Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
59.33 km 0.00 km teren
03:06 h 19.14 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Dziergowice po pracy

Czwartek, 31 marca 2011 · dodano: 31.03.2011 | Komentarze 0

Rano miałem duże problemy, z zebraniem się w drogę i ostatecznie wyjechałem dziesięć minut, po założonym czasie. Miałem dużego wnerwa i na trasie wszystko mnie dodatkowo wkurzało. Niemniej jednak z garba zeszło mi, gdy dotarłem do Ani. Puściłem Iron'ów i ze słuchawkami w uszach, poszedłem do pracy, ostatecznie wyluzowywując się podczas drogi. Chciałem dziś kupić łańcuch, kasetę, a także nowy bidon, więc w ciągu dnia zadzwoniłem zarówno do sklepu, jak i serwisu, aby dograć wszelkie sprawy.



W pół godziny po pracy, wyjechaliśmy w drogę. Na pierwszym skrzyżowaniu, musieliśmy poczekać na zielone, ale gdy tylko się zapaliło wydarłem do przodu, czekając na Anię za wiaduktem. Niedługo jednak jechaliśmy razem - czułem fajną lekkość, którą dodatkowo pieścił wiejący lekko wiatr. Postanowiłem więc jechać swoim tempem, lekko przemykając przez miasto. W sklepie poświęciłem kilka minut na zakupy, po których wyruszyliśmy w dalszą drogę. Niebawem dotarliśmy do skraju lasu na Piastach. Będąc z przodu, zauważyłem nagle kątem oka, iż Ania jadąc bardzo wolno, przechyla się na bok upadając. Początkowo zacząłem się śmiać, ale chwilę później zauważyłem uschnięty krzak i nieco się zmartwiłem, gdyż stwarzał on potencjalne zagrożenie. Okazało się też, że leżały tam porozbijane butelki, ale na szczęście na strachu się skończyło :-) Przejechaliśmy między drzewami na Biały Ług i stamtąd do drogi do Azot. Tymczasem mnie włączyło się parcie na średnią, dlatego też do osiedla dojechałem nieco szybciej od Ani, czekając na nią już przed leśnym traktem do Kuźni. Dla zachowania równowagi, jechaliśmy tamtędy już obok siebie, gadając jak zawsze :-) Na drodze asfaltowej do Starej Kuźni, minęliśmy jadący znad przeciwka peleton kolorowo ubranych kolarzy i pozdrowiliśmy się wzajemnie. Takie miałem jednak wrażenie, że tamci mimo że zawodowcy, to jacyś tacy niemrawi byli ;-) Ja tymczasem znów przycisnąłem, jadąc szybciej aż do Kuźni, gdzie zaczekałem na Anię, która dojechała po bardzo krótkiej chwili. Między zabudowaniami wyprzedziliśmy dwie panie na rowerach i po około dwóch kilometrach, znaleźliśmy się w Kotlarni.
Spokojnie dotarliśmy do przejazdu, a stamtąd odbiliśmy na teren zakładu, przemykając przez niego cichaczem ;-) Już nieco wcześniej zaczęło mocniej wiać i miałem nadzieję, że między drzewami nie będzie to aż tak odczuwalne, ale niestety na leśnej drodze, wiatr hulał jeszcze mocniej - w dodatku w całkiem przeciwną stronę, niż kierunek w którym zmierzaliśmy. Jechaliśmy spokojnie obserwując otoczenie, aż tu nagle Ania dojrzała dwie dorodne sarny, które przecięły nam drogę, a następnie przebiegły przez znajdujący się obok głęboki parów. Nie ujechaliśmy daleko, gdy ponownie dwie sarny - tym razem nieco mniejsze - znów przebiegły nam przed nosami, znikając między drzewami. Nieco pobudzeni takim obrotem spraw pedałowaliśmy dalej, aż tu znowu - tuż przed skrzyżowaniem, prowadzącym do jeziora - zauważyliśmy kolejne dwie! Na nasz widok, zaczęły uciekać w naszą stronę, aby po chwili przebiec za nami w bardzo niewielkiej odległości. Jeszcze przez dłuższą chwilę, mogliśmy oglądać ich białe zadki ;-) Jadąc po nieco bardziej piaszczystej drodze, dotarliśmy do celu, gdzie zjedliśmy i pogadaliśmy. Dosyć szybko jednak musieliśmy się stamtąd zbierać, gdyż słońce robiło się już blade.



Postanowiliśmy jechać lasem do Lubieszowa. Za pierwszym skrzyżowaniem, minęliśmy rodzinkę na rowerach. Oczywiście skomentowaliśmy to zdarzenie bardzo pozytywnie i było ono wstępem do dalszej rozmowy. Tak. Znów włączyła się nam konkretniejsza gadka :-) Mimo to za przejazdem kolejowym urwałem temat, aby choć jeszcze przez chwilę, wsłuchać się w świergot ptaków - to przecież jeden z ostatnich momentów ciszy.
Przejechaliśmy krótki odcinek głównej drogi przez wioskę i zboczyliśmy na szlak. Jechaliśmy równym, dosyć szybkim tempem, aż tu znów nagle Ania dojrzała trzy biegnące polem sarny: dwie dorosłe i jedną - wręcz maluśką. Zatrzymując się, obserwowaliśmy ich ucieczkę. W pewnym momencie mała przewróciła się, a jej "rodzice" przystanęli, spoglądając na nas. Wszyscy czekaliśmy na rozwój wypadków. Nie trwało to długo, gdyż obydwie sarny zaczęły biec dalej, a my niemal w tym samym momencie, postanowiliśmy zbliżyć się do małej i sprawdzić co się stało. Porzuciliśmy rowery na polu nieopodal drogi i podeszliśmy kilkanaście kroków. Na ten widok sarenka wstała i zaczęła biec w kierunku, z którego przybyła. Obserwując ją jeszcze przez chwilę, wróciliśmy do rowerów i ruszając z przejęciem, dotarliśmy do Bierawy, której zabudowania ujrzeliśmy dosłownie po kilku machnięciach pedałami.



Zrobiło się już ciemno, a my skierowaliśmy się w stronę szlaku do Starego Koźla i mimo, że jego nawierzchnia była mniej przyjazna, przemknęliśmy po nim w miarę szybko. Z uwagi na panującą ciemność, nasza prędkość nieco spadła, ale dzięki temu mogliśmy dotrzeć do Brzeziec bez żadnych ekscesów. Ostatni etap szlaku, także wydał się nam bardzo krótki i minął nam bardzo szybko. Rozstaliśmy się przy Gliwickiej, skąd każde z nas ruszyło już swoją stronę.


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.