Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
9.82 km 0.00 km teren
00:47 h 12.54 km/h:
Maks. pr.:28.50 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Śniegowo!!! :-))

Wtorek, 7 grudnia 2010 · dodano: 07.12.2010 | Komentarze 0

W ciągu dnia wpadła mi do głowy myśl, aby może pójść dziś na rower... Hm... :-) Może to nie jest zły pomysł? Co prawda śnieg zalega, ale temperatura oscylująca około zera stopni jest całkiem, całkiem do jazdy... Do domu wszedłem przed 21, wcześniej wypatrując na wiacie stacji PKS termometru - wskazywał -0,1 stopnia Celsjusza. Gdy przekroczyłem próg domostwa wiedziałem już, że dzisiejsze wyjście na rower będzie nieuniknione. Po pięciu minutach byłem już przebrany w rowerowe ciuszki :-)



Wyjazd z osiedla był troszkę niepewny. Co prawda kiedyś tam w zamierzchłych czasach, których prawie nikt nie pamięta (a ja ze swoją sklerozą to tym bardziej ;-) ) miałem okazję przejechać się rowerem po śniegu i lodzie, ale był to typowy "góral", więc przede wszystkim opony były inne. Moje semi-slicki zdaje się nie są chyba typem opon przeznaczonym na śniegową nawierzchnię ;-) Poza tym trzeba było wyczuć sprzęt w innych niż dotychczas warunkach. Za Intermarche zaliczyłem pierwszą podpórkę, spowodowaną różnicą w wysokości zaległego śniegu, ale gdy wyjechałem z parkingu na drogę, poczułem się bardziej pewnie. W takim też stanie ducha dotarłem do znajdującego się przed parkiem osiedla domków jednorodzinnych. Na tym etapie - mimo dużej ilości śniegu na drodze - czułem się już całkiem pewnie, aczkolwiek dłonie na kierownicy były cały czas napięte, ale to przecież zrozumiałe, bo przecież musiała to być jazda całkowicie kontrolowana.
Kilkaset metrów jazdy w parku było przyjemnym odczuciem :-) Od czasu do czasu musiałem wstawać, aby zachować lepszy balans, a zadowolenie z jazdy dawały też buksujące opony w momencie, gdy mocniej przyśpieszałem. Z powodu właśnie buksujących kół nie dałem rady wyjechać do końca na wzniesienie przed asfaltową drogą, ale bardziej mnie to rozbawiło, niż zasmuciło :-) Skierowałem się w stronę "budowlanki" jadąc drogą, na której leżał rozjeżdżony śnieg. Gdy wjechałem w osiedlowe zabudowania sytuacja nieco się pogorszyła (polepszyła? :-) ) i mogłem znów nieco uślizgiwać tylne koło :-) Przejeżdżając obok stacji PKS spojrzałem na termometr, który wskazywał -0,2 stopnia Celsjusza. Kolejno udałem się w stronę parku, jadąc szybciej chodnikiem. Był nieco odśnieżony, a mocniejsze hamowanie przed fragmentem, gdzie zalegał już śnieg także dawało nieco radości :-) W momencie, gdy koła traciły już przyczepność miałem okazję wyczuć rower i jego zachowanie. W tej części parku śniegu było więcej, ale dziarsko pędziłem przed siebie nie martwiąc się zbytnio o to, czy zaliczę "glebę". Dosyć realnie oceniałem taką możliwość, ale znajdowałem w stanie świadomości, w którym taką wywrotkę potraktowałbym raczej jak coś bardziej pozytywnego, niż negatywnego :-) Mimo to starałem się jednak kontrolować sytuację. Gdy znalazłem się na chodniku już przy ulicy, skierowałem się w stronę sądu, cały czas starając się zwracać uwagę na zmiany nawierzchni. Mimo to nie uniknąłem wrażeń, spowodowanych chwilową nieuwagą :-) Tuż przed przejściem dla pieszych (informacja dla tych, którzy ewentualnie się zmartwią: jechałem chodnikiem prostopadle do niego ;-) ) majtnęło mi przednim kołem, ale szybka reakcja i wyciągnięta noga zażegnały niebezpieczeństwo upadku :-) W oczekiwaniu na możliwość przejścia na drugą stronę, miałem okazję pokierować kierowcę osobówki, który za Chiny Ludowe nie mógł trafić na ulicę Kłodnicką - miał fuksa, bo akurat wiem gdzie ona jest ;-) Po zakończonej akcji ratunkowej ruszyłem dziarsko przed siebie i jadąc śliskim asfaltem objechałem Rynek, po czym znów zwróciłem się w stronę parku :-)
Za granicą wyznaczoną przez pierwsze drzewa, było dużo ciemniej. Ponadto w tej części parku nie ma latarni. Mimo to po ułamkowo-sekundowym wahaniu, postanowiłem pojechać ten odcinek. Nie oświetloną część parku przejechałem pewnie, nieco przy granicy przyczepności, choć oczywiście także uważałem na nawierzchnię i w drugiej - już oświetlonej - części parku kontynuowałem podróż w ten sam sposób. Po kilkuset metrach na zakręcie prowadzącym nieco pod górę, tylne koło dostało poślizgu, ale szybką reakcją i odpowiednim balansem powstrzymałem przechył roweru i spokojnie mogłem kontynuować jazdę. Refleks, to piękna sprawa jest :-)
Gdy dojechałem do ulicy Chrobrego, skierowałem się chodnikiem w stronę domków. Co prawda podczas przejazdu w parku poczułem, że jestem nieco zgrzany, ale postanowiłem nie przerywać jeszcze tak udanego wyjazdu. Na nie odśnieżonych uliczkach musiałem stoczyć walkę z zaległym śniegiem :-) Było to bardzo fajne wyzwanie: liczyła się współpraca rowerzysty i jego sprzętu. Jako że z Kośką dogadujemy się wspaniale, to z pokonaniem tego odcinka nie było żadnych problemów :-) Frajdę sprawiała mi konieczność ciągłej zmiany balansu ciała, a także dostosowywanie się do zmieniających się oporów toczenia :-) W dalszej części trasy, na nieco wyjeżdżonej drodze wpadłem w uskok lodowy i przednie koło dostało uślizgu, ale po ułamku sekundy został on opanowany :-) Po pokonaniu skrzyżowania i kolejnych kilkunastu metrach nie było jednak już tak dobrze - pod małym kątem wjechałem przednim kołem w wyższą partię śniegu i rower zaczął się niebezpiecznie przechylać. W tej sytuacji jedynym ratunkiem było już tylko wyciągnięcie nogi :-) Dodatkowo zaasekurowałem się, opierając prawą dłoń o krawężnik :-) Dobrze, że "gleby" nie zaliczyłem, a sama sytuacja wywołała u mnie śmiech :-) Oj, jak dobrze być wysokim ;-) Ochoczo ruszyłem dalej, a po kilkudziesięciu metrach mogłem jechać już po mokrym, czarnym asfalcie z niewielką warstwą śniegu tu i ówdzie. Mimo to, gdy skręcałem na skrzyżowaniu znów przednie koło straciło przyczepność i znów noga poszła w ruch :-) Była to bardziej moja wina, gdyż w trakcie wcześniejszej jazdy złapałem dużo pewności siebie i nie uważałem już tak bardzo. Był to ostatni etap wyjazdu, więc maksymalnie zadowolony i uradowany, prościutko udałem się do domu :-) Nieco zwolniłem po wjechaniu na ostatnią prostą, gdyż droga osiedlowa była oblodzona. Tuż przed klatką pomyślałem sobie, że jazda rowerem po śniegu, to będzie pewnie moje nowe hobby ;-) To był mega, ekstra, świetny wyjazd! :-) Bardzo fajnie śmigało mi się po śniegu :-) Jak widać muszę poddać ponownej weryfikacji swoje stwierdzenie, dotyczące zakończenia tegorocznego sezonu ;-)
Kośka póki co odstawiona w ciepłe miejsce, ale w planach jest jeszcze oczywiście przesmarowanie łańcucha. Trzeba o nią dbać! :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.