Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
100.09 km 0.00 km teren
04:18 h 23.28 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Pomiędzy babim latem

Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 0

Co prawda przez weekend miało padać, ale wyszło na to, że będzie ładna pogoda. Wczoraj miałem ciężki rowerowy dzień. Antek coś nie taki jak trzeba, a Kośkę musiałem wypożyczyć - pierwszy i ostatni raz. Przez to całe zamieszanie, zapomniałem naładować zapasowych baterii do aparatu i nawigacji i wyjechałem dopiero po dwunastej, wciąż jeszcze obciążony emocjonalnie wczorajszymi wydarzeniami.



Cel miałem jasny: Pławniowice. Po dwóch metrach doregulowałem siodełko i jazda! :-) Było bardzo ciepło, wręcz gorąco. Skierowałem się na drogę rowerową, a później do Kuźniczek. Gorąco dodawało mi kopyta. Następnie obrałem trasę na Lenartowice i przez działki dotarłem do Blachowni, a później odbiłem na drogę zakładową. Przyjemnie płynąłem sobie drogą do Kuźni, zatrzymując się na krótki przystanek.



Kolejny odbyłem już w lesie, na drodze w kierunku Rudzińca. Tym razem zatrzymałem się z powodu pragnienia, jakie zaczynało mi lekko dokuczać. Cały czas trzymała mnie też trauma wczorajszych wydarzeń.



Gdy wjechałem na asfalt, zaczęło się kręcenie kilometrów :-) W lesie przed Pławniowicami, minąłem kilkunastoosobową grupę młodzieży, a później nadjechała znad przeciwka kolejna - nieco mniejsza, złożona z cyklistów w różnym wieku. Przegapiłem też stałe miejsce postoju, ale to przecież nie był problem :-) Nie miałem zamiaru jechać nad jezioro w Pławniowicach i nie zatrzymując się, skierowałem się w dalszą drogę.
Za Kleszczowem usłyszałem straż. Mam nadzieję, że nie płonie żaden las - byłoby nieciekawie... Po kilku kilometrach jazdy musiałem zjechać na pobocze, gdyż chyba właśnie owa jednostka nadciągała z przeciwka. Po odbiciu na Bojszów zauważyłem przed sobą wzniesienie, a z racji nieodpowiedniego przygotowania do jazdy (znowu!), nie bardzo miałem ochotę na nie wjeżdżać. Spokojnie jednak dałem radę. W Rachowicach natknąłem się na fajny, drewniany kościółek i zauważyłem, że - o dziwo - asfalt prowadzi zielonym szlakiem rowerowym! :-) Dostałem powera i przyśpieszenia :-) Po kilku kilometrach, dotarłem do ładnych stawów przy drodze. Przy jednym z nich siedzieli ludzie (na pozostałych był zakaz wstępu), a ja przejechałem przez ścianę babiego lata, które tak na dobrą sprawę towarzyszyło mi od samego początku wyjazdu :-) Zrobiło się tak jakoś ładnie, przyjemnie... A może na wyprawę w tym roku, obiorę jakiś cel w Polsce? Nawet wstępną trasę ułożyłem w głowie dosłownie po sekundzie :-) Poczułem się odprężony. Dopiero teraz zeszło ze mnie ciśnienie wczorajszego dnia. Niebawem wjechałem na główną i zgodnie z wcześniejszym zamiarem, zlokalizowałem otwarty sklep w Sierakowicach, gdzie zrobiłem małe zakupy, przystając na jego zapleczu.
Gdy wróciłem na główną zauważyłem, że obok między polami, jedzie trzech rowerzystów. Hm... Czyżby ładna droga rowerowa? Postanowiłem zjechać w kolejną boczną uliczkę na czuja i chwilę później, dotarłem do szlaku rowerowego :-) Jadąc nim natrafiłem na kolejny staw, umiejscowiony już przy zabudowaniach. Przy brzegu pływała średniej wielkości kaczka, a na brzegu siedział zapatrzony w nią kot. Kaczka wyglądała tak, jakby chciała zadać mu pytanie w stylu "co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" :-) Nie chciałem się zatrzymywać, a szkoda że nie mam wciąż aparatu pod ręką (kierownicą ;-) ), bo wyglądało to przesympatycznie :-) Przecinając główną, zauważyłem znak informujący o kapliczce św. Magdaleny. Planowałem poszukać tego miejsca (wspominała mi o nim Ania), a tu raptem trafiłem na nie ot tak! :-) Wyjazd zrobił się naprawdę ciekawy! :-) Zmierzając tam, zatrzymałem się jeszcze na chwilę na mostku.



Kapliczka gościła akurat grupę rowerzystów, więc uznałem że tym razem nie będę się tu zatrzymywał i tylko zerkałem na nią podczas jazdy. Może przyjedziemy tu kiedyś z Anią w tygodniu, to nie będzie ludzi. Fajnie, że już wiem, gdzie to dokładnie jest - zaznaczyłem nawet współrzędne w nawigacji :-) Lasem do Dziergowic przemknąłem szybkim tempem mimo, że znów wiało z przeciwka. Chyba tą drogą będzie trzeba jeździć zawsze w drugą stronę ;-) W międzyczasie minąłem też trójkę rowerzystów: jednego pana z sakwami i dwie towarzyszące mu panie. Przez drogę przebiegła mi też jaszczurka :-)
Sunąłem bez zatrzymania aż do Lubieszowa, gdzie wjechałem na szlak i ułożyłem trasę w ten sposób, że aż do Starego Koźla, jechałem poza drogami asfaltowymi. Po drodze wstąpiłem jeszcze do Ani. Trzeba przyznać, że byłem zmęczony wyjazdem. Jakoś ostatnio lekceważę energetyczne przygotowanie organizmu, do tak długich wypadów. Gadaliśmy między innymi o Antku. Podzieliłem się swoimi obawami, co do ściągania roweru na lewo podczas jazdy i po około pół godzinie udałem się w drogę do domu. Przejeżdżając przez drugi most na Odrze, minąłem w dole w bliskiej odległości statek wycieczkowy. No tego to tu jeszcze nie widziałem! :-) Zatoczyłem półokrąg już za mostem, aby cyknąć fotkę, ale ostatecznie zrezygnowałem, gdyż chyba jednak za dużo zachodu by z tym było ;-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.