Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
70.48 km 0.00 km teren
02:57 h 23.89 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wracam do żywych :-)

Niedziela, 8 maja 2011 · dodano: 08.05.2011 | Komentarze 0

Rano wychodząc z Benkiem zauważyłem, że chodniki są mokre, a niebo pokrywa warstwa szarych chmur. Od razu jednak pomyślałem sobie, że wyjdę dziś po południu na godzinę, lub dwie. Odczuwałem jeszcze skutki wczorajszego wyjazdu. Już jednak po godzinie zrobił się ładny dzień. Postanowiłem więc wyjść wcześniej z zamiarem przejechania jakiś 50 km. Trasa? Jak najbardziej zielono :-)



Na naszej pożal się drodze rowerowej, dopadł mnie przeciwny wiatr. Minąłem dwóch rowerzystów jadących sobie lekko jak motylki. Czy tylko ja zawsze muszę mieć wiatr w twarz? :-) Na polnej drodze na Żabieniec, przestraszony bażant poderwał się z przydrożnych krzaków i uciekł w popłochu dobre kilkadziesiąt metrów w głąb pola. Heh... :-) Ja wystraszyłem jego, a on mnie :-) Kolejny napotkany zwierzak był już spokojniejszy - był to martwy wąż, leżący na drodze do kłodnickiego lasu. Zatrzymałem się na chwilę, aby na niego popatrzeć i za moment usłyszałem szelest - tym razem sprawcą zamieszania, była przebiegająca jaszczurka :-)





Szybko dostałem się na Kuźniczki i - jak to już mam w zwyczaju - obrałem drogę ku tamtejszemu jeziorku. Czmychnąłem tamtędy szybko, wyjeżdżając na główną i kierując się w stronę Cisowej. Gdy przejeżdżałem przez most na kanale, uderzyła mnie ilość przebywającego tam ptactwa.




Do Azot jechałem sprintem. Lecz się tym, czym się zatrułeś - zdaje się, że ta recepta wszelkiej maści pijaków ma zastosowanie i tutaj ;-) Z racji zmiany nawierzchni, minimalnie zwolniłem w lesie. Wykonałem też dwa postoje, podczas których zrobiłem kilka fotek.





Na rudzkich traktach także nie ściągałem buta z pedałów :-) Na tym odcinku towarzyszyły mi bzykające świerszcze i śpiewające ptaki :-) Tutaj, to chyba zawsze jest pięknie :-) Na drogę do dziergowickiego jeziora wpadłem tak rozpędzony, że o mały włos nie potrąciłem cytrynka ;-) Tak :-) Wracam do życia! :-)





Po jakimś czasie minąłem Bierawę, a do mostu w Cisku dojeżdżałem czterdziestką :-) Zostałem jednak wyprzedzony przez jakiś samochód ;-) za którym puściłem się po przejechaniu przez most (MXS). Na polnym skrócie w Cisku wykonałem krotki postój z batonem w ręku (tak, tak, uczymy się na błędach ;-) ), a następnie dojechałem do Landzmierza, gdzie przy drodze napotkałem, siedzącego na wyprostowanych łapach psa. Grzeczny piesek, czy niegrzeczny piesek? Popatrzył jedynie na moją stopę, gdy go mijałem. Grzeczny piesek ;-) Czekał mnie teraz trochę nielubiany przeze mnie odcinek, ale jednak musiałem go pokonać. O dziwo jechało mi się na nim bardzo lekko i przemierzyłem go praktycznie niezauważalnie :-) Na Dębowej spotkałem black dog'a (że niby na jezdnię wybiegł ;-) - ot taki, czarny, wiejski kundelek, a następnie ładnie jadąc parkiem, dojechałem do domu :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.