Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
43.17 km 0.00 km teren
02:18 h 18.77 km/h:
Maks. pr.:44.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Cisek na spontana :-)

Czwartek, 16 września 2010 · dodano: 16.09.2010 | Komentarze 0

Dziś rano wstałem minimalnie niewyraźny. Wychodzi moja szybsza jazda wczorajszej nocy. Gdy się już porządnie obudziłem, to uczucie przeszło, ale powróciło gdy wszedłem do pracy (zapewne za sprawą różnicy temperatur na zewnątrz i w budynku), a także jeszcze raz przed południem. Później było już OK :-) To nie te czasy, gdy często chorowałem - teraz nie poddam się tak łatwo o nie!
Jeszcze będąc w domu pomyślałem, że może mógłbym pojechać dziś do pracy rowerem, ale od razu pomysł upadł - musiałbym przykręcić bagażnik, a nie miałem na to czasu... i chyba jednak ochoty także :-) Dzień zapowiadał się pięknie: zniknęła chmurna zasłona, która odcinała niebo od dłuższego czasu, a i temperatura była nawet niczego sobie jak na tą porę dnia i roku. Także słońce świeciło od samego rana. Czekając w pracy na uruchomienie się komputera spojrzałem za okno. Widok przywołał wiosenne skojarzenia. Tego było już za wiele! Taka pogoda musi utrzymać się po południu! W ciągu dnia zanotowałem trzy małe załamania. W trakcie pracy (czyt. podczas nawału pracy ;-) ) nie zwracałem uwagi na to co dzieje się za oknem, więc nie było mi aż tak bardzo tęskno za świeżym powietrzem, ale po szesnastej wręcz dostałem skrzydeł: szykowało się naprawdę piękne popołudnie :-) Chciałem być jak najszybciej w domu, nawet obiadu nie zjeść - byle na rower! :-) Liczyła się każda minuta :-)


Pierwszy cel, to Pogorzelec i ustalenie na miejscu celu wspólnej podróży. Gdy dotarłem na miejsce moja średnia prędkość wyniosła 27,7 km. Byłem za tym, aby pojechać po raz drugi do Starej Kuźni, ale po kilkuset metrach doszliśmy jednak do wniosku, że jest jednak trochę za późno. Po krótkich konsultacjach wybór padł na Cisek, więc wyruszyliśmy w stronę nowej obwodnicy. Gdy pokonaliśmy ten odcinek zdecydowaliśmy się na to, aby dla urozmaicenia znanej nam już przecież trasy objechać jezioro na Dębowej. Następnie pokonaliśmy polną drogę i byliśmy już w Kobylicach, gdzie przecięliśmy jedynie asfalt i ponownie jadąc polną drogą zmierzaliśmy w kierunku Landzmierza jadąc wzdłuż Odry, oddzielonej od nas wałem i pasem zieleni.





Gdy tam dojechaliśmy wjechaliśmy na mniej uczęszczaną drogę, a ja miałem okazję zaprezentować odcinek, którym niedawno jechałem kręcąc się tu samotnie. Gdy zjechaliśmy z tej drogi, trzeba było jeszcze pokonać kilkaset metrów, aby znaleźć się na głównym (i chyba jedynym ;-) ) skrzyżowaniu Landzmierza. Zrobiliśmy tam małą sesyję naszym rowerkom, na co trzeba było poświęcić kilka minut postoju :-) Oczywiście niegrzeczna Anucha chciała wepchnąć mnie do wody, ale się nie dałem ;-) Ze mną tak łatwo nie ma, o nie! ;-)






Z uwagi na powyższe czym prędzej zarządziłem wznowienie jazdy i udaliśmy się w stronę Cisku, zatrzymując się jeszcze na drewnianym moście (brawa dla odważnej Ani ;-) ) i znów pstryknęliśmy kilka zdjęć. W trakcie ich robienia zatrzymał się przy nas czarny Mercedes (piękne W211) i z uchylonego po chwili okna głos ostrzegł nas przed niebezpieczeństwem jakie czyha na przebywających na tym moście. Tyczyło się to przede wszystkim mnie, gdyż stałem zaraz przy barierce, a jak się później faktycznie okazało ten fragment mostu umocowany był na deskach, których widok faktycznie nieco pobudzał wyobraźnię... (najwyżej A... by mnie wyławiała ;-) ) Niemniej jednak podjęte ryzyko opłaciło się - wystarczy spojrzeć na zdjęcia poniżej.




Po kilkuset metrach zjechaliśmy z asfaltu, wjeżdżając na polną drogę, którą dotarliśmy do Brzeziec. Z uwagi na późną porę zdecydowaliśmy się dojechać do drogi prowadzącej już bezpośrednio do Kędzierzyna, a następnie już po ciemku przecięliśmy lasek na Pogorzelcu i po kilku minutach byliśmy przy Ani domostwie. Po chwili i ja udałem się w stronę domu.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.