Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
27.44 km 0.00 km teren
01:33 h 17.70 km/h:
Maks. pr.:40.45 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Cabo da Roca 2016, dzień 7

Środa, 1 czerwca 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0


Kolejna deszczowa noc i w dodatku zimny poranek. Początkowo sądziłem, że uda mi się zrobić zakładane dwieście kilometrów, ale niestety... Warunki do jazdy były bardzo złe - odczuwałem to jeszcze mocniej po dwóch poprzednich dniach. Dobiłem do jakiegoś lokalu za Lapalisse i pijąc herbatę zastanawiałem się co dalej. W telewizji pokazywali powódź pod Paryżem, a także prognozy pogody. Miało lać do poniedziałku! Na myśl o przerwaniu jazdy rowerem aż łzy stanęły mi w oczach. Wraz z Aneczką szukaliśmy transportu koleją na południe Francji do strefy bez opadów, aż w końcu wpadłem na genialny pomysł :-) Telefon do Piotra i kilka minut przed północą byłem już w Pau :-)

Na nocleg zjechałem przed Urbise. Trawa w tym miejscu była tak wysoka i mokra, że znów zaczęło mi chlapać w butach... Poza tym grunt był nierówny i w wielu miejscach stała woda, ukryta w zieleni. Jakoś przeżyłem ten nocleg... O poranku wszystko było dramatycznie mokre. Pakowanie się w takich warunkach również nie należało do przyjemnych. Rower cały przemoczony mimo wszystko spisywał się bardzo dobrze. Wspaniały kompan w podróży!


Do Lapalisse wjechałem kompletnie przemoczony, walcząc z zimnem i trzęsąc się przy tym. Dodatkowo szarość dnia wkradała się w oczy. Duża strata ciepła i ogólne zmęczenie powodowało, że do mojego organizmu zaczęła wkradać się wyraźnie odczuwalna senność! To było ciężkie pięćset kilometrów...


Bez wyraźnego planu zjechałem z trasy do zauważonego z drogi lokalu. Znów w ruch poszła herbata z ogromnymi ilościami cukru. Siedziałem na wysokim taborecie wymęczony, zziębnięty i próbujący zebrać myśli. Głowa mówiła, by nie wychodzić na zewnątrz, ale mój plan na dziś mimo wszystko był ambitny - chciałem pokonać dziś dwieście kilometrów. Nie było wiadomo, czy mi się to uda, ale cały czas chciałem walczyć! Pękłem w momencie gdy zobaczyłem prognozę pogody. Mieliśmy środę a w TV mówili, że miało tak lać jeszcze do poniedziałku! Potwierdziła się zatem wczorajsza informacja uzyskana w serwisie rowerowym. Poza tym dowiedziałem się o zalanym Paryżu, autostradzie nieopodal niego, wezbranych rzekach i połamanych drzewach. Miałem świadomość tego, że każdą noc spędzam pod namiotem i tu pojawił się element ryzyka, na który nie miałem wpływu. Teoretycznie wszystko mogło się wydarzyć. Byłem również wymęczony dotychczasową jazdą w tych dramatycznych warunkach. Mimo tego chyba przez godzinę walczyłem ze sobą! Przecież chciałem cały dystans pokonać rowerem! To miało być moje osiągnięcie! Decyzję o pozostawieniu roweru podjąłem ze łzami w oczach... Zaczęliśmy wraz z Aneczką szukać połączeń kolejowych na południe Francji, w międzyczasie nieco okrzepłem, godząc się z podjętą decyzją. Wtem przypomniałem sobie o opcji awaryjnej, jaką zakładałem przed wyjazdem na tą wyprawę! Dlaczego dopiero teraz sobie o tym przypomniałem?!? Jeden telefon i po godzinie czasu poznałem Sebastiana - rumuńskiego kierowcę, którego zadaniem miało być dostarczenie mnie i roweru we wskazane przeze mnie dowolne miejsce na świecie ;-)
Kategoria WYPRAWY



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.