Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
98.02 km 0.00 km teren
03:48 h 25.79 km/h:
Maks. pr.:63.11 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Anka + Moszna, to świetne połączenie ;-)

Piątek, 21 września 2018 · dodano: 10.12.2018 | Komentarze 0

Pomimo tego, że zdobyłem kwalifikację do tegorocznego MRDP Zachód, postanowiłem wręcz w ostatniej chwili wycofać się z udziału w imprezie. Po ostatniej szarży po górach zaczęły pojawiać się u mnie małe negatywne objawy. Wiedziałem, że w tym stanie nie mam szans na choćby dobrą jazdę na - co by nie było - wciąż dla mnie dużym dystansie (choć czysto matematycznie wychodził jednak spory zapas). Pod względem tempa byłem lepszy, niż dla porównania w drodze do Portugalii, dystans poszczególnych dni również przemawiał "za", natomiast po tylu latach rowerowania znałem już swój organizm. Ewentualny start pogłębiłby tylko negatywne, fizyczne odczucia. Szkoda, bo ponownie minęła mi szansa na start w tej imprezie a miała ten plus, że można było poznać trasę w trzech osobnych edycjach - odbywających się rok po roku. Mam już cichy plan, aby przejechać tą trasę wiosną przyszłego roku. Oczywiście jeśli wciąż będę chciał brać udział w kolejnej edycji pełnego maratonu.
Wewnętrznie czułem, że odwołanie startu, to była dobra decyzja. Tymczasem dzień był piękny! Ponoć to ostatni tak piękny dzień przeciągającego się w pożegnaniu lata. Za ochoczym przyzwoleniem Aneczki, postanowiłem wykorzystać pełne jeszcze słońce i podciągnąć jeszcze trochę wynik września :-) Miało być inaczej, ale w zamian postanowiłem poobserwować swój organizm na krótszej trasie. Byłem ciekaw czy objawy na rowerze się nasilą, czy może wręcz ustąpią. Byłem praktycznie pewien tego drugiego scenariusza ;-)



Tempo jazdy od samego początku miałem wyższe, niż tego chciałem. Szybko się to wyjaśniło - w plecy wiał mi bardzo mocny wiatr. Pościgałem się trochę z samochodami w mieście i do Leśnicy dojechałem nadzwyczaj szybko. Wiedziałem jednak, że na powrocie będzie już gorzej ;-) Najprawdopodobniej był to najprzyjemniejszy etap wyjazdu ;-) Po nawrocie w kierunku Ligoty podziwiałem i najbliższą okolicę (podnóże Góry św. Anny, okoliczne kolorowe pola) i również tą dalszą - widoczność była tylko dobra, ale kolorową elektrownię było widać ;-) Sielanka trwała bardzo krótko, bo po kolejnym nawrocie dosłownie dostałem wietrzny strzał! Już w pierwszej sekundzie przeszło mi przez myśl, że zaraz mi się w kołach szprychy powyginają! ;-) Momentami jechałem pochylony na bok, a wyprzedzające mnie od czasu do czasu samochody powodowały chwilowe zmiany ciśnienia i w efekcie majtanie całego roweru. Na szczęście do Gogolina miałem niedaleko i tam między zabudowaniami spodziewałem się nieco odetchnąć :-) Zastanawiało mnie tylko, jak będzie wyglądała jazda na trasie do Mosznej... ;-)
W Gogolinie i Krapkowicach może od wiatru odetchnąłem, ale za to ruch samochodowy był dużo większy, niż się tego spodziewałem. Popołudniowy szczyt, ale żeby i tutaj aż tak?!? Ponadto jakieś trzy baby, którym nie wiadomo kto dał prawo jazdy, skutecznie podniosły mi ciśnienie, zachowując się na drodze co najmniej niepoprawnie. Dramat. Za rondem na "krajówce" ruch ustał, ale w to miejsce ponownie pojawił się wiatr... :-) Jakoś jednak trzymałem równe tempo i doturlałem się w końcu do Mosznej :-) Sporo się tu pozmieniało. Remont nawierzchni, droga rowerowa obok niej... Na tyle krajobraz uległ przekształceniu, że miałem problem, aby trafić na miejsce ;-) W końcu się jednak udało ;-)
Przy zamku cyknąłem tylko dwa zdjęcia i udałem się w drogę powrotną. Słońce już jakiś czas schowało się trochę za cienkie chmury i na ziemię padały długie cienie. Gdy zwróciłem się w kierunku Głogówka, dopiero się zaczęło... To był absolutnie najgorszy etap dzisiejszej trasy! Wiało jak cholera! Nawet przeszło mi przez myśl, żeby zmienić kierunek na Krapkowice, ale szybko się skarciłem ;-) Niemniej jednak trochę żałowałem, że wytyczyłem sobie tak długą trasę. To nie miała być walka z wiatrem, a spokojny przejazd obserwacyjny! Organizm jednak dawał radę i zmęczenie zacząłem odczuwać dopiero pod koniec dojazdu do "krajówki" z Prudnika. W Głogówku postanowiłem odpuścić zaplanowany tutaj postój spożywczy i wykorzystać na maksa zmianę kierunku i wiatru. To była chyba dobra decyzja, bo moje tempo znacznie wzrosło :-) Rozpędziłem się na tyle, że nawet już u siebie w mieście ciężko mi było przystopować ;-) Zrobiłem to dopiero w Kłodnicy :-) Uff... ;-) Do domu wszedłem już jednak z wyraźnie odczuwalnym bólem nóg. Coś, co już od lat mi się nie przytrafiło. To nie był standardowy ból mięśni, a jakieś pieczenie z mrowieniem, czy coś takiego... Chyba czekają mnie dwa kroki wstecz...

Cześć...


Moszna. Widać, jak zmieniło się niebo w porównaniu z poprzednim zdjęciem :-)




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.