Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
24.05 km 0.00 km teren
01:29 h 16.21 km/h:
Maks. pr.:36.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Po czeskie piwko do... Raszowej :-)

Sobota, 16 października 2010 · dodano: 16.10.2010 | Komentarze 0

Ledwie wróciłem, a już trzeba było się umawiać na kolejny wyjazd. Co prawda do wyjścia miałem ponad pół godziny i planowałem wykorzystać ten czas na małą regenerację sił, ale telefon zadzwonił już po dwóch minutach :-) Wiedziałem też, że nie wrócę do domu z pustymi rękami, ale zwrot "Tylko weź plecak" jednak wzbudził nieco moją ciekawość.



Jechałem sobie spokojnie, aby się nie zgrzać. Przed skrzyżowaniem z ulicą Gazową chciałem zjechać do osi, aby skręcić w lewo, ale za mną jechał samochód. W pewnym momencie musiałem zwolnić praktycznie do zera, a ten uparciuch wcale nie chciał mnie wyprzedzić... Pojechałem więc prosto. Do parku wjechałem jednak przy banku ING - to był odruch na widok wjazdu :-) Zaraz za mostem dostałem SMS'a - Ania była już na miejscu. Po kilku chwilach byłem już na miejscu i niezwłocznie ruszyliśmy w dalszą drogę.
Pierwszym wyzwaniem jakie przed nami stało, była decyzja o wariancie trasy. Żadne z nas nie chciało podjąć decyzji. W końcu skręciliśmy na niebieski szlak i spokojnie lasem dotarliśmy do przejazdu kolejowego w Raszowej. Szlaban był zamknięty, więc odczekaliśmy kilka chwil podczas których mogliśmy zaobserwować po drugiej stronie torów dwie dziewuchy na koniach. Gdy ruszyliśmy, byłem zmuszony zaprezentować swój kunszt przywódcy, gdyż Ania nie mogła zdecydować się na wyprzedzenie owych koni :-)
Niebawem usiedliśmy na naszej stałej ławce przy brzegu jeziora. Po chwili wręczono mi czeskie piwko i mniej więcej w tym samym czasie minęły nas wcześniej widziane koniki :-) Niestety dosyć szybko zaczęło się ściemniać i zdecydowaliśmy się ruszać w drogę powrotną. I teraz żadne z nas nie chciało decydować o przebiegu drogi powrotnej. Chyba muszę nieco wziąć się w garść, bo pewnego dnia zostanę zmuszony do abdykacji ;-) Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się pojechać dokładnie tą samą drogą, którą jechaliśmy do Raszowej. W lesie było już całkowicie ciemno. Gdy pokonaliśmy kilkaset metrów co jakiś czas w oddali dało się zauważyć światła samochodów. Na szczęście ten las nie jest zbyt rozległy, więc nie obawialiśmy się o to, że pożrą nas jacyś leśni drapieżcy ;-)
Jazda asfaltem była spokojna i tylko przed wiaduktem w Kłodnicy pozwoliłem sobie na mini przyśpieszenie (nawet nie mini sprint ;-) ), a gdy dojechaliśmy do skrzyżowania, każde z nas ruszyło w swoją stronę. Droga do domu była już bardzo spokojna :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.