Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
165.84 km 0.00 km teren
06:21 h 26.12 km/h:
Maks. pr.:64.88 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Biskupia Kopa i takie tam ;-)

Niedziela, 14 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Podobnie jak wczoraj, wstałem wczesnym rankiem. Widok za oknem nie skłaniał do wyjścia. Wszędzie była mgła! Gdy wyszedłem na balkon poczułem też zimno... Postanowiłem więc nie śpieszyć się ze śniadaniem, podczas którego obmyśliłem też w co się ubiorę.



Nie zdołałem jeszcze zjechać z drogi rowerowej, a już na sztycy widać było sporej wielkości krople wody. Bardzo szybko nasiąknął także baranek, a już na obwodnicy woda spływała z kasku... Na tablicy pokazywało niecałe dziewięć stopni. Widoczność również była mizerna i gdy zjechałem na drogę krajową w kierunku Opola, zacząłem się nawet zastanawiać na ile ta jazda jest bezpieczna. Finalnie pierwsze symptomy pozytywnych zmian dostrzegłem w Pokrzywnicy, a gdy wyjechałem z lasu przed Twardawą, dało się już odczuć minimalne ciepełko od przebijającego się słoneczka :-)
Na wysokości Wierzchu ponownie na polu pojawił się ten sam stary niby-jamnik co ostatnio, ale tym razem już bez niemieckiego kompana. Biegł w moją stronę szczekając, ale ostatecznie utopił się gdzieś w trawie w rowie tuż przy drodze ;-) Tymczasem pogoda znacznie się poprawiła :-) Słońce zaczęło wyraźnie świecić, a na błękitnym niebie były sympatyczne pojedyncze chmurki :-) Myślałem przez chwilę jak rozplanować jedzenie na trasie i ostatecznie uznałem, że stacja benzynowa w Prudniku będzie dobrym miejscem, aby zachować na dalszy etap prowiant zabrany z domu. Gdy już ruszyłem w drogę, przed moimi oczami zaczęły rozpościerać się górskie pasma Parku Krajobrazowego Gór Opawskich. Cudowne warunki do szosowania...
Po drugiej stronie granicy szybko doturlałem się do podnóża Biskupskiej Kopy, po czym zacząłem się na nią wspinać. Nie zajęło mi to więcej czasu niż standardowo, a dodatkowo znalazłem dwanaście groszy - polskich, żeby nie było :-) Na przełęczy zerknąłem na parking w poszukiwaniu samochodu na lubelskich rejestracjach, który wyprzedzał mnie na podjeździe, ale widać pojechał gdzieś dalej. I ja nie zatrzymywałem się ani na moment :-) Zachowując uwagę puściłem się dół. Po cichu liczyłem na pobicie swojego życiowego MXS ale mimo tego, że starałem się zbytnio nie hamować i jechać jak najbardziej optymalnym torem jazdy, nie powiodło mi się to. Jechałem pod wiatr, który później towarzyszył mi podczas całej wizyty w Czechach, zwalniając moje tempo. Pomykałem dalej walcząc z oporem, aż tu w jednej z miejscowości natknąłem się na chyba podpitych jegomości. Jednego z nich - stojącego jak baran na samym środku jezdni! - minąłem w niewielkiej odległości. Aż krzyknąłem do niego po polsku - wiadomo co ;-) Adrenalina zeszła ze mnie na szczęście całkiem szybko, gdyż niedługo potem załapałem się na audycję lokalnego radia, puszczaną z ulicznych megafonów ;-)
Na skrzyżowaniu udałem się w kierunku Krnova. Miałem spory zapas czasu. Początkowo droga była bardzo zachęcająca, później też dało radę, ale nawierzchnia nie była już tak dobra. Mimo wszystko na pewno będę chciał tu jeszcze pokręcić :-) Łykałem ten dystans, spowalniany mocno przez wiatr. Zaczęło mi też chodzić po głowie, czy nie wjechać przy okazji na Cvilin, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu i cały Krnov po prostu tylko przejechałem. Po polskiej stronie zaczęło się już po prostu mozolne pokonywanie kilometrów. Poprawiłem nawet średnią, a że widoczki naokoło były zacne, cieszyło mnie to tym bardziej :-) Do domku dojechałem już wyraźnie zmęczony. Niespodziwanie zgraliśmy się tak, że pod klatką zastałem Aneczkę i dzieciaki wracające z placu zabaw :-)

Stacja Prudnik ;-)


Widoczki tuż za Prudnikiem :-) Tutaj Biskupia Kopa.


No weź się tu nie zatrzymaj... Pole rzepaku rozciągało się dużo dalej, niż sięga zdjęcie. Świetnie się jechało...


Widokowy standard z podjazdu na Biskupią Kopę :-)


Postój na jedzonko :-)


Nowo poznany odcinek drogi w Czechach :-) Przyjemnie na szosie :-)


Okolice Mesto Albrechtice. Kolejny energetyczny postój.


Witaj Polsko! ;-)


Postój na telefon :-) A co tam! Na widoczki też sobie przy okazji popatrzę! ;-)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.