Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
200.81 km 0.00 km teren
09:07 h 22.03 km/h:
Maks. pr.:59.43 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Cabo da Roca 2016, dzień 9

Piątek, 3 czerwca 2016 · dodano: 13.10.2016 | Komentarze 0


Pierwsza faza dnia nie należała do najlepszych. Jechało mi się marnie, więcej stałem niż przemieszczałem się. Zrzucałem to na karb świeżości mięśni, aż tu nagle znalazłem się na wysokości prawie tysiąca dwustu metrów nad poziomem morza :-) To była ta przyczyna :-) Niemniej jednak do godziny siedemnastej przejechałem raptem tylko około stu trzydziestu kilometrów! W Sorii dopadł mnie też mocny, aczkolwiek krótki deszcz, a później uciekałem przed burzowymi chmurami, co poszło mi całkiem nieźle :-) W miejscowości El Burgo de Osma po raz pierwszy podczas tego wyjazdu żałowałem, że nie mogę zatrzymać się na dłużej. Ostatecznie przekraczając granicę dwustu kilometrów rozbiłem się w miejscu, które wydawało się być świetną miejscówką. Po wielu dniach, w końcu czekał na mnie suchy śpiwór i namiot! :-)

Pobudka wczesnym rankiem :-) Miejsce noclegowe udaje się opuścić w inny sposób, omijając ciernie ;-)


Caparroso. Wciąż otaczają mnie jakieś nierówności terenu przykuwające wzrok :-) W oddali ruina jakieś starej budowli. Wszystko jest jeszcze nieznane, świeże... Otoczenie wyostrza zmysły...


Zatrzymuję się, by obejrzeć pasmo górskie które jeszcze wczoraj było tak blisko! Dzień dopiero budzi się do życia, a ja wcinam pierwszą czekoladkę ;-) Do świadomości docierają kolejne cechy charakterystyczne tutejszych okolic - tym razem jest to wszechobecna przestrzeń.


Castejon. Ogromne ilości bocianów :-)


Na granicy prowincji Navarra, około dziesięciu kilometrów od miasta Cintruénigo, gdzie trochę pokręciłem w poszukiwaniu sklepu spożywczego :-) Hiszpańskie odległości i ilość sklepów jak na lekarstwo, nie pozwoliły mi odjechać z pustym brzuchem i bidonami ;-) Byłoby ciężko gdyby nie mapy googla, którymi się wspomagałem. Gdy już dotarłem do sklepu, planowałem pozostawić rower przy wózkach dziecięcych w środku sklepu - w holu było dość dużo miejsca. W trakcie parkowania dopadła mnie jedna z ekspedientek prosząc, by rower wyprowadzić na zewnątrz. Wskazała miejsce tuż przy wejściu i bardzo ekspresyjnie dała do zrozumienia, że będzie miała na niego oko. Po tak żywym przekazie, o sprzęt byłem w stu procentach spokojny :-) Na zakończenie zakupów pomachałem w podziękowaniu :-) Jeszcze przed wejściem do sklepu natknąłem się na kilka czarnych kobiet w nakryciach głowy przypominające burki, oraz sukniach aż do ziemi. Przez moment poczułem się jak w Afryce...


Zarys Gór Iberyjskich. Połykam kilometry :-)


Krótki przystanek w Valverde. Słońce już zaczyna prażyć - celowo wybieram miejsce na postój w cieniu.


Na granicy wspólnoty autonomicznej Kasylia i Leon. Wciąż zagłębiam się w jeszcze nie odkrytą Hiszpanię... :-)


Kilka kilometrów przed miastem Agreda. Jedzie się ciężko. Cały czas pod górę, słońce grzeje niemiłosiernie...


Wjazd do Agredy. Prawie w samo południe ;-) W końcu dociera do mnie, że muszę wysuszyć śpiwór i namiot. Odwlekałem to wcześniej, będąc pochłonięty urokiem Hiszpanii i chęcią pokonywania kolejnych kilometrów.


Cały dzień jechało mi się ciężko. Już sądziłem, że to zmęczenie mięśni, aż tu nagle... :-) Kilka kilometrów od miejscowości Olvega.  




Widok z trasy :-) Hiszpania jest pięknie pofałdowana :-)


Almenar de Soria. W poszukiwaniu sklepu. Niestety dookoła tylko pustka, oraz zupełnie podstarzały bar. Z nieba leje się żar!


Droga do Sorii. Hiszpańskie przestrzenie :-)


Po dłuższym pobycie w Sorii, gdzie w końcu podjadłem, naładowałem telefon, oraz zrobiłem zakupy na dalszy etap drogi. Niestety również w słonecznej zwykle Hiszpanii dopadł mnie deszcz! Pierwszy raz, gdy wjeżdżałem do Sorii. Padało krótko, ale obficie. W trakcie posiłku słyszałem też kilka grzmotów. Na obrzeżach miasta wstąpiłem do sklepu i taki oto widok ujrzałem po wyjściu. Trzeba było się śpieszyć! Na całe szczęście przed sobą miałem zjazd z wyżyny :-) Było po godzinie dziewiętnastej, a ja miałem ledwie sto czterdzieści kilometrów w nogach! Sprzyjało mi jednak szczęście - za Sorią gnałem jak wicher! :-)


El Burgo de Osma, to kolejne miejsce przez które tylko przemknąłem. I chyba po raz pierwszy podczas całego tego rajdu po Europie żałowałem, że nie mogę zatrzymać się na dłużej by pozwiedzać. Na zdjęciu tutejsza katedra.

Kolejny przykład na to, że ta wyprawa nauczyła mnie, aby nie martwić się o to o co nie musimy. Tuż za El Burgo de Osma trafiłem na stację, gdzie zrobiłem pełne zakupy :-) Ba! Zmieściły mi się one do saddlebaga, który nauczyłem się coraz to lepiej pakować :-) Niedaleko znalazłem też super miejscówkę na nocleg! Niewidoczny, a jednocześnie bardzo blisko drogi :-)
Kategoria WYPRAWY



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.