Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
100.64 km 0.00 km teren
06:15 h 16.10 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 4

Środa, 27 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0



godzina 22:00

W dalszej drodze wciąż towarzyszył mi deszcz. Mimo to od pewnego momentu w ogóle mi to nie przeszkadzało. Złożyło się bardzo dobrze, bo padać przestało, gdy wjechałem do Benesova. Niemniej jednak gnanie niczym wicher po serpentynach w deszczu, było naprawdę fajnym przeżyciem. Trzeba przyznać, że dodało to charakteru tej wyprawie :-)
Benesov, to drugie z kolei miasto (a raczej miejsce nieopodal tej miejscowości), które mogę polecić. Zameczek jest bardzo ładnie położony. Dodatkowo ja - prowadzony nawigacją - jechałem bardzo fajną asfaltową ścieżką w lesie. Tamże udało mi się wystraszyć kolejną sarnę :-) Gdy dotarłem na miejsce, słońce momentami zaczęło przypiekać. W sumie, to chyba jednak wolę, gdy jest nieco chłodniej :-) I weź tu takiemu dogódź ;-) Poszwędałem się jakiś czas po zamku i okolicach, a następnie skierowałem się do głównego tego dnia celu, czyli Pragi. Już na pierwszych metrach zza miedzy wyskoczyła mi przestraszona kuropatwa. Przeleciała na drugą stronę drogi z takim trzepotem, że aż zgubiła jedno pióro, które spadło na środek jezdni.








W kierunku Pragi jechało mi się dobrze. Musiałem pokonać kilka podjazdów, z czego pierwszy z nich był najfajniejszy. Droga była bowiem położona pośród pięknego lasu. Chyba można pozazdrościć Czechom pięknych miejsc... A może po prostu powinienem był wybrać się na urlop w Polskę? :-) Dotarcie na szczyt nie oznaczało końca podjazdów. Dodatkowo z praktycznie bezchmurnego nieba, spadały malutkie krople deszczu, co akurat wcale mi nie przeszkadzało, bo nieco schładzało organizm. Zacząłem też odczuwać głód, ale postanowiłem, że zatrzymam się w pierwszej miejscowości w dolinie. Niezłe było moje zdziwienie, gdy na przestrzeni 10, czy 15 kilometrów, nie napotkałem przy drodze ani jednej potraviny! Wszystko: od okien, gwoździ, śrubokrętów, nawet po salon BWM, a potravin nie ma! Czy ci ludzie w ogóle coś jedzą? :-)
Do Pragi wjechałem, nie wiedząc nawet kiedy dokładnie. To znaczy nie zauważyłem znaku informującego o tym fakcie. Wciąż byłem na etapie poszukiwań sklepu spożywczego, który znalazłem na końcu rozkopanej w trzy diabły drogi, na którą skierowała mnie nawigacja. Byłbym zapomniał! Na trasie do Pragi znalazłem jedną potravinę, ale azjatycki sprzedawca miał tylko owoce, warzywa i wino :-) No w sumie, to też potraviny... ;-) Niemniej jednak drugi praski Azjata miał już to, czego chciałem :-) (a mleka i tak kupić zapomniałem ;-) ). Po posileniu się, ruszyłem w miasto :-)
Zrobiło ono na mnie dobre wrażenie. Na tyle dobre, że w samej Pradze zabawiłem dość długo. Co prawda nie było Pragi nocą i noclegu jak to miałem w zamyśle (jakoś męczą mnie te tłumy), ale i tak wyjechałem stamtąd już po godzinie dwudziestej. Antkowi w kość dała się wszechobecna kostka brukowa. Na mnie natomiast wrażenie zrobiły Hradczany. Godne polecenia. Chyba wejdzie też do wyprawowego zwyczaju, zatrzymywanie mnie przez mundurowych. Tym razem był to wojskowy strażnik, kilkaset metrów przed wejściem na zamek. Wszędzie czepiają się rowerzystów ;-) Nad Balatonem nie mogłem jechać drogą, tu nie mogłem jechać na rowerze :-) Potulnie prowadziłem więc Antka. A co tam! Należy się Czechom szacunek! Przejście przez strzeżoną przez dwóch strażników bramę z wywieszonymi flagami czeskimi, także należało do ceremoniału zwiedzania grodu Czechów.
Gdy obszedłem całość, postanowiłem wyjechać już z Pragi. Kolejny cel zrealizowany. Teraz Karlstejn. Praga żegnała mnie deszczem. Można by nawet rzec, że zostałem wyproszony, bo owa deszczowa chmura, zawisła jedynie nad stolicą Czech. Trzeba przyznać, że nieco zbyt długo zabalowałem w tym miejscu i poszukiwanie noclegu, zakończyło się chwilę po zmierzchu. Wyszło chyba jednak dobrze. Zdaje się, że znalazłem dobrą miejscówkę. Jeśli nie będzie padać, to być może rano namiot będzie całkiem suchy.
Jest 22:35. Powoli zbieram się do snu...

PODSUMOWANIE:
DST: 100,64 km AVS: 16,0 km/h TM: 6:14:45 MXS: 47,3 km/h










Kategoria WYPRAWY



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.