Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
279.46 km 0.00 km teren
12:08 h 23.03 km/h:
Maks. pr.:66.47 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Cabo da Roca 2016, dzień 2

Piątek, 27 maja 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0



Wpis na szybko, bo już jedenasta. Ostatni etap w Czechach był dość słaby z uwagi na nawierzchnię. Ponadto dały mi się we znaki ostatnie wysokie podjazdy. Zakładałem zatem na dziś absolutne minimum dystansu, który przyjąłem przed wyjazdem, a tu niespodzianka :-) Nocą pięknie się jechało! Mam nadzieję, że jutro nie będzie padać...

Pierwszy nocleg na wyprawie. Pierwszy zjazd szosą z asfaltu. Jak się później okaże, to była pierwsza wyprawa, gdzie czułem się w 110% swobodnie przy wyborze miejsca noclegowego. Żadnego oglądania się za siebie, żadnego nasłuchiwania, czysty odpoczynek.


Miejscówka bardzo fajna i mimo tego, że kolor mojego namiotu mocno odbiegał od moich kryteriów, a dodatkowo widać mnie było z bocznej drogi dojazdowej, to nie miałem żadnych obaw co do tego miejsca :-) To był też pierwszy wyprawowy poranek :-) Okolica dopiero powoli budziła się do życia, a ja już zaczynałem kręcić kilometry :-) Przez pierwsze kilka dni jazdy początkowe około stu kilometrów było niejako rozgrzewką :-) Dopiero po pokonaniu tego dystansu wchodziłem na jeszcze wyższe obroty i czułem, że organizm ma kopa :-) Inna sprawa, że ta "stówka" pękała w zasadzie późnym porankiem, gdyż wstawałem praktycznie razem ze słońcem :-)


Kamen. Małe śniadanie na ławce pod sklepem. W końcu można zjeść. Jak człowiek ;-)


Przez pierwszych kilka dni rozciągałem się przy okazji niektórych postojów, obawiając się o ścięgna, które załatwiłem sobie trzy tygodnie przed wyjazdem. Poza tym jechałem bardzo zadaniowo: licznik, średnia, dystans.


Tu nie mogłem się nie zatrzymać mimo, że jechałem dość mocno rozpędzony :-) Wełtawa w okolicach wioski Zvikovske Podhradi.


Suszenie śpiwora i namiotu podczas posiłku w miejscowości Mirotice. Zakup tego namiotu był owocem bardzo dużego kompromisu :-) Z uwagi na swój wzrost nie miałem w zasadzie żadnego wyboru :-) Miał nie być jednopowłokowy, ale nie było wyjścia... Efektem był zawsze mokry śpiwór, bo w tak "przytulnym" wnętrzu dotykanie ścianek namiotu było na porządku nocnym ;-)


Odpoczynek przed miejscowością Klatovy. Słońce już daje w kość...


Ostatnie kilometry na czeskiej ziemi :-) Widoki umilają jazdę i choć jest gorąco, a pod górę czasem jedzie się ciężko, to ogólnie morale wysokie :-)


Już w Niemczech. Jeszcze nie wiem czego się spodziewać. Lampkę w rowerze włączam szybciej niż zwykle, bo a nuż zaraz ktoś zadzwoni na policję... Inna sprawa, że tu wiele samochodów nawet o zmierzchu jeździ bez świateł. Ogólnie jednak jest bardzo spokojnie, okolica zadbana. Czekam pierwszego noclegu :-)


Lekko pokropiło. Jedną z miejscowości przemknąłem z prędkością zbliżoną do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, zaliczyłem kilka ładnych serpentyn (na jednej z nich sarna przebiegła mi drogę kilka metrów przede mną) i cieszyłem się z pewności jazdy po dobrej jakości asfalcie. Po tych wrażeniach schłodziłem się zieloną Colą :-) Czułem powiew świeżości, spowodowany poznawaniem całkiem nowych miejsc!
Kategoria WYPRAWY



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.