Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
11.15 km 0.00 km teren
00:21 h 31.86 km/h:
Maks. pr.:51.32 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Lekko treningowo? ;-) 210618

Czwartek, 21 czerwca 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Wczoraj mimo bardzo fajnej pogody ominęło mnie wyjście na rower. W ciągu dnia odłożyłem je na popołudnie, a zaś po południu składaliśmy półki do pokoju dzieci i czas gdzieś się ulotnił. Dziś po południu dopadła mnie za to ogromna chęć nie tyle na samo wyjście na rower, co na dosłowne przegonienie organizmu. Było już po siedemnastej, więc trasa która wpadła mi do głowy w pierwszej kolejności (Sławięcice, Zalesie, Dolna, Poręba, Leśnica) nie miała szans realizacji. Dodatkowo w międzyczasie wpadła do mnie informacja o zapowiadanym gwałtownym załamaniu pogody. Postanowiłem więc wyjść choć na kilkanaście minut - na trasę przez Koźle.



Schodząc z rowerem troszkę rozmyślałem. Znów do głowy wpadła mi myśl, że rower to jest ta aktywność co do której jestem pewien na dwieście procent, że powinienem w życiu ją wykonywać :-) Ruszyłem standardowo, ale już pod koniec Kozielskiej musiałem się zatrzymać z powodu niedomagającej manetki tylnej przerzutki. Znowu... Kolejny postój miałem na pierwszym przystanku na Wyspiańskiego. Moja wina i to po całości. Już dawno miałem tam zajrzeć! Na całe szczęście drugi postój częściowo rozwiązał problem. Przerzutka nie działała w pełni prawidłowo w swoim zakresie i nie mogłem wbić najcięższej zębatki, ale dało radę w miarę normalnie jechać :-) Przy "wielobranżówce" wyprzedził mnie TIR, którego doszedłem na światłach przy komendzie Policji. Po starcie miałem zatem fajnego "zająca" i od razu wiedziałem, że w razie czego za nic nie wjadę na drogę rowerową na wylocie z Koźla :-) Trzeba przyznać, że to właśnie ten pojazd "zrobił" mi dzisiejszą średnią :-) Jechało się bez praktycznie żadnych oporów z przodu, ale jeszcze pomiędzy miejską zabudową trzeba było bardzo uważać na studzienki i inne asfaltowe przeszkody, zaś w okolicach parku aż do samego ronda, mocno smagał boczny wiatr. Rower nie miał pełnej sterowności i było to czuć bardzo wyraźnie. Mimo tych niedogodności czułem się na nim całkiem pewnie. Ciężarówka odjechała na rondzie w kierunku Reńskiej Wsi, natomiast ja pognałem obwodnicą w kierunku domu. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że miałem wdepnąć na Dębową, aby cyknąć jakąś fotkę z wyjazdu. Wcale się tym nie przejąłem, ale po czasie doszedłem jednak do wniosku, że to będzie lekka lipa, jeśli wyjazd będzie bez zdjęcia. Co by nie było, to właśnie dzięki zdjęciom każdy wyjazd lepiej zapada w pamięci. Póki co gnałem przed siebie. O dziwo jechałem jakoś lepiej niż w ostatnim czasie. Kadencja raczej z tych bardzo fajnych, prędkość też bo stałe okolice "czterdziestki"... Co jest grane?!? ;-) Minimalnie zwolniłem przed i na moście, ale już za nim ponownie zacząłem deptać. I to jeszcze mocniej! (pewnie też dzięki lekkiemu spadkowi wysokości). Pasy oddzielające pas awaryjny którym się poruszałem uciekały jeden za drugim! Ciąłem! Dopadła mnie kolka - chyba po raz pierwszy na rowerze! :-) Mimo tego wyznaczyłem sobie znak drogowy w nieodległym dystansie przed sobą, aby do tego miejsca osiągnąć zadaną, jeszcze większą prędkość i... minąłem go, a dosłownie w pół sekundy później na wyświetlaczu licznika pojawiła się owa wartość tak, jakby dosłownie wyskoczyła z mojej głowy! Byłem ekstremalnie nakręcony! Czułem, że kocham, dosłownie KOCHAM szosę! Nieziemskie uczucie...! Na drodze rowerowej standardowo zwolniłem, ale wjeżdżając na Starą już w kierunku domu nagle znów zapragnąłem prędkości! But! Podobnie na Kościuszki, gdzie na średniej kasecie leciałem prawie pięć dych! Prędkość to było jednak tylko jedno! Obroty korby i sztywność ramy również robiły swoją robotę! W momencie gdy jeszcze bardziej depnąłem na pedały, rower momentalnie zwiększył prędkość! Bez żadnego ale! Bez żadnego marudzenia! Bez żadnego opóźnienia! Bez pytań i wątpliwości! Ogień! Genialne... Po prostu genialne... Przed klatką czułem wpływ wysiłku, ale od środka rozrywała mnie euforia! Gdybym był gdzieś na trasie, być może zacząłbym krzyczeć z radości! Chciało mi się pić, było gorąco, parno w otoczeniu i gorąco w moim ciele. Głowa parowała...! Wziąłem bidon do ręki, pociągnąłem łyk, po czym chlusnąłem sobie na głowę uważając, by nie ochlapać roweru. I znów łyk, tym razem mniejszy... Ogarniała mnie euforia...

Zapasowe zdjęcie ;-) Załamanie przyszło w kilka minut po moim powrocie i wieczór zrobił się bardzo szary... :-) U mnie jednak świeciło słońce! :-) Mocno... :-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.