Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
5.60 km 0.00 km teren
00:26 h 12.92 km/h:
Maks. pr.:26.10 km/h
Temperatura:-0.1
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wszędzie biało...

Sobota, 11 grudnia 2010 · dodano: 11.12.2010 | Komentarze 0

Od dwóch, czy trzech dni myślałem sobie, aby w sobotę pojechać na Górę św. Anny. Co prawda byłem tam w tym roku, ale na blogu wpis nie jest odnotowany. Chciałbym jeszcze w tym roku kalendarzowym naprawić ten błąd ;-) W sumie to nigdy nie przypuszczałbym, że będę rozważał taki wyjazd zimą... :-) Niestety plany pokrzyżowała mi sprawdzająca się, weekendowa prognoza pogody. Co chwila wyglądałem za okno i zadawałem sobie pytanie: jechać, czy nie jechać? Ostatecznie jednak zrezygnowałem z realizacji tego planu. Nie ma co ryzykować ewentualnego przeziębienia, czy wychłodzenia organizmu. Cały czas jednak miałem nadzieję, że może jednak na jutro ta niedobra prognoza się nie sprawdzi ;-) Dodatkowo poczęło mnie trochę nosić i chyba nawet zacząłem szukać pretekstu do wyjścia :-) Siedząc w ciepłym domu chciałem przekonać się na własnej skórze, jakie tak naprawdę panują warunki po drugiej stronie szyby. Może zebrane dziś doświadczenia przydadzą się jutro? :-) Wyszedłem więc po dwunastej z zamiarem udania się na Rynek i kupienia zestawu do Skype'a (znajoma z GB coś ostatnio doczekać się nie może... ;-) ).



Gdy stałem przed oszklonymi drzwiami klatki schodowej, przemknęło mi jeszcze przez myśl, czy aby to dobry pomysł. Pada dosyć gruby śnieg i jest wietrznie. No cóż - dzieli mnie tylko jeden krok do tego, aby to sprawdzić - to niewiele :-) Wyszedłem więc i okazało się, że nie jest tak źle :-) Ruszyłem w stronę działek, uważając czy pod warstwą śniegu nie ma lodu. Droga którą jechałem była nierówna i było też nieco dołów. Przy pierwszych altankach złapałem poślizg przedniego koła i jedynie wyciągnięta w porę noga uratowała mnie przed upadkiem. W tym miejscu byłby on na pewno bardzo bolesny, gdyż jechałem właśnie po przysypanej małą warstwą śniegu, zmarzniętej na kamień glebie, pokrytej cienką warstwą lodu. Ruszyłem dalej i począłem pokonywać kolejne nierówności. Szło mi to całkiem sprawnie, choć kilka razy musiałem przystawać, aby wyprowadzić przednie koło z kolein, przy okazji mając także fajne uślizgi tyłu. Zaliczyłem też dwie zamarznięte kałuże, a przy drugiej z nich koło znacznie opadło w dół, przy akompaniamencie trzaskanego lodu :-) Po kilkudziesięciu metrach znalazłem się na drodze, prowadzącej do nielicznych wym miejscu domków. Oznaczało to dla mnie przede wszystkim zmianę nawierzchni na bardziej zdatną do jazdy, więc od ulicy Gazowej dotarłem znacznie pewniej i szybciej :-) Musiałem jeszcze tylko ustąpić pierwszeństwa trzem samochodom i następnie wjechałem na lekko zaśnieżony asfalt, włączając wcześniej tylną lampkę.
Nie śpiesząc się aż nadto dojechałem do miejsca, gdzie znajdował się wjazd do parku. Zatrzymałem się przy chodniku, aby przeprowadzić rower przez zasypany krawężnik i po małej chwili jechałem już między drzewami. Gdy dojechałem do krótkiego zjazdu przy schodkach, celowo wyhamowałem do zera, po czym powoli stoczyłem się trzymając tylny hamulec powodując uślizg i zjeżdżając tak przez całą długość owego zjazdu :-) Zadowolony z takiego obrotu wydarzeń pomknąłem w kierunku głównej, a następnie udałem się w kierunku bankomatu. Na miejscu okazało się, że na moim miejscu parkingowym leży zwała śniegu ;-) Po dokonaniu poważnej transakcji finansowej (no trzeba wprowadzić choć trochę powagi, prawda? ;-) ) udałem się w dalszą drogę :-)
Jechałem chodnikiem i niebawem znalazłem się na jego skraju, przy skrzyżowaniu. Chciałem przedostać się po pasach na drugą stronę ulicy, ale zauważyłem że pani w vanie mimo podwójnej ciągłej zamierza skręcić w ulicę, którą chciałem przeciąć. Zatrzymałem się więc w oczekiwaniu, aż wykona swój manewr. Gdy mnie mijała, kiwnęła do mnie w przepraszającym geście, wywołując u mnie uśmiech. Pozytywnie mimo wszystko :-) Ulicą Anny dotarłem do Rynku, jadąc w pewnej odległości za samochodami, a następnie odbiłem i po chwili byłem w sklepie komputerowym. Wprowadziłem rower do korytarza i postanowiłem poczekać, aż sklep opuszczą pozostali klienci. Nie chciałem kusić, aby ktoś wychodząc zwinął mi coś z kierownicy. Na moment dogodny do zakupów czekałem kilka minut, mając w tym czasie okazję zaobserwować "pływającą" nawigację. Z drugiej strony to fajnie, że zasięgu nie zgubiła w bądź co bądź piętrowym budynku. Miałem także czas przyjrzeć się rowerkowi. Widok ten naprawdę osłodził mi oczekiwanie na wejście do sklepu: Kośka ozdobiona białym puchem wyglądała wręcz przepięknie :-) Do ramy jej z tym śniegiem :-)
W sklepie zestawy do Skype'a mieli, ale jednak nie przypadły mi jakoś specjalnie do gustu. Postanowiłem więc pokręcić się jeszcze przez chwilę po okolicy. Wyruszyłem więc do innego sklepu, ale chyba okazało się, że już go nie ma (będzie trzeba kumpla o to zapytać), więc wróciłem w stronę Rynku. Tym razem zostawiłem rower przed wejściem, gdyż nie miałem możliwości zabrać go ze sobą. Odpiąłem także nawigację, która jednak po minucie trafiła na swoje miejsce, gdyż i w tym sklepie nie znalazłem niczego, co mogłoby mnie zainteresować. Pojechałem do Rynku, a następnie do ulicy Skarbowej. Zwróciłem także ponownie uwagę na warunki pogodowe i na stan swojego ubioru. Na "sklepowym" odcinku trochę odczułem padający śnieg i wiatr - na spodniach (i pewnie na czapce) wylądowało go trochę :-) Na osiedlu musiałem pokonać trzy progi zwalniające - nawet nie sądziłem, że zrobię z tego dodatkową atrakcję tego wyjazdu: hop, hop, hop i po sprawie ;-) Pełen pozytywnej energii popędziłem w stronę parku :-)
Wjeżdżając pomiędzy pierwsze drzewa, uderzył mnie urok tego miejsca. Wszędzie było biało i tak spokojnie... Naokoło nie było nikogo, a padający wciąż śnieg zacierał ślady ewentualnych spacerowiczów, będących tu przede mną. Tworzyło to swego rodzaju klimat... Na ułamek sekundy zapomniałem, że znajduje się przecież w mieście. Chyba nawet przez ten ułamek sekundy zapomniałem także, że wciąż znajduje się w ruchu, jadąc rowerem ;-) Gdy ów obraz parku przeminął, śmiało pedałując począłem mijać kolejne drzewa. Po kilku minutach znalazłem się na skrzyżowaniu przy mostku. Zahamowałem tam i uślizgiem wjechałem na owo skrzyżowanie. Na ulicy Filtrowej rozpędziłem się, a następnie wyhamowałem przed progiem zwalniającym tak, że jadąc na hamulcu pokonałem bokiem kilka ładnych metrów. Po przejechaniu przez próg odwróciłem się, aby spojrzeć na pozostawiony po sobie ślad. Podoba mi się taka jazda :-) Kolejno wyjechałem do głównej, przedostałem się na drugą stronę i jadąc chodnikiem udałem się do "drogi, gdzie nigdy nie wieje wiatr" ;-) Po kilku kolejnych chwilach zatrzymałem się uszczęśliwiony przed klatką :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.