Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
268.56 km 0.00 km teren
10:39 h 25.22 km/h:
Maks. pr.:62.01 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Pożegnanie z MRDP

Czwartek, 15 czerwca 2017 · dodano: 23.12.2017 | Komentarze 0

W nocy nie mogłem zasnąć. Budziłem się jeszcze przed pierwszą, a wstawać miałem przed piątą rano. Finalnie przełożyło się to na nieco późniejszy wyjazd.



Przesunięty start spowodował, że na zewnątrz było już całkiem ciepło. Początkowo nie miałem jakoś motywacji. To nie był ten kierunek! Przekonałem się jakoś do jazdy wiedząc, że z czasem napędzi mnie dzisiejszy cel pokonania granicy czterystu kilometrów. Po przekroczeniu granicy kraju, okolica wydała mi się inna. Co pogoda robi z otoczeniem! Dziś zupełnie inaczej mi się jechało! :-) Zgodnie z założeniem, udało mi się również odwiedzić moje pierwsze miejsce noclegowe na pierwszej wyprawie w życiu :-) Drzewka zdążyły już urosnąć, ale przecież ostatni raz byłem tu siedem lat temu...! Miło było tu wstąpić :-) Nie zatrzymywałem się jednak na długo, znów będąc w drodze. Niestety po około stu trzydziestym kilometrze, zacząłem męczyć się jazdą. Nie byłem zmęczony fizycznie, wydolnościowo, lecz jakoś zaczęło brakować mi werwy do jazdy. Cały czas cieszyłem się widoczkami i komfortową nawierzchnią, ale finalnie przed Sumperkiem byłem już jakoś tak dziwnie wymęczony, że postanowiłem skrócić trasę jeszcze bardziej niż ostatnio. Do tego rozmyślałem o tegorocznym MRDP i bardzo szybko doszedłem do wniosku, że mój start w tym roku absolutnie muszę odpuścić. Jeśli nie jestem w stanie pokonać bariery czterystu kilometrów, nie mam co liczyć choćby na kwalifikację na mecie. Dalsze kilometry męczyły mnie coraz bardziej. Dodatkowo zgubiłem gdzieś świeżość i co prawda gdy wjechałem na podjazd od zachodniej strony Pradziada i byłem w stanie pokonywać go miarowo i dość szybko to wiedziałem, że coś jest nie tak... Na moim fotograficznym postoju minął mnie wylajtowany kolarz, który kilka minut wcześniej siedział na przystanku i odpoczywał. Gdy ruszyłem, wyprzedziłem go ze znaczną różnicą prędkości! Później doszedłem dwóch innych, jadących koło siebie. Ten na przedzie uczepił się mojego tylnego koła i podprowadziłem go pod wiatr przez kilka następnych serpentyn. Ów drugi został daleko w tyle, nie licząc się w ogóle w tej konkurencji. To gdzie ja w końcu jestem?!? W którym miejscu rowerowej drabiny? Niestety w tym roku również na to pytanie sobie nie odpowiem i w zasadzie to nie wiem, czy w najbliższej przyszłości będzie ku temu okazja... Może czas najwyższy postawić przed sobą inne cele? Ograniczyć rower? Te myśli krążyły mi w głowie już od miesięcy... Wizyta w Slezskiej Harcie miała być fajnym sentymentalnym punktem na trasie a kto wie, czy po siedmiu latach nie zatoczyło się koło... roweru - chciałoby się rzec. Siedem lat pełnego rowerowania, ale sytuacja życiowa już dawno przecież uległa zmianie. Są dzieci, rodzina, inne cele w życiu. Przez następne tygodnie będę się nad tym zastanawiał... Na pewno nie odstawię roweru, ale jaka ma być ostatecznie jego rola w moim życiu?
Przełęcz osiągnąłem dosłownie chwilę po moim "ogonie" (zatrzymywałem się na zdjęcie) i nie zatrzymując się pognałem w dół. Niedługo potem ujrzałem jeden z piękniejszych widoków ostatnich miesięcy! Dolina oświetlona słońcem, a w dole miasteczko... Określiłem je w pięciu słowach typowym polskim językiem, z czego tylko "ja" i "ale" nadają się do publikacji ;-) Nie zatrzymywałem się na zdjęcie, ale ten widok ostatecznie przesunął tą trasę na podium, a kto wie - może nawet i na pierwsze miejsce - najpiękniejszych tras okolicy! Nawet setki motorów nie przysłoniły jej uroku i mimo, że momentami czułem się dosłownie jak na torze podczas GP, to każdy z kierowców zachowywał kulturę i duży margines bezpieczeństwa. Oj... Muszę tą trasę powtórzyć! Koniecznie! Tym razem w drugą stronę, bo od strony Sumperka jest slśniący jeszcze nowością asfalt :-) Przez Jesionik przejechałem dość słabo, a od Głuchołaz jazda zaczęła męczyć mnie jeszcze bardziej - doszło już zmęczenie fizyczne, a i psychicznie zacząłem już przeliczać kilometry. Jechało się ciężko. Wyglądałem już Prudnika - teren za miastem pozwoliłby rozwinąć wyższe prędkości. Faktycznie tak było, ale wciąż pokonywałem dystans bez świeżości, z jakimś balastem, towarzyszącym mi praktycznie od startu i dodatkowo cały czas pod wiatr. Wciąż rozmyślałem też na temat roweru... Siedem lat, piękne wspomnienia i JA. Bo przecież rower to ja. Jeszcze niedawno nie przypuszczałbym, że taki temat w ogóle pojawi się w mojej głowie. A na pewno nie tak niespodziewanie! Tymczasem łykałem dystans. Od Głogówka było już nieco łatwiej - byłem już praktycznie u siebie, co potwierdzał widok Góry św. Anny :-) Wymęczony trasą, bardzo się nim ucieszyłem :-) Przy okazji tego wyjazdu udało mi się wypróbować lusterko, kupione już dość dawno temu. Spełniało swoją rolę, ale czy ponad sto złotych to cena za którą należy je nabyć? Raczej wątpię... Dalsza droga do domu, to było już typowe miarowe pokonywanie kolejnych metrów...
I co dalej będzie?

Powrót po siedmiu latach... :-)


Pradziad widziany z okolic Rymarova.


Gdzieś w Czechach ;-) Słabo mi się jedzie...


Piękne widoki na trasie...


Wspaniała górska droga! :-)


Przy Pradziadzie :-) Po prawej kolarz odpoczywający na przystanku.


Widoków ciąg dalszy... W dole kolarz jadący wcześniej w parze.


Przystanek tuż przed Głuchołazami. Mam już dość jazdy.


Przed Prudnikiem. Biskupia Kopa. Lecący nieopodal bocian dopełnia ten fajny widok :-)


Powolne "zjadanie" kilometrów za Prudnikiem.


Góra św. Anny! Minąłem Głogówek.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.