Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
146.69 km 0.00 km teren
07:11 h 20.42 km/h:
Maks. pr.:51.81 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Cabo da Roca 2016, dzień 13

Wtorek, 7 czerwca 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 0


Rano szybko okazało się, gdzie znajduje się dziura. Rosa osiadła na oponie wskazała miejsce ujścia powietrza. Dętka była pusta. Napompowałem koło i odjechałem trochę, by znaleźć odpowiednie miejsce do serwisu. Podczas wymiany zatrzymał się jakiś starszy pan pytając, czy mnie nie podwieźć :-) (podobnie jak dwie kobiety pytające wczoraj o to, czy wszystko OK., gdy wypoczywałem siedząc na barierce energochłonnej). Temperatura dawała w kość. Na liczniku ponad czterdzieści stopni! Straciłem też prawie godzinę kupując portugalską kartę SIM – nie wiadomo dlaczego nie działał internet. Dopiero telefon do działu obsługi załatwił sprawę :-) Karta SIM miała być elementem prezentu dla Aneczki i mimo tych problemów i wyraźnej straty czasowej, warto było czekać. Kolejne kilkadziesiąt minut zeszło mi na zakupach i posiłku. Od kilku dni mam wrażenie, że muszę częściej uzupełniać braki w żołądku :-) Najgorsze czekało jednak po drugiej stronie rzeki Tag. Gorąco chyba jak w piekle, duży ruch samochodowy, w tym i ciężarowy, ubytki w jezdni, a do tego męczące pagórki. Ostatnie kilkanaście kilometrów, jechało się jednak bardzo dobrze :-) Mogliby jednak Portugalczycy pomyśleć o lepszym zagospodarowaniu drogi dojazdowej. Ocean ujrzałem jeszcze przed metą. Mój cel... Tyle dni i tyle kilometrów... Okazało się też (zgodnie z tym czego się spodziewałem), że to nie cel sam w sobie, a droga do celu jest tym co najbardziej zapamiętamy. Na miejscu od razu spotkałem dwóch Polaków. Zrobiłem na nich wrażenie, podobnie jak na polskiej parze spotkanej kilka minut późnej. Znów byłem lokalną atrakcją ;-) W końcu nadszedł zachód słońca, który obejrzeliśmy razem z Aneczką :-) Super było być tu razem! Za miejscem na nocleg nie rozglądałem się zbyt długo :-) Taka noc trafia się raz w życiu! Przed snem odsunąłem tropik, by móc patrzeć na księżyc, gwiazdy, oraz światło latarni morskiej w oddali... JESTEM TU!

Ponownie okazało się, że miałem małe trudności ze znalezieniem miejsca na nocleg. Udało się jak zwykle, choć tym razem miałem wrażenie, że jestem bardziej odsłonięty.


Miałem też trochę szczęścia, gdyż uszkodzenie opony było po stronie, gdzie osiadła rosa pozwalała zobaczyć pęcherzyki powietrza wydobywające się z koła. Miejsce gdzie opona została przebita znalazłem więc w kilka sekund, co bardzo mocno przełożyło się na szybkość z jaką zwinąłem biwak :-) Powietrza w kole nie było wcale :-)


Dętkę zacząłem wymieniać już na głównej drodze, by nikt nie natknął się na mnie na miejscu noclegowym. Po chwili zatrzymała się jakaś ciężarówka. Przemknęło mi przez myśl, że kierowca chce mi pomóc, ale on tylko pytał o drogę. Gdy zorientował się, że jestem zupełnie niezorientowany, z miejsca mnie dosłownie olał :-) No dzięki...! ;-) Na szczęście ten niefortunny obraz zmył inny kierowca w pick-up'ie, który proponował podwózkę :-)


Przeprawa na rzece przed miejscowością Couco.


Przejazd obok miasta Coruche. Gorąco, oraz mocno niekomfortowy i do tego niebezpieczny bruk, wymuszały dużo koncentracji.


Odkąd wjechałem do Portugalii, rozglądałem się za miejscem, gdzie mógłbym kupić portugalski starter z internetem. Miałem przygotowaną niespodziankę dla Aneczki :-) W Salvaterra de Magos uzupełniłem i braki gotówkowe i kupiłem kartę SIM. Przy zakupie straciłem jednak ponad godzinę, gdyż dopiero po telefonie do operatora, w mojej komórce zaczął działać internet! Byłem już bliski by odpuścić, ale nie mogłem zrezygnować ze swojego zamiaru, gdy będę już na Cabo da Roca!


Za Benavente przystaję na zakupy, przy okazji susząc śpiwór. Samo suszenie trwa bardzo krótko, gdyż słońce bardzo mocno prażyło!


Typowo iberyjski widok w Vila Franca de Xira :-) Słońce nie daje żyć! Dodatkowo po drugiej stronie rzeki Tag miałem przed sobą miejskie aglomeracje, które dodatkowo utrudniały jazdę.


Wyjazd z Alverca do Ribatejo. Mimo naprawdę dużej odporności na wysokie temperatury, w końcu i ja zaczynam zauważalnie odczuwać palące słońce. Oj, tyle piwka... ;-) Mimo tego, większą ochotę mam wciąż na rower!


Loures. Jest piekło... Dodatkowo miejska aglomeracja ze wszystkimi "atrakcjami" takimi jak studzienki, nierówności, wyboje, czy masa skrzyżowań... Dodatkowo bardzo duży ruch samochodowy, a każdy mijający mnie pojazd był jak gorący piekarnik, dodatkowo grzejący otaczające mnie powietrze! Zaczynam również obawiać się o wypalone rany na nadgarstkach, karku i lewym uchu... Czy to się zagoi bez śladu? Mimo tych niedogodności staram się miarowo pokonywać dystans. Czuć już smak zwycięstwa!


W końcu trochę się przerzedziło, ale nierówne nawierzchnie, a ponad to oczywiście bardzo wysoka temperatura i podjazdy już mocno dawały mi w kość...! Tu przejazd przez Almargem do Bispo.


Jest! Gdy po raz pierwszy go ujrzałem, zrobił na mnie wrażenie... Bezkres. To jedyne słowo, które cisnęło się na usta. Oczywiście swoją cegiełkę dołożyła też ciągła świadomość celu i stan świadomości, gdy już miałem go dosłownie na wyciągnięcie ręki!


To już końcówka... Nie było jednak łatwo, bo jeszcze kilkaset metrów wcześniej przystawałem aby odpocząć, a przy okazji nieco się posilić. Dzisiejszy dzień, głównie za sprawą bardzo wysokiej temperatury (licznik pokazywał nawet ponad czterdzieści stopni!), był bardzo wyczerpujący.


Wtorek, 7 czerwca 2016, godzina 18:15... :-) Jestem! Czuję się spokojny, choć w świadomości rodzi się delikatne uczucie zwycięstwa :-) Nie odpuściłem. Nie zapomniałem. Nie przestałem myśleć i widzieć celu. Tylko kilkanaście dni życia i rower, a tak wiele można osiągnąć! To lekcja na całe życie! JESTEM TU!
Kategoria WYPRAWY



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.