Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
120.67 km 0.00 km teren
04:12 h 28.73 km/h:
Maks. pr.:50.16 km/h
Temperatura:34.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Kluczborska trasa z kolką ;-)

Poniedziałek, 13 sierpnia 2018 · dodano: 09.12.2018 | Komentarze 0

Obudziłem się z samego rana i od razu ucieszyło mnie bezchmurne niebko :-) Momentalnie do głowy wpadła mi myśl, że to będzie dobry dzień na rower :-) Temperatura nawet nie musiała się rozkręcać, bo gorąco było praktycznie od samego początku :-) Do południa popracowaliśmy troszkę na podwórku, zatem wyjście na dwa kółka zaplanowałem sobie na po obiadku :-) Uśmiechałem się lekko w myślach... Kiedyś takie trasy zajmowały mi cały dzień... :-) Start miałem zaplanowany na czternastą :-)



Gorąco dawało się we znaki od samego początku :-) Budowałem sobie średnią powoli, choć znów podświadomie zacząłem jechać szybciej, niż bym tego chciał :-) Szybko też doszedłem do wniosku, że nie bardzo jest gdzie tu jeździć na szosie! Z początku tak chwalona przeze mnie trasa do Namysłowa, zrobiła się z czasem wyboista i podziurawiona. Nie wiem tylko, czy to asfalt z upływem czasu tak się postarzał, czy to moje wymagania wzrosły. Do Namysłowa ot po prostu dojechałem, walcząc trochę z wiatrem :-) Zmieniając kierunek zrobiło się jeszcze gorzej, ale nie narzekałem :-) Pomykałem sobie śmiało, aż na wlocie do Wołczyna musiałem się zatrzymać z uwagi na światła ustawione z powodu jakiegoś małego remontu. Ustawiłem się za krótką ciężarówką, mając za swoimi plecami krótki sznurek samochodów. Gdy zapaliło się zielone, puściłem jeszcze przed siebie osobówkę, aby dać sobie więcej dystansu w razie jakiś wybojów, nagłej zmiany nawierzchni i tak dalej. Jadąc bezpośrednio za ciężarówką miałbym utrudnioną widoczność. Poza tym czułem się pewnie i bezpiecznie. Już nie raz tędy jechałem i znałem topografię tej trasy :-) Tuż przed Rynkiem wyprzedziłem osobówkę i jechałem na prawej krawędzi jezdni, w bezpiecznej odległości za ciężarówką. Nie pamiętałem, czy był tu zwykły asfalt, czy bruk i to determinowało mój styl jazdy. Poza tym były przecież skrzyżowania, przejścia dla pieszych, więc trzeba było uważać. Odpowiednio wcześniej przygotowałem się też do zapamiętanego stopu i ruszyłem dość płynnie za ciężarówką. Czekał mnie teraz prosty odcinek drogi, opadający lekko w dół. Na jednym z pierwszych tutejszych przejazdów, wyjeżdżający z prawej strony pojazd wymusił mi tu pierwszeństwo, więc pamiętając o tym, tym bardziej uważałem, trzymając dystans do poprzedzającego mnie gabarytu. Zbliżaliśmy się do przejazdu kolejowego, ciężarówka zwolniła po czym ruszyła, a ja nagle spostrzegłem jak zza jej prawej burty wyłania się mrugający semafor. Natychmiast dałem po hamulcach tak, że lekko zniosło mi nawet tylne koło jednocześnie zauważając, że szlabany wciąż są w górze, a co najwyżej ten po drugiej stronie był minimalnie opuszczony. Praktycznie w tym samym momencie usłyszałem pisk opon (zdawało mi się, że pojazdu jadącego bezpośrednio za mną), po czym nastąpił krótki i głuchy huk. Tak, jakby ktoś komuś wjechał w kufer. Wszystko działo się bardzo szybko i trwało dwie, max trzy sekundy. Jakby tego było mało, tuż po moim zatrzymaniu dróżnik krzyknął do mnie "Dawaj! Dawaj! No jedź!" Dwa pierwsze słowa energicznie, a dwa ostatnie jakby ze zniecierpliwieniem. Zerknąłem w dół jego postaci zauważając, że steruje szlabanem. Lekko ogłupiały ruszyłem, aż tu nagle pod koniec pokonywania przejazdu kolejowego zauważyłem, że przeciwległy szlaban opuszcza mi się prawie na głowę! Schyliłem się w obawie, czy nie dostanę po garbie, jednocześnie odwracając się pytająco w kierunku dróżnika. No to po jaką cholerę kazał mi jechać, jak teraz szlaban zamyka!!! Tym razem na bank będę na jutubie... :-) Przez kilka następnych kilometrów analizowałem sytuację. Jechałem przy prawej krawędzi jezdni, więc nawet jeśli ów hałas który słyszałem był czyimś dzwonem, to na pewno nie było to z mojej winy. Co do dróżnika, to de facto jako osoba kierująca ruchem miał pierwszeństwo przed znakami, więc tu również nie dopatrzyłem się swojej winy. Aż do Kluczborka obserwowałem wyprzedzające mnie samochody. Nie było wśród nich tego białego, który w Wołczynie jechał za mną. Mimo wszystko miałem nadzieję, że do żadnej stłuczki nie doszło. Po co to komu? A poza tym dzień taki piękny... Kończąc przejazd obwodnicą Kluczborka dojrzałem spory ruch samochodowy. Czyli aż do samego Opola będę miał TIRy poganiane osobówkami i innymi TIRami. No cóż. Jakoś to będzie :-) W gruncie rzeczy nie było najgorzej, choć między TIRami wyprzedzającymi mnie przeciwległym pasem znalazło się kilka takich, które robiły to z mniejszą finezją. Generalnie jednak na mocny plus. Oj, sporo się u nas zmieniło w tym względzie... Dla śmiechu dodam, że osobówka która zapamiętała mi się jako pajac na drodze, była... na czeskich blachach :-) Nic dodać, nic ująć. Mam wrażenie, że u naszych południowych sąsiadów zmieniło się w tym czasie na gorsze. Od Jełowej miałem już spokojniej :-) Do domku przyjechałem piętnaście minut przed zakładanym optymistycznym wariantem czasowym :-)

Przy stawach w Krogulnej :-)


Postój gdzieś na trasie ;-)


W połowie drogi między Kamienną a Domaszowicami :-) Wylewam część wody z bidonu na głowę... Nie pierwszy i nie ostatni raz... Gorąco. Bardzo gorąco!


Obwodnica Kluczborka. Niestety się kręcą... ;-) Dodatkowo przez cały dzień było tak gorąco, że zacząłem zastanawiać się, czy to aby na pewno dobry pomysł, abym w takie dni organizował sobie takie trasy. Od Portugalii coś jestem mniej odporny na temperatury...



W połowie drogi między Kluczborkiem a Bierdzanami ;-) Krótkie odsapnięcie... :-) Na końcowym etapie zaczęła łapać mnie kolka! Chyba nigdy wcześniej nie miałem kolki na rowerze! :-) Coś za dużo obiadu było ;-)


Dąbrówka Łubniańska. Ostatni postój na trasie. Mimo relatywnie krótkiego dystansu czuję zmęczenie.




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.