Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
26.88 km 0.00 km teren
01:54 h 14.15 km/h:
Maks. pr.:34.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Terenowo nowymi ścieżkami ;-)

Czwartek, 11 listopada 2010 · dodano: 13.11.2010 | Komentarze 0

Benek egoista ( ;-) ) obudził mnie po godzinie dziewiątej choć myślałem, że jest co najwyżej ósma... Po spacerze zacząłem zastanawiać się, gdzie dziś wyruszyć. Po kilku minutach rozmyślania, swoje myśli podpięła Ania. Mimo kilku dobrych pomysłów, burzy mózgów raczej nie było i w ostateczności ustaliliśmy tylko kierunek podróży :-) Przed wyjazdem pożyczyłem jeszcze paluszki od brata, gdyż istniało pewne prawdopodobieństwo, iż nawigacja padnie w czasie jazdy, a jakoś do tej pory nie zaopatrzyłem się w dodatkowe akumulatorki.



Do miejsca zbiórki przy ulicy prowadzącej do schroniska dla psiaków dotarłem standardową trasą, jadąc drogą rowerową. Było słonecznie, ale temperatura nie była za wysoka, więc chwilę po tym gdy razem ruszyliśmy, założyłem ścięty golf na szyję. Przed wjechaniem między pola minęliśmy jeszcze jakiś ludzi, a później było już spokojnie. Do czasu... W pewnym momencie kierownice naszych rowerów znalazły się niebezpiecznie blisko siebie, po czym kierownica Kośki wylądowała na dłoni Ani powodując zakleszczenie. Niestety nie obyło się bez bólu... Ania twarda jest, to jedziemy dalej ;-) Cały czas także nie wiedzieliśmy jeszcze, gdzie tak na dobrą sprawę chcemy pojechać - wciąż w naszych głowach tkwiła myśl, aby dostać się przez Azoty do Starej Kuźni, gdyż to miał być cel naszej podróży, ale w Brzeźcach stwierdziliśmy, że jednak ten dzień nie będzie sprzyjał realizacji tego pomysłu. Skierowaliśmy się więc na szlak do Starego Koźla tym razem wybierając jazdę po ścieżce, która biegła obok asfaltowej drogi. Po kilkuset metrach Ania zauważyła hopki usypane w lesie po lewej stronie. Zjechaliśmy więc na dół, aby się im bliżej przyjrzeć, a także pokręciliśmy się tam chwilę. Niestety dane mi było także zauważyć wyciętą w korze jednego z drzew swastykę... A dziś 11 listopada...
Gdy ruszyliśmy dalej, ze strony Ani padł pomysł, abyśmy pojechali nad jezioro w Bierawie. OK - no problemo. Dalej i tak dziś raczej nie zajedziemy. Po dotarciu na miejsce rzuciłem hasło, abyśmy pojechali drogą wzdłuż jeziora jeszcze dalej, dotarli do drogi asfaltowej prowadzącej do Bierawy i dopiero stamtąd zawrócili w stronę naszych domów. Tak też zrobiliśmy, choć już aby dostać się do miejsca, gdzie podjęliśmy tą decyzję, musieliśmy ominąć kilka - czasem pokaźnych rozmiarów kałuż. Po drugie, to rzucając ten pomysł nie wiedziałem nawet, czy aby na pewno dotrzemy do drogi w kierunku Bierawy, ale... co szkodziło spróbować? :-) Ania dzielnie prowadziła, ale po jakimś czasie nieco zwątpiła, więc samotnie udałem się dalej, aby sprawdzić, gdzie (o ile w ogóle :-)) ) ta droga nas doprowadzi :-) Po kilku minutach jazdy między chaszczami dotarłem do skrzyżowania. Oparłem rower o ścięty pień i zadzwoniłem po Anię. W tej chwili zacząłem żałować, że nie zabrałem ze sobą także aparatu: kilkadziesiąt metrów dalej na wprost było jeziorko, a ponadto całe to miejsce sprzyjało zdjęciom. Korzystając z chwili swobody udałem się nad brzeg, przy którym leżały dwa zwalone drzewa. Wspiąłem się na jedno z nich, aby przejść dalej od brzegu. Okazało się, też że to chyba nie jeziorko, a raczej bardzo okazała pozostałość po obfitych deszczach. Zszedłem na ląd, gdy towarzyszka podróży dotarła na miejsce. Niebawem zauważyliśmy, że na całych spodniach poprzyczepiały mi się jakieś botaniczne cosie... No i jak ja teraz wyglądam? :-) Nieistotne - przed nami kolejna ważna decyzja: w którą stronę jechać na skrzyżowaniu. Korzystając ze swojej nieomylnej wręcz orientacji w terenie zaproponowałem rozwiązanie. Co prawda po króciutkiej chwili zauważyliśmy na środku drogi wykopaną głęboką dziurę, ale co z tego? ;-) Z narażeniem życia (a przynajmniej na pewno zdrowia) przeniosłem Kośkę idąc po brzegu owego dołu, tymczasem pozostawiając Anię na pastwę losu :-)) Po chwili wróciłem po Pszczołę, natomiast Ani na ręce już nie brałem - jeszcze tego by brakowało! ;-) Zauważyłem, też że w międzyczasie w nawigacji wyczerpały się baterię, więc począłem je zmieniać. Cholera... Na tych od brata nawet się nie zaświeciła... Jedziemy dalej :-)
Droga prowadziła między polami, a na jej brzegach rosły dęby. Co jakiś czas musieliśmy też omijać leżące gałęzie, a to był dopiero początek przeprawy. Gdy skręciliśmy w stronę Starego Koźla zauważyliśmy na drodze trzy, usypane z cegieł hałdy, które zapewne w niedalekiej przyszłości posłużą do utwardzenia drogi. Na kilkanaście następnych metrów wycieczka zamieniła się więc z rowerowej w pieszą :-) Dziarsko pokonaliśmy jednak owe wzniesienia i znaleźliśmy się na asfaltowej (aczkolwiek polnej ;-) ) drodze prowadzącej do Starego Koźla. Jako że dzień nie był już całkiem świeży, ruszyliśmy niezwłocznie w drogę powrotną. Trasa wiodła tymi samymi szlakami. Gadając doturlaliśmy się do ulicy Gliwickiej, skąd każde z nas pojechało w swoją stronę...


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.