Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
27.10 km 0.00 km teren
01:21 h 20.07 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Jadę na południe ;-)

Czwartek, 7 października 2010 · dodano: 07.10.2010 | Komentarze 0

Po pracy odczuwałem lekkie zmęczenie, ale luz - na siłę żadnej wielkiej wyprawy nie będzie :-) Co prawda chciałem pojechać dzisiaj w nieco innym kierunku niż dotychczas, ale miałem momenty zawahania. Może lepiej wybrać się tylko na krótki przejazd? Póki co postanowiłem jechać przed siebie - co ma być, to będzie :-) O siedemnastej trzydzieści zacząłem pokonywać pierwsze metry, które jak się później okazało rozrosły się zgodnie z moimi wcześniejszymi przemyśleniami :-)



Na zewnątrz było zimniej niż wczoraj. Zacząłem jechać w kierunku Rogów, a gdy tam dotarłem, skręciłem na nowy skrót. Mimo pewnych obaw o ilość dostępnego czasu, postanowiłem zrobić jeszcze półkole drogą wzdłuż Odry. Gdy dojeżdżałem już do końca tej drogi zauważyłem tabliczkę "Teren prywatny. Wstęp wzbroniony!". Dziwne, bo o ile dobrze kojarzę, to jadąc od drugiej strony takiej tabliczki nie ma, a ponadto uważam, że jest to mimo wszystko droga użytku publicznego. Jadę dalej - a co mi tam :-) Gdy wróciłem ponownie na główną drogę, włączyłem tylną lampkę, gdyż słońce zaczynało chować się za horyzontem. Za stocznią na drodze do lasu znów musiałem objechać kilka kałuż, ale tym razem obyło się bez zamoczenia opon, bo od ostatniego czasu gdy tędy jechałem, kałuże zdążyły nieco przeschnąć. Za lasem spodziewałem się szczekającego w przydrożnym gospodarstwie psa, ale tym razem go nie było, co pozytywnie mnie zaskoczyło. W spokoju więc dotarłem do głównej drogi w Poborszowie, na prawo od której dało się zaobserwować bardzo ładny zachód słońca. Zacząłem nawet nieco żałować, iż nie wziąłem ze sobą aparatu (co zresztą rozważałem przed wyjściem), ale po krótkiej chwili doszedłem do wniosku, że i tak nie udałoby mi się zrobić ładnego zdjęcia z powodu przydrożnych zabudowań.
Dalej skierowałem się ku drodze krajowej numer czterdzieści pięć. Chwilę po tym, gdy na nią wyjechałem wyprzedził mnie w dosyć bliskiej odległości samochód, jadący z dużą prędkością. Kolejny kierowca bez krzty wyobraźni... Przed zjazdem z tej drogi zauważyłem, że za mną zbliżają się do mnie dwa TIR'y, więc nieco przyśpieszyłem, aby nie mieć okazji bliższego obcowania z nimi i po chwili znalazłem się na bocznej, asfaltowej drodze, która miała mnie dowieść do stacji PKP w Pokrzywnicy. Jechałem kiedyś tą drogą samochodem, gdy remontowany był przejazd w Większycach i byłem pewien, że prowadzi ona prosto do stacji, ale po kilkuset metrach ujrzałem skrzyżowanie, którego jedna odnoga prowadziła nieco bardziej w kierunku Prudnika. Pojechałem więc prosto, a po chwili zapytałem o słuszność swojej decyzji pana, który cosik grzebał w przydomowym garażu - mimo, iż byłem praktycznie pewien, że jadę dobrze. To gdzie prowadzi odnoga którą ominąłem, sprawdzę już wiosną. Po przejechaniu torów kolejowych zatrzymałem się na chwilę, aby założyć opaskę na uszy. Droga kończyła się skrzyżowaniem za Większycami z trasą do Prudnika. Pojechałem na nim prosto i po chwili znalazłem się przy stadninie koni. Gdy wjechałem między zabudowania mieszkalne okazało się, że w tym miejscu mieszkają także i pieski, ale tylko przez moment zrobiło się nieco głośniej i mogłem spokojnie jechać dalej. Po pokonaniu kilku zakrętów objechałem stadninę i moim oczom ukazał się wybieg, na którym pasło się z dziesięć koni. Zatrzymałem się na chwilę, aby na nie popatrzeć (wspomnienia z dzieciństwa wróciły...) i znów pomyślałem o aparacie. A co tam - będzie jeszcze okazja! :-) Obserwowane przeze mnie zwierzęta były naprawdę ładne. Na końcu wybiegu pasły się obok siebie identyczne dwa konie, a jeden z nich skubał trawkę z niesamowitą gracją :-)
Ruszyłem dalej i dotarłem do skrzyżowania w Radziejowie. Mogłem skręcić w lewo i dotarłbym do Większyc (a następnie już pewnie pojechałbym do domu), lub w prawo w głąb wioski i mimo, że już zaczynało robić się szaro wybrałem właśnie tą drugą opcję. Nie byłem także pewnie, czy to jest droga którą miałem zamiar faktycznie jechać i moje obawy niestety okazały się słuszne: jechałem bowiem drogą, którą chciałem wracać do domu. Stanąłem na skrzyżowaniu i po chwili zauważyłem drogę asfaltową, prowadzącą między pola. Hm... Wygląda obiecująco :-) Droga i asfalt prosty, więc jechało się przyjemnie. Dodatkowo pola po obydwu stronach dawały wrażenie, że jedzie się na jakimś odludziu :-) Jechałem tak sobie spokojnie, od kilku chwil trzymając głowę niżej. Gdy byłem mniej więcej w połowie dystansu od skrzyżowania do głównej drogi ku której zmierzałem, uniosłem głowie i moim oczom ukazały się dwie przebiegające sarny! Odległość jaka nas dzieliła nie była większa, niż dziesięć metrów! :-) Po ułamku sekundy zniknęły mi za rosnącą po prawej stronie kukurydzą. Przyśpieszyłem, a gdy zatrzymałem się w miejscu z którego je ponownie ujrzałem, były już około pięćdziesiąt metrów ode mnie. Niemalże od razu jedna z nich wskoczyła między rosnące kolby, natomiast z drugą mieliśmy okazję obserwować się nawzajem przez około minutę. Gdy ruszałem kątem oka spostrzegłem jeszcze, że owa druga sarna także kieruje w ślad za towarzyszką :-)
Jechałem dalej i w pewnym momencie piękna, prosta droga skręciła w prawo pod takim kątem, że zacząłem cofać się od Koźla. W mojej głowie zrodziły się małe obawy, że zostanę wyprowadzony w pole - to znaczy na drogę, którą chciałem ominąć planując ten wyjazd, ale po chwili jazdy okazało się, że droga prostuje się w kierunku, w którym zamierzałem podążać. Po kilkuset metrach przeciąłem "czterdziestkę piątkę", aby znaleźć się w Reńskiej Wsi. Przemierzyłem spokojne uliczki pośród zabudowań i wyjechałem na drogę prowadzącą do Koźla. Już zaczynało się ściemniać - trochę szkoda: gdyby było wcześniej mógłbym jeszcze urozmaicić sobie ten i tak bardzo udany wyjazd trasą naokoło jeziora na Dębowej. Na końcu tego odcinka wjechałem do parku, gdzie było już ciemno. Na rozstaju zdecydowałem się jechać dłuższą drogą, a następnie dotarłem do ulicy Chrobrego, skąd udałem się do domu.
To był bardzo udany wyjazd z którego wróciłem bardzo, bardzo zadowolony :-) Coś mi mówi, że ta trasa będzie przeze mnie dosyć często wykorzystywana :-) Jej jedyny mankament, to krajowy odcinek z Poborszowa do Komorna - prócz tego jest OK i w sam raz nadaje się na krótkie, spokojne wypady :-)
<jupi> :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.