Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
51.51 km 0.00 km teren
02:58 h 17.36 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Stara Kuźnia nocą ;-)

Wtorek, 14 września 2010 · dodano: 14.09.2010 | Komentarze 0

Propozycję trasy dostałem jeszcze będąc w pracy. Od razu przypadła mi do gustu, gdyż już kiedyś próbowałem ją pokonać - niestety wtedy z marnym skutkiem ;-) Pogoda do godziny 15:30 była w sam raz na rower, ale niestety wyglądało na to, że reszta dnia będzie deszczowa.



Umówieni byliśmy na 17:30 w Kędzierzynie przed Castoramą ;-) (noo dobra - Carrefour'em :-) ) Gdy wyjeżdżałem z domu spadło na mnie kilka kropel deszczu. Nieco obawiałem się tego jak rozwinie się sytuacja pogodowa, ale do Kędzierzyna i tak musiałem pojechać, aby wyjaśnić pewną kwestię z operatorem telefonii komórkowej. Poza tym byłem już przecież umówiony ;-) Na towarzyszkę podróży musiałem czekać aż ( :P ) 10 minut. To już drugi raz pod rząd! ( :P ) Wcześniej się to jej nie zdarzało. Dziwne... ;-) Gdy załatwiłem swoją sprawę wyruszyliśmy :-)
Deszcz nieco się wzmógł (ot takie sporadyczne kropelki), ale mojej rowerowej połowicy to nie przeszkadzało. Mój zapał nieco przygasł, ale nie dawałem poznać tego po sobie :-) Przedarliśmy się w stronę niebieskiego szlaku, a przed Brzeźcami zdecydowaliśmy się jechać - mimo zagadkowej pogody - ciekawszą drogą, czyli dalej szlakiem aż do Starego Koźla. Zamysł był taki, aby później tylko przeciąć główną drogę Kędzierzyn-Gliwice i drogą osiedlową dostać się na Azoty. Gdy już tam byliśmy stanęliśmy przed tym samym dylematem, który musiałem pokonać, gdy byłem tu na samotnej wycieczce latem. Ostatecznie jednak zaryzykowaliśmy i niestety dla mnie, ale dotarliśmy do miejsca, które przypomniało mi moje traumatyczne letnie przeżycia. Ani nawet się spodobało, bo bardzo duże wykopy kojarzyły się jej z Wielkim Kanionem (tak... szkoda, że tu latem ze mną nie była... pewnie by uciekała stamtąd gdzie pieprz rośnie ;-) ). Może było w tym trochę racji, ale moje wspomnienia, gdy byłem tu poprzednim razem o tumanach kurzu smolącym buty przy każdym kroku i błocie, którym rower śmierdział jeszcze przez tydzień nie dawały mi spokoju (więc żadnych zdjęć nie będzie! :P ). Warto dodać, że owa góra, to po prostu składowisko jakiegoś miału węgla, czy czegoś podobnego. Na szczęście nie przebywaliśmy tam długo.
Zabawa zaczęła się, gdy wjechaliśmy na czerwony szlak. To była naprawdę przyjemna droga - mimo deszczu, kałuż i kamyczków. Nasze wspólne gadulstwo umilało nam pokonywanie kolejnych kilometrów zwłaszcza, że i temat rozmowy był bardzo ciekawy i - miejmy nadzieję, że przyszłość tak pokaże - rozwojowy :-) W ostatniej fazie leśnego przejazdu pojawiły się nieco większe kałuże na drodze i błoto, a także zaczynało się ściemniać. Gdy dotarliśmy do celu było już praktycznie ciemno.
Na miejscu okazało się, że to kolejne potencjalnie ciekawe miejsce w okolicach Kędzierzyna. Potencjalnie, gdyż także i tutaj jest leśna ścieżka edukacyjna, ale niestety z uwagi na porę dnia i pogodę nie było nam dane się z nią zapoznać. Ponadto mieliśmy wrażenie jakby deszcz znów nieco się wzmógł. Nic straconego! :-) Zrobiliśmy kilka zdjęć i niestety trzeba było już wracać.
W drogę powrotną udaliśmy się asfaltówką prowadzącą w stronę Sławięcic. Deszcz wciąż kropił, ale jechało się całkiem przyjemnie, choć zrobiło się już dosyć chłodno - było około w pół do ósmej. Ten odcinek uświadomił mi, że koniecznie muszę wymienić lampkę w rowerze, lub chociaż baterie w dotychczasowej :-) Ani sprzęt świecił mocniej, a różnicę widać było zdecydowanie. Zauważyłem także, że zaświeciła się dioda sygnalizująca słabe baterie w tylnej lampce. Kierując się w stronę Blachowni doszliśmy do wspólnego wniosku, że jazda nocą jest bardzo przyjemna. Niestety jadąc jako drugi musiałem co chwila potwierdzać swoją obecność i zacząłem obawiać się o kondycję swojego gardła następnego dnia, gdyż powietrze było dosyć chłodne. Zdecydowaliśmy się zrezygnować z jazdy obwodnicą i pojechać przez miasto, co było dosyć oczywistym posunięciem - bliżej i jaśniej :-) Gdy zapaliło się zielone światło na skrzyżowaniu z obwodnicą wydarłem, że aż miło - to było piękne! (MXS point :-) ) Dalej udaliśmy się w stronę domostwa Ani jadąc chodnikiem, a następnie skierowałem się w stronę domu - tym razem rezygnując z jazdy drogą rowerową. Nieco też przycisnąłem i zacząłem odczuwać skutki jazdy w niższej niż optymalna temperaturze - były one zresztą odczuwalne już między Sławięcicami, a Kędzierzynem.
Gdy dotarłem do domu od razu wszedłem do wanny, a kolejnym krokiem było wypicie ciepłego mleczka. Jestem raczej pozytywnie nastawiony i mam na dzieję, że obudzę się rano w pełni formy :-) To był kolejny udany wyjazd, ale będzie trzeba jeszcze raz odwiedzić tamto miejsce - tym razem w lepszych warunkach :-)

Drugie zdjęcie nie jest mojego autorstwa :-) (żeby nie było... :P ) Ale pomysł, to wiadomo czyj ;-)





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.