Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
326.97 km 0.00 km teren
12:13 h 26.76 km/h:
Maks. pr.:62.11 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

300 :-)

Sobota, 27 maja 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

Pomysł na taką trasę pojawił się już jakiś czas temu. W czwartek otrzymałem framebaga od Rafała, więc mogłem już planować dłuższe wyjazdy dalej od domu. Decyzja o starcie przyszła bardzo szybko - w końcu miał być ładny weekend.



Wystartowałem krótko po piątej. Na obwodnicy minąłem najpierw łabędzie, a później trzy sarny na polu, które nawet na moment nie zwróciły na mnie uwagi. W drodze do Raciborza podziwiałem piękne polne widoki na okolicznych wzgórzach. Na dokładkę uroku dodawało im wschodzące słońce. Było naprawdę pięknie! W samym Raciborzu stałem chyba na wszystkich światłach - podobnie jak zresztą podczas całego wyjazdu. Wkrótce jednak złapałem tempo i po czeskiej stronie zacząłem już jechać dość fajnie :-) W Cieszynie trochę porozglądałem się za granicznym mostem, gdzie jakieś sto lat temu celnik nakrył mnie na przemycie alkoholu ;-)
Wkrótce wjechałem na Słowację, gdzie straszyć mnie zaczęła siwa chmura wisząca mi nad głową. Na szczęście nic złego z niej nie wyleciało ;-) To był krótki odcinek, lecz niestety musiałem zwalniać na nierównej drodze. Po polskiej stronie było już zdecydowanie lepiej, a poza tym zaczęły się pierwsze wzniesienia :-) Początkowo nie bardzo miałem werwę, aby na nie wjeżdżać, ale minęło to dość szybko :-) Niebawem czekał mnie monotonny odcinek do Żywca. Jak to w górach - jedna uliczka i spory ruch na niej. Za Żywcem na horyzoncie zaczęli pojawiać się też inni rowerzyści :-) Do jednej z grup dołączyłem na krotką pogawędkę, gdy po uprzednim wyprzedzeniu ich przeze mnie, minęli mnie na postoju na SMSa. Byli z Katowic i mieli w planach pokonać dziś około dwieście kilometrów. Całkiem nieźle jak na sakwy, grubaśne opony i co by nie było górski charakter trasy. Gdy już od nich odjechałem, dojechali mnie na wylocie ze Szczyrku, gdy zbierałem się w dalszą trasę po przerwie na posiłek, żartując przy tym z mojego tempa ;-) Machnąłem do nich już tylko przyjaźnie i ruszyłem na podjazd, który co prawda do najtrudniejszych nie należał, ale pokonując go odczuwałem już brak świeżości. Na zjeździe również nie było jakiegoś szaleństwa, gdyż przeszkadzał wiatr. Podobnie było gdy przekroczyłem granicę państwa i jadąc w kierunku Żywca na lekkiej równi w dół, musiałem pedałować, bo wiatr stawiał opór... Minąłem też miejsce, gdzie w starych czasach zatrzymałem się na postój swoim nieodżałowanym Mercedesem... :-)
W samej Wiśle nawet się nie zatrzymałem. Może jeszcze wjechałbym na Rynek, ale na ulicy która do niego prowadziła, widniał zakaz wjazdu. Duży ruch samochodowy i ogólny zgiełk szybko przegoniły mnie z tego miasta. Jedynie co, obróciłem głowę w kierunku pensjonatu, w którym spędzałem kolonie dwadzieścia(!) lat temu. Czekała mnie teraz trasa w kierunku Żor, drogą o dużym natężeniu ruchu. Mimo tego jechało się komfortowo, choć czasem brakowało pasa awaryjnego. Z drugiej strony jazda tym pasem powodowała we mnie irytację, z uwagi na ilość brudu jaki na nim zalegał. W końcu znalazłem się w Żorach, gdzie planowałem małe zakupy spożywcze, ale nie było tu ku temu sposobności. Sklepy co prawda były otwarte, ale wymuszały daleki zjazd z trasy, lub były to po prostu duże dyskonty. Wjeżdżając do Rybnika miałem już nabite dwieście osiemdziesiąt kilometrów. Poczułem lekki smak sukcesu! :-) Tak! Uda się! :-) Bardzo sprawnie pokonałem miasto, zatrzymując się na zaplanowane zakupy i hej do przodu! :-) Pomimo dystansu i zmęczenia, byłem w stanie wykrzesać z siebie moc do efektywnej jazdy i gdyby nie zła nawierzchnia, jechałbym jeszcze szybciej. W końcu też zmniejszyła się też siła wiatru, który to towarzyszył mi aż do samych Żor! W końcu stało się! Trzysta kilometrów "pękło" w Nędzy na znanym mi już odcinku :-) Ponadto pojawiła się też szansa na wcześniejsze ukończenie trasy, co jeszcze trochę dodatkowo mnie napędziło :-) Pokonywałem las na słabej jakości asfalcie, ale sytuacja na szczęście zmieniła się, gdy wjechałem do Dziergowic. Byłem już u siebie! Na jednym z zakrętów passat na OK wyprzedzał mnie na takich piskach opon, że aż mu się awaryjne włączyły :-) Nagle rozległy się dźwięki strażackiej syreny! Gdy wyjechałem zza ostrego zakrętu w pobliżu OSP, zauważyłem chłopaka gnającego na rowerze, a za chwilę jakiegoś Forda Mondeo wyprzedzającego go na wariata i uciekającego na swój pas, by nie doszło do bliskiego spotkania ze mną. Chłopak na rowerze krzyknął coś jeszcze do mnie o wyjeżdżającej straży i tyle ich widziałem! Wprowadziło to trochę niepokoju, ale gdy odjechałem kilkaset metrów za wieś, zupełnie już przestałem się martwić. Już w Lubieszowie przypadkiem dowiedziałem się, że jednostka straży zjechała gdzieś w dół na pola. Łykałem dystans dalej. Wszystko przebiegało pomyślnie, aż do Starego Koźla, gdzie bez żadnego znaku wcześniej zastałem zamkniętą drogę do tej wsi! Chwilę potem pojawiła się na rowerze jakaś pani z już siwymi włosami. Wracała z Mosznej, padł jej telefon i pogubiła drogi. Miała jeszcze kawałek do Gliwic i sto sześćdziesiąt kilometrów w nogach. Szacunek...! Mnie czekała natomiast piaszczysta przeprawa, gdzie nieco straciłem na średniej, ale co tam! I tak było zacnie! :-) Gdy wjechałem na osiedle przypomniałem sobie, że przecież nie mam kluczy z domu! Czekała mnie więc jeszcze wizyta na festynie odbywającym się nieopodal :-)

Pierwszy postój za Długomiłowicami.


Za Raciborzem. Stoję i stoję! Podczas tego wyjazdu zaliczyłem chyba wszystkie postoje na przejazdach i światłach! :-)


Już po czeskiej stronie. Ropica.


Okolice Trzyńca. Miałem się nie zatrzymywać, ale jednak... ;-) Gdy już miałem startować, tuż nad moją głową przeleciał samolot :-)


Wioska smerfów na Słowacji ;-) Czerne.


Skalite. Postój wymuszony wymianą baterii w nawigacji.


Pożegnanie ze Słowacją.


To już wolę jechać pod prąd ;-)


Beskidzkie widoki :-)


Browar w Żywcu :-)


Prawda, że nam do twarzy? ;-)


Podjazd w kierunku Wisły.


Już w drodze do domu. Wylot ze Skoczowa.


Ochaby Wielkie. Krótki odpoczynek.


Przy Jeziorze Rybnickim :-)


Jest! :-)


Wjazd do Starego Koźla... Dobrze, że chociaż obejść to można! :-)



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.