Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
17.87 km 0.00 km teren
00:58 h 18.49 km/h:
Maks. pr.:36.30 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Zimowe zauroczenie...

Niedziela, 30 stycznia 2011 · dodano: 30.01.2011 | Komentarze 0

Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, że dawno nie byłem na rowerze. Może to brak czasu, a może podświadomy efekt wcześniejszych przemyśleń na temat zimy i jej wpływu na sprzęt? Przed dwoma dniami pomyślałem, że warto by było jeszcze pojeździć zimą. Szukałem dobrego momentu do wyjścia, mimo że nie zachęcała do tego mroźna pogoda. Niemniej jednak od czasu ostatniego wyjazdu nie zapomniałem o rowerze. Niemal od razu testując stojak, porządnie umyłem ramę, a wczoraj ustawiłem tylną przerzutkę, która na ostatnich pokonanych wcześniej kilometrach, zaczęła nieźle świrować. Dziś natomiast zacząłem poważnie myśleć o wyjściu, a takim niepisanym celem była Dębowa. Jeszcze przed moim wyjściem zadzwonił Piotrek, nieco zmieniając mi plany, ale co tam - pojadę i do Większyc :-) Po kilku minutach byłem przebrany i gotowy do jazdy. Wcześniej wymieniłem na wszelki wypadek baterie w nawigacji. Z domu wyjechałem około 12:20.



Kierując się wcześniejszymi założeniami, przeciąłem osiedle i niemal od razu znalazłem się na domkach, między którymi dotarłem do wylotu z Koźla. Powietrze było mroźne i rześkie. Nieco obawiałem się o stan swojego gardła, gdyż wcześniej nie planowałem tak długiego przejazdu. Po kilku minutach jazdy, dotarłem do Większyc. Czekał mnie jeszcze podjazd, który pokonałem przerzucając kilka przerzutek w dół - bez zbędnego spinania się :-) Jednocześnie wypatrywałem Piotra, którego - jak się okazało - jeszcze nie było. Zjawił się po pięciu minutach i zaczęliśmy gadać, co (oczywiście) zajęło nam trochę czasu. Rozstaliśmy się przy rondzie. Spojrzałem na zegarek - gadaliśmy ponad 40 minut! No ładnie... :-)
Skręciłem w boczną drogę, prowadzącą do Radziejowa, jadąc niecałe 2 kilometry między domkami, po czym odbiłem w polną, lecz utwardzoną drobnymi kamyczkami drogę. Widok rozpościerający się przede mną, wlał we mnie pewną dozę entuzjazmu :-) Jechałem pośród białych pól, a droga przede mną wydawała się prowadzić hen gdzieś przed siebie. Jak fajnie, że mogę czuć się szczęśliwym człowiekiem :-) Jechałem po utwardzonej nawierzchni, co jakiś czas przecinanej zlodowaciałym pozostałościami śniegu. Było naprawdę fajnie :-)



Niebawem dojechałem do Reńskiej Wsi i zjeżdżając skrótem, bardzo szybko znalazłem się na głównej drodze. Nawierzchnia przy poboczu, była nieco podziurawiona i wyjeżdżając z miejscowości, zaliczyłem dół tylnym kołem tak, że aż rama uciekła w bok. Ech... I tak mam bicie na tyle... Nawet obserwowałem oponę na pierwszych metrach jazdy, jeszcze na osiedlu - o dziwo nie zauważyłem żadnych odchyleń, a na stojaku koło tańczy... Nie ma się co jednak przejmować - jadę dalej :-)
Skręciłem w Dębową i od razu zauważyłem wędkarzy na środku zamarzniętego jeziora. Piotrek wspominał o nich, podczas naszej rozmowy. Oparłem rower o drzewo i zszedłem do pomostu z aparatem.



Niebawem znów jechałem alejką, po raz pierwszy od wyjazdu łapiąc śnieg na oponę. Ten leżący na ziemi był jak proszek, natomiast gdy złapał się opony, zaczynał świecić w promieniach słońca, przypominając zlepek malutkich igiełek. Dodatkowo pęd powodował, iż część śniegu odczepiała się od opony, tworząc swego rodzaju śniegową otoczkę wokół niej. Było pięknie. Zimowo, a jednocześnie ciepło i bardzo przyjemnie. Dzień rozświetlało słońce, dając motywację do pokonywania kolejnych metrów. Rozglądałem się na boki, kilka razy chcąc nawet przystanąć z aparatem, aby uchwycić piękno chwili, ale ostatecznie nie zdecydowałem się na kolejny postój. W pewnej chwili zauważyłem wśród ludzi na tafli lodu na jeziorze, leżący rower. No ładnie :-) To dla mnie naprawdę pozytywny widok :-) Kilkadziesiąt metrów dalej, powtórzył się ponownie :-)
Na kolejnym boku zbiornika, począłem rozglądać się za odpowiednim pomostem, aby zrobić zdjęcia jakże pięknej, zimowej okolicy, ale ostatecznie dojechałem do końca alejki, nie zatrzymując się. Przystanek zrobiłem już na ostatnim odcinku, przed zjazdem na asfalt.




Po kilku minutach ruszyłem dalej, skręcając z asfaltu na polną drogę. Ciekawe czy latem wróci do swojego poprzedniego stanu, bo teraz jest dosyć mocno poorana i przejazd wymaga pewnej koordynacji. Oczywiście daliśmy z Kosią rady - jak zawsze :-) Kilkaset metrów dalej, znów jechałem po asfalcie i po kilku minutach byłem już w Koźlu. Skierowałem się w stronę parku, jadąc się w stronę domu niezbyt pośpiesznie. Na skraju pomyślałem sobie, że to był jednak zbyt krótki wyjazd. Co prawda mogłem jeszcze gdzieś pokluczyć, ale nie chciałem popsuć sobie wyjazdu miejskimi widokami, które właśnie pojawiały się przede mną. Zdecydowałem się więc wrócić do domu, a na duchu podnosił mnie krajobraz Dębowej, który miałem przed oczami... Chyba już nie tęsknię do wiosny... :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.