Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
20.15 km 0.00 km teren
01:06 h 18.32 km/h:
Maks. pr.:35.40 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Pkt 8: McDonald's

Czwartek, 3 marca 2011 · dodano: 03.03.2011 | Komentarze 0

Po pracy było jeszcze ciepło i jasno. Szkoda, że nie można być od razu w domu. Wtedy momentalnie można by było wyjść na rower w taki dzień jak dziś i powoli zaczynać łapać wiosnę. Ania miała gorszy dzień i podczas rozmowy z nią widać było, że potrzebowała bidula oderwać się od tychże problemów - zrobić coś pozytywnego i konkretnego. Gdy jechałem do domu wiedziałem już raczej na pewno, że wyjdziemy razem na rower. Co prawda wciąż w głowie miałem obawy, co do sytuacji na zewnątrz: już się ściemniało i temperatura na pewno mocno spadła, a na pewno doszedł do tego wiatr. Trzeba jednak przyznać, że obcując ze swą rowerową towarzyszką, uczę się pozbywać negatywnego egoizmu. Bardzo pomogło mi to, w podjęciu ostatecznej decyzji...



W domu przekąsiłem coś aby tylko i po niecałej pół godziny, byłem już przed klatką. Ponownie zrodziły się wątpliwości, czy to aby dobry pomysł, żeby jechać do Kędzierzyna. Ochłodziło się i było już całkiem ciemno. Zapaliłem lampkę i ruszyłem - po prostu. Przy Orlenie przystanąłem, aby spojrzeć na telefon. Dałem znać Ani, że jestem już w drodze i przeprawiłem się przez remontowany most. Gdy byłem przed nim, nieco z tropu zbiły mnie dwa zakazy: wjazdu i zaraz poruszania się pieszych. Okazało się jednak, że - przynajmniej do pewnego momentu - przejście jest z drugiej strony mostu. Na Wyspie jak zwykle ładnie przyspieszyłem (tym razem określiłbym dynamikę mianem "ostrego przyśpieszenia") i po krótkiej chwili byłem już z drugiej strony Odry. Przy końcowych zabudowaniach, przemknęło mi przez myśl, aby pojechać drogą rowerową. Chciałem nieco skrócić dystans i liczyłem się z tym, że będę jechał po gorszej nawierzchni. Odbiłem w prawo w polną drogę i włączyłem ciągłe światło. Musiałem zwolnić, gdyż widoczność była ograniczona. Po kilku chwilach wjechałem na wał i drogę rowerową. Jechałem przed siebie ze średnią prędkością, obserwując w oddali miejskie światła i uważając na nierówności i szczeliny między starymi płytkami chodnikowymi. Niestety, ale prawda jest taka, że ta droga jest po prostu niebezpieczna dla rowerzysty. Po kilku minutach jazdy, dotarłem do głównej drogi, a gdy już zbliżałem się do umówionego punktu zbiórki, zauważyłem mrugające światełko z roweru Ani, który właśnie wyłonił się zza wysepki ronda. To się nazywa synchronizacja :-)
Ruszyliśmy w kierunku Mc Donalds'a, a gdy tam dotarliśmy, postanowiliśmy nie zbliżać się tamże zanadto i obmyśleć dodatkową trasę, którą moglibyśmy dziś pokonać. Wszak cel z listy osiągnięty ;-) Przejechaliśmy obok Carrefour'a, a Ani zachciało się ścigać. Wysunąłem się na czoło, przecinając puste miejsca parkingowe, ale za chwilę zwolniłem :-) Niebawem byliśmy już na Pogorzelcu. Przejechaliśmy przez osiedle w poprzek i postanowiliśmy wyjechać w miasto. Celem był Park Orderu Uśmiechu i dotarliśmy na jego obrzeża, jadąc bocznymi drogami. Niestety zaczęły mi marznąć dłonie i stopy. Gdy przejeżdżaliśmy przez park podjąłem decyzję, że już na tym etapie wrócę do domu. Czułem się bardzo niekomfortowo.
Na Pogorzelec wróciliśmy odwrotną trasą, szybki "żółwik" i już byłem w drodze powrotnej. Byłem wręcz zły. Następnym razem dwa razy przemyślę decyzję o wyjeździe do Kędzierzyna w podobnych warunkach pogodowych. Wpadła mi do głowy nawet myśl, że dopóki temperatura nie osiągnie pułapu 15 stopni Celsjusza, to będę jeździł sam ;-) Głupie to strasznie, ale mój umysł szukał każdego pocieszenia... :-) Duży dyskomfort odczuwałem aż do obwodnicy, gdzie mogłem w końcu się rozpędzić. Jadąc szybciej odczuwałem nieco mniejsze zimno. W Kłodnicy było już całkiem spoko, a gdy minimalnie zgrzany wjechałem do Koźla, na dłoniach czułem się już OK na tyle, że w głowie na ułamek sekundy zrodziła się myśl, aby jeszcze gdzieś pojeździć. Niestety nie miała ona szans realizacji, gdyż na dziś miałem jednak już dosyć jazdy.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.