Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
28.60 km 0.00 km teren
01:24 h 20.43 km/h:
Maks. pr.:39.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Pociągiem do Opola

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 03.10.2010 | Komentarze 0

Od czasu wyjazdu po ciuchy do Bierawy myślałem o tym, aby udać się do Opola na zakupy uzupełniające. Muszę mieć przede wszystkim koszulkę na ciało - bez niej nie wyobrażam sobie energicznej jazdy. Dosyć mocno biłem się jednak z myślami, czy faktycznie ten wyjazd to dobry pomysł. Z jednej strony konieczne było jak najszybsze zaopatrzenie się w niezbędne ubranka, a z drugiej za oknem był bardzo ładny dzień którego - z pewnego punktu widzenia - szkoda było tracić na taką eskapadę. W międzyczasie SMS'owałem także z moją rowerową towarzyszką, która przebywała w tym czasie w szkole w Opolu. W pewnym momencie rzuciła hasło, że szkoda takiego ładnego dnia na wyjazd bez roweru. CO??? Oszalała, czy co??? Przecież bez roweru bym nie pojechał! Prawdę powiedziawszy, to wyjazd pociągiem właśnie z rowerem, miał być pewnego rodzaju atrakcją :-) Względy praktyczne także przemawiały za tym, aby wziąć Kośkę ze sobą - przemieszczanie się po Opolu także przecież byłoby szybsze i... przyjemniejsze :-) No a poza tym - no jak to tak... bez Kośki? Decyzję o wyjeździe podjąłem praktycznie w ostatniej możliwej chwili...



Wyjechałem około 13:40. Na zewnątrz było ciepło - dużo cieplej niż wczoraj. Rzekłbym nawet, że to był dzień zbliżony do letniego mimo, że jednak powietrze było jesienne. Wyruszyłem z obawą, czy zdążę na pociąg i nawet po kilku metrach spoglądając na godzinę przemknęło mi przez myśl, że nie ma sensu gonić... może by się wrócić? Nie... :-) Przy Lidlu przypomniało mi się, że nie wziąłem kurtki, co akurat tego dnia nie stwarzało żadnego problemu. Gorzej było, gdy na drodze rowerowej przypomniałem sobie o zapięciu. Nieco się wtedy wkurzyłem (nie zdenerwowałem ;-) ). No cóż - będzie trzeba poprosić ochronę, aby roweru popilnowali. Powoli też zaczynało brakować mi czasu i pojawiły się myśli, aby udać się bezpośrednio na peron, a bilet kupić już u konduktora, ale na PKP zajechałem za trzy czternasta, więc miałem jeszcze kilka minut zapasu :-) Podjechałem więc pod kasę - dobrze, że SOK'istów nie widziałem :-) To znaczy dobrze, że oni mnie nie widzieli :-) Na peron wszedłem wraz z pociągiem i do razu załadowałem się do ostatniego wagonu, zaraz za innym zroweryzowanym :-) Oczywiście w przedziale dla "Podróżnych z większym bagażem ręcznym" brak było uchwytów na rowery. Gdy pociąg ruszył Kośka prawie runęła, ale zerwałem się jak dziki i w momencie, gdy ją chwyciłem za mną przewrócił się rower współpasażera. Zablokowałem tylne koło o uchwyt z drzwi i było OK, ale mimo to przez całą drogę spoglądałem tam bacznie. Podróż przebiegła w dobrej atmosferze: słuchałem muzyki, od czasu do czasu patrząc na rower, od którego odbijały się promyki. Szkoda, że to wyjazd tylko do Opola, bo jechało się naprawdę przyjemnie :-)



Jazdę po Opolu sklasyfikowałbym jako średnio przyjemną. Ponadto zacząłem przysłuchiwać się pracy napędu, gdyż wydawało mi się, że głośno pracuje. Na miejscu okazało się, że przed halą handlową sklepu nie ma żadnego większego przedsionka, gdzie mógłbym zostawić rower. Wchodzę więc z rowerem, rozglądając się jednocześnie za kimś z obsługi, kogo mógłbym zapytać o ewentualne konsekwencje swojego czynu :-) Na samym środku hali zauważyłem chłopaka z obsługi - był nieco rozbawiony sytuacją i nie wyraził żadnego sprzeciwu. No to ma Kośka zakupy! :-) Już po raz drugi byłem w tym sklepie i tak samo jak poprzednio poświęcono mi dużo uwagi. Spędziłem tam sporo czasu, ale też co nieco zakupiłem. Gdy wyszedłem na zewnątrz okazało się, że kupiona kurtka nie mieści się do plecaka, więc od razu założyłem ją na siebie.



Następnym celem była uczelnia mojej rowerowej towarzyszki. Na miejsce dojechałem przed godziną szesnastą. Miałem więc kilkanaście minut, aby się przygotować - wysłałem SMS'a lokalizacyjnego, a następnie założyłem krawat, co by nie było wstydu przy Ani koleżankach, że niby dres ze wsi przyjechał. Ania przyszła jednak sama. A tak się przygotowywałem... ;-) W sumie to nic straconego: śmiech Ani na widok krawata - bezcenny :-) Pogadaliśmy kilka minut, po czym Ania wróciła do zajęć, a ja wykonałem telefon do brata. Nie było go jednak w Opolu, więc skierowałem się ku stacji PKP. Oczywiście gdy z niej wychodziłem jeszcze przed zakupami, zapomniałem sprawdzić pociągi powrotne do Kędzierzyna i jechałem nieco w ciemno, ale nie martwiłem się tym w ogóle.




Po zakupieniu biletu udałem się z powrotem na miasto, gdyż do pociągu miałem ponad pół godziny. Chciałem kupić coś do picia, ponieważ nieco męczyło mnie pragnienie. Podczas jazdy znów nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że napęd nie pracuje tak jak powinien. Po zrobieniu zakupów wróciłem na stację i udałem się na peron, gdzie przez kilkanaście minut oczekiwałem na przyjazd pociągu. Specjalnie też ustawiłem się z przodu, aby móc od razu zająć miejsce w przedziale dla podróżnych z tobołkami, ale gdy tylko tam wszedłem, zostałem wyproszony przez konduktora, który nakazał mi udać się do ostatniego wagonu. No tak - nie dość, że tabor z PRL, to jeszcze maniery sprzed epoki... Wyszedłem stamtąd nieco poirytowany. Obawiałem się, że wszystkie miejsca będą już zajęte, ale okazało się, że dla Kośki znalazł się wolny kąt :-) Zabezpieczyłem ją tak samo jak w drodze do Opola, a że mogłem sobie spocząć na siedzisku obok, to przytrzymywałem ją ręką, gdy pociągiem bardziej rzucało.
Gdy wysiadłem z pociągu było jeszcze jasno. Udałem się skrótem wzdłuż torów do obwodnicy, którą spokojnie doturlałem się do ronda za którym zauważyłem, że zaczęło się ściemniać. Jechałem sobie spokojnie w stronę Kłodnicy, aż nagle po prawej stronie - nie dalej jak pięć metrów od chodnika, zauważyłem pasącą się w trawie sarnę. Stanąłem na pedałach, aby móc ją dłużej oglądać, nieco jednak niedowierzając. Za skrzyżowaniem na ulicy Dunikowskiego zacząłem już odczuwać chłód, ale trzeba przyznać, że pogoda tego dnia naprawdę była bardzo udana - był on bardzo ciepły i pogodny :-) Na remontowanym moście robotnicy kuli beton i starałem się szybko przemknąć, ale i tak jakieś paprochy wpadły mi do oka. Przy PKO jak zwykle pojechałem nieco szybciej i tym razem byłem już pewien, że napęd nie pracuje prawidłowo. Chyba na dniach będzie konieczna wizyta w serwisie, choć pewnie i tak pojawię się tam dopiero wtedy, gdy spadnie śnieg :-) Na ulicy Gazowej pozwoliłem sobie jeszcze na mini sprint, który zakończył cały wyjazd :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.