Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
80.09 km 0.00 km teren
04:30 h 17.80 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Czechy 2011, dzień 7

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0



godzina 22:17

Dzisiejszy dzień był nie tylko najchłodniejszym i najbardziej wietrznym na całej wyprawie, ale także najcięższym. Spędziłem na przystanku w Cervenej prawie cztery godziny (po 19:30 wyjeżdżałem spod zamku), obserwując jak toczy się tutejsze turystyczne życie, oraz to jak z biegiem czasu zamiera. Błędem było to, że nie potrafiłem podjąć decyzji w krytycznym momencie wiedząc dodatkowo, że szanse na to, iż deszcz ustanie są praktycznie żadne. Pod względem czasu i podejścia do sytuacji, ubiegłoroczny Mosnov był dużo lepiej rozegrany. Gdy już ruszyłem się z miejsca i dotarłem do owego zamku na wodzie, byłem minimalnie zawiedziony. O ile gdyby pogoda dopisała, to byłby to bardzo fajny przystanek na trasie, ale tłuc się tyle (i tak ;-) ) po to, aby zobaczyć domek z czerwoną elewacją... Według mnie godny polecenia, jeśli ktoś byłby tu przejazdem, choć muszę też stwierdzić, że swój urok - nawet całkiem duży - to on ma :-) Trzeba było jednak ruszać w drogę, a deszcz wciąż nie ustawał. Zauważyłem podczas tegorocznego wyjazdu, że w takich warunkach jadę jakoś szybciej, energiczniej. Tak było i teraz. Zewsząd otaczały mnie chmury, widoczność ograniczona była z powodu spadających kropel. Miałem też świadomość, iż do końca nie mam pewności, jak to się wszystko skończy. Plan był taki, aby dotrzeć do Jindrichuv Hradec na stację kolejową i stamtąd w miarę możliwości jeszcze dziś do Brna, lub Ostravy. Niestety podczas drogi nie mogłem podziwiać mijanych okolic, a były one naprawdę urocze. Muszę też przyznać, że i Antek spisał się świetnie. Gnaliśmy razem równo :-) Na miejsce dojechaliśmy przemoczeni do ostatniej nitki. Wszedłem do stacji, ignorując kompletnie zakaz wprowadzania rowerów, ale strażnik zakończył swą interwencję, jedynie na krótkim pouczeniu. Czyżbym wyglądał aż tak źle? ;-) Okazało się, że dziś nie odjeżdża już żaden pociąg do Brna, nie mówiąc już o Ostravie. Kupiłem więc bilet na poranny pociąg i zapytałem jeszcze o jakąś ubytovnę, dostając w odpowiedzi ulotkę. Pierwszą z nich znalazłem już całkiem szybko. Był to prywatny pensjonat, w którym kobieta zażyczyła sobie aż 500 Kc! Padłem. Po bezowocnej negocjacji (bo co to jest marne 50 Kc) zapytałem, gdzie mogę znaleźć tańszy nocleg. Został mi jeden wskazany, ale na mieście nikt nic nie wiedział. Tak to już bywa. Gdy nie potrzebowałem, znajdowałem lokum ot tak po prostu, a teraz? Ciemna noc, z nieba się leje, ja przemoczony i w dodatku pośrodku jakiegoś miasta, gdzie nie bardzo mogłem zidentyfikować mniejsze ulice, nie znając jego planu. I jeszcze jak na złość same hotele i pensjonaty umieszczone w takich budynkach, że na bank koszt noclegu byłby tam bardzo wysoki, nie mówiąc już o tym, że pewnie nie chcieliby przyjąć tam takiego flejtusa jak ja. Kręcąc się tam w poszukiwaniach lokum, zapytałem chyba ze dwudziestu ludzi, ale... wiadomo. Nikt nic nie wie. Swoją drogą, to zauważyłem, że owe Jindrichuv Hradec, to bardzo klimatyczne miasto. Można by było zatrzymać się tu na kilka dni. Tymczasem podjąłem decyzję, że wrócę do pierwszej miejscówki. Nie było przecież sensu ganiać po nocy w takich warunkach. Tym razem doszedłem do porozumienia z właścicielką i zostałem przyjęty. Dostało mi się nawet kawałek dobrego makowca :-)
Trochę szkoda mi, iż nie zobaczę zamku Pernstejn. Co prawda ominąłem już kilka miejsc podczas tej wyprawy, ale tak trochę szkoda mi odjeżdżać stąd, bez jakiegoś akcentu. Z drugiej zaś strony i tak zamierzałem wrócić lada dzień. Bardzo dużo namieszała tu pogoda, ale może to i dobrze. Doświadczenie, to przecież bardzo ważna sprawa, a do Czech jeszcze pewnie wrócę. Tak jak zamierzałem, pewnie kiedyś na weekend ;-)
Dziwne to nastawiać budzik na urlopie, czy wyprawie... :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 80,09 km AVS: 17,7 km/h TM: 4:30:38 MXS: 47,5 km/h

Kategoria WYPRAWY



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.