Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
90.50 km 0.00 km teren
03:11 h 28.43 km/h:
Maks. pr.:64.92 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Toszecka na niby spokojnie ;-)

Sobota, 28 lipca 2018 · dodano: 09.12.2018 | Komentarze 0

Na dziś miał przypaść ostatni lipcowy dzień, w który liczyłem na ewentualny start na czterysetkę. Niestety nic z tego nie wyszło, za sprawą burzowych prognoz pogody. Z drugiej strony ewentualny sierpniowy termin pozwoli mi lepiej przygotować się do takiej trasy i nie będzie to start z marszu, a poza tym sierpniowe warunki będą bardziej zbliżone do terminu startu MRDP Zachód, więc zyskam pewnie więcej doświadczeń :-) Co by nie było, po dzisiejszej porannej pracy, postanowiłem wypiąć się na prognozy i zaplanowałem toszecki przejazd. Jakoś nie wierzyłem, że w tym czasie będą u nas jakieś burze :-)



Start zgodnie z założeniem był bardzo spokojny :-) Za wiaduktem znowu przypomniałem sobie o zamkniętej ulicy Wojska Polskiego, ale tym razem nie pojechałem do parku, a udałem się po prostu na drugą stronę ulicy i przy pływalni włączyłem się płynnie do ruchu :-) Cały czas delikatnie napędzałem rower :-) Na Kanale Gliwickim minąłem syna od znajomych, jadącego na rowerze :-) Trochę późno się zreflektowałem, ale i tak nie zostałem zauważony :-) Jechałem dalej i nawet w lesie przed Sławięcicami jakoś nadmiernie nie przycisnąłem :-) Od samego startu za to, co kilka minut sięgałem po bidon i robiłem dwa, lub trzy łyki. Było naprawdę gorąco! Na bank powyżej trzydziestu stopni! Łykałem dystans powoli i w zasadzie dopiero za Łanami zacząłem mocniej deptać :-) Zjeżdżając w Niewieszach na drogę do Toszka, wymieniliśmy pozdrowienia z grupą kolarzy :-) Fajnie tak jechać na szosie i stanowić ułamek jakieś rowerowej kultury... :-) A takie pozdrowienia nie były ostatnimi dzisiejszego dnia! :-) Z nieba lał się żar i nie jechało się jakoś nadzwyczajnie lekko. Nawet zjazd w Toszku nie był wykorzystany przeze mnie optymalnie :-) Przepuściłem za to na pasach jakąś panią z wózkiem, za co zostałem wynagrodzony szczerym uśmiechem :-) Miło :-) Dopiero wylot z Toszka i tamtejszy zjazd nieco mnie napędził :-) Oczywiście później było lekko pod górkę i tam jakby zeszło ze mnie powietrze, ale kolejne kilometry wkładały moc w moje nogi :-) Dopiero się rozpędzałem! Na wysokości Kotulina machnąłem w pozdrowieniu jakiemuś kolarzowi po swojej lewej, który włączał się do ruchu. Od jakiegoś czasu byłem już jednak rozkręcony i gdy po chwili obejrzałem się za siebie, po owym kolarzu nie było praktycznie śladu - jakiś mały gdzieś na horyzoncie. To jeszcze mocniej dodało mi kopa! Wrzuciłem wyższy bieg i but w pedały! Super się jechało! Na wlocie do Błotnicy Strzeleckiej dość inteligentnie pozwoliłem się wyprzedzić przez samochód, za co dostało mi się podziękowanie w postaci awaryjnych świateł :-) Dobrze tak jechać we wzajemnej symbiozie :-) Podobnie było w Strzelcach, gdzie jeden z kierujących zjechał dla mnie maksymalnie do osi jezdni tak, abym mógł bez problemu podjechać do świateł na skrzyżowaniu. Wkrótce zjechałem z głównej, ale tempo raczej nie spadło :-) Dopiero gdy zwróciłem się ku Górze św. Anny, ukształtowanie terenu lekko pod górkę i przeciwny wiatr, bardzo wyraźnie mnie spowolniły :-) Pchałem ścianę :-) Sam podjazd zrobiłem jednak bardzo fajnie :-) Na chwilę przystanąłem nieopodal Karola (moja miejscówka została zajęta dosłownie dwie sekundy przed moim przybyciem), po czym puściłem się w dół :-) Czułem energię w nogach, a co lepsze - inaczej rozplanowane nawadnianie dało wyraźnie zauważalne efekty w dolnych kończynach! Na własne oczy zauważyłem dotychczasowe błędy... Może będzie się dało zniwelować te wieloletnie zaniedbania? Czas pokaże. Tymczasem dałem się porwać grawitacji, docierając aż do pierwszego skrzyżowania w Kalinowie. Taki był plan ;-) Zjeżdżać dopóty nie trzeba będzie pedałować z lekkim oporem :-) Zawróciłem i udałem się w kierunku Kadłubca, a stamtąd do Poręby, tuż przed nią przyciskając mocniej i uciekając przed "ścigającym" mnie ciągnikiem :-) Moje ulubione serpentyny przejechałem na nieco mniejszym gazie i krótko potem wjechałem na "Alpenstrasse", gdzie jeszcze przed nawrotem, musiałem uciekać prawie do rowu przed nadjeżdżającym z przeciwka Fordem Galaxy. Kierujący ani się nie zatrzymał... Nie to, żeby w ślepym zakręcie jechał z bezpieczną prędkością, bo po co...? Szybko o nim zapomniałem i sam podjazd pokonałem nadzwyczaj dobrze :-) Lekki kryzys tlenowy dopadł mnie już na wypłaszczeniu :-) Na chwilę zmniejszyłem tempo i dalej w długą :-) Niebawem ponownie byłem na serpentynkach, a gdy je minąłem, całkiem fajnie dodeptałem do Leśnicy :-) Stamtąd, mimo przeciwnego wiatru dość sprawnie doleciałem do Raszowej :-) Lasu prawie nie pamiętam ;-) Kłodnica, przejazd między autami na skrzyżowaniu z nie palącymi się światłami i powolne wyciszanie na Wyspiańskiego, trwające już do samego domku :-) Później pomyślałem sobie, że mogłem już trochę wcześniej zmniejszyć tempo. Zrobimy tak następnym razem! :-) Dodatkowo podczas tego wyjazdu ostatecznie okazało się, że ułożenie siodełka jest teraz dużo, dużo lepsze :-) Śmigamy dalej! :-)

Barka na Kanale Gliwickim przed Ujazdem :-) A na barce - rowery! :-)


Góra św. Anny :-)


Tradycyjne "cześć" tym razem z lekko zasłoniętymi widoczkami ;-)


Jeszcze raz Góra św. Anny :-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.