2015 · dodano: 25.03.2015 | Komentarze 0

Budzik zadzwonił o szóstej dwadzieścia. Wstałem dziesięć minut później, a gdy szykowałem się do wyjścia, usłyszałem Karolka pytającego o tatusia. Chwilę później był już na korytarzu :-) Wychodząc uprzedziłem Aneczkę o możliwej porze mojego powrotu. Jej oczka nie były do końca zadowolone...



Jechało mi się raczej średnio. Chyba ogólnie mam jakiś sportowo-rowerowy zastój. Przed Ujazdem pomyślałem sobie, że straciłem cel z oczu. Coś w tym musi być... Gdy zjechałem w kierunku Zimnej Wódki, zauważyłem jakieś ruiny przy kościele. Okazało się, że to szczątki zamku, którego historia rozpoczęła się już w XII wieku! Na zewnątrz kościelnych budynków wychodziły odgłosy mszy świętej. Odjechałem stamtąd na jej koniec... Gdy w drodze do Jaryszowa przystanąłem na chwilę, po jakimś czasie zatrzymała się na poboczu Octavia. Dwóch panów - widząc zapewne leżący na poboczu rower - zapytało, czy wszystko w porządku. Odpowiedziałem z radością, że wszystko gra. Najpewniej byli to księża z kościoła w Ujeździe. Miło :-) Jadąc dalej natrafiłem na liska, co chodził koło drogi, a w samym Jaryszowie ciekawie rysujące się dwa rowerowe szlaki. Ogólnie okolice zachęcały pagórkami :-) Jaryszów przemknąłem dosyć sprawnie i znalazłem się na skrzyżowaniu dróg, prowadzących z Ujazdu. Przypomniały się baardzo stare czasy... :-) Ponowny start przesunął się w czasie o krótką chwilę. Gdy ruszałem, obróciłem głowę w lewo, zauważając taką samą Skodę, która zatrzymała się przy mnie na drodze przed Jaryszowem :-)
Do zjazdu na Klucz deptałem tak sobie, mimo że wiatr miałem w plecy. To chyba wypadkowa kilometrów, sporej przerwy i - przede wszystkim - braku odpowiedniego przygotowania kalorycznego! Niedługo potem byłem już jednak na głównej, prowadzącej w kierunku Zalesia. Miałem z górki, ale nie przełożyło się to na duży wzrost prędkości, choćby z racji wiatru. Przy stacji kolejowej przystanąłem zastanawiając się, czy jechać dalej, czy wrócić przez Cisową do Kędzierzyna. Nie czułem się odpowiednio przygotowany, w brzuchu miałem już pustkę, a dodatkowo temperatura otoczenia wzrastała, co przekładało się na komfort jazdy. Po chwili zastanowienia (lub jego braku ;-) ), postanowiłem kontynuować przejazd zgodnie z planem :-) Wturlałem się na polny szczyt i zrobiłem sobie krótki postój przy krzyżu, nie żałując podjętej wcześniej decyzji :-) Niebawem zauważyłem skradającego się czarnego kota, a później biegnącą sarnę - to w jedną, a później w drugą stronę :-) Zjazd do Czarnocina był szalony, choć później opadłem z sił. Po drugiej stronie autostrady jak zwykle wiało :-) Na wylocie z Kadłubca zauważyłem, że wyzerował mi się licznik(!) i trochę się wkurzyłem! Na szczęście dysponowałem jeszcze danymi z nawigacji. Wkrótce wturlałem się na szczyt Góry św. Anny, gdzie nabrałem smaka na lody! :-) Wyruszając sądziłem, że po drodze spotkam jakiś kolarzy. W końcu to sobota i piękna pogoda. Tymczasem o dziwo byłem jedynym rowerzystą. 
Zacząłem opadać z sił. Od Leśnicy zaczęła się cała seria postojów: prosta przed Raszową, przy sklepie w samej Raszowej, gdzie prawie z namiastką opętania opróżniłem sakwę podsiodłową w nadziei na jakieś zaskórniaki. Organizm domagał się uzupełnienia płynów. Siły jako takie miałem, nie miałem natomiast woli do dalszego pokonywania dystansu. Kolejny postój zaliczyłem w lesie za przejazdem kolejowym, Kłodnicę przeturlałem się na średniej przerzutce, później postój na światłach i kolejny w połowie drogi na Pogorzelec! Dalej już jakoś poszło, ale ciągłe przerwy wydłużyły szacowany czas przejazdu o około czterdzieści pięć minut! Na mecie miałem już dość.

Krótki przystanek przed Ujazdem.


Zaskoczony nowym odkryciem... :-)


Droga do Jaryszowa. Po jednej stronie pobocza karta do gry z gołą babą, a po drugiej kapliczka.


Wracam na chwilę myślami do Ujazdu.


Ech te wspomnienia... :-)


Postój na drodze do Czarnocina.


Przed Dolną. Odpoczynek od wiatru :-)


Na szczycie Góry św. Anny :-) Podziwiam widok na świetny rower ;-)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.