Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
41.08 km 0.00 km teren
01:24 h 29.34 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Niczym wicher! :-)

Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 0

Do południa siedziałem nad książką. To znaczy siedziałem i trochę czytałem ;-) Za oknem była piękna pogoda, a i gdy bylem z Benkiem na spacerze, czuć było ze jest w miarę ciepło, a momentami nawet całkiem grzało. Planując wyjazd chciałem zabrać ze sobą zwijana kurtkę, ale ostatecznie wyszedłem tylko z bidonem.



Najpierw podjechałem na stację, aby napełnić bidon. Było fajnie ciepło. Gdy wychodziłem z budynku, na plac podjechał ciekawy Garbus. Po kilku chwilach, ruszyłem dynamicznie w trasę. Już na wyspie z Kośki zrobiła się rakieta. Uderzały we mnie fale gorącego powietrza. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak gorąco. Jechało mi się bardzo lekko. Korba kręciła się z dużą częstotliwością. Od świateł w Kłodnicy, aż do wiaduktu kolejowego prułem czterdziestka! Tak, tego jeszcze nie było. Czułem, ze to może być świetny wyjazd! Dalej wcale nie było gorzej - nie spuchłem tak, jak się tego obawiałem. Jechało mi się jednocześnie swobodnie i bardzo szybko. Na prostej przed Januszkowicami wyprzedziłem dwie rowerzystki w średnim wieku. Rożnica prędkości była wręcz kolosalna! Do Januszkowic wpadłem niczym wicher, wzbudzając zainteresowanie ludzi, przebywających w obrębie drogi. Po bardzo krótkim czasie, dojechałem do skrzyżowania w Zdzieszowicach, a po kilkuset metrach dalszej jazdy, musiałem podwoić czujność, z uwagi na spadające z drzew żołędzie ;-) W Krępnej wjechałem na czuja w uliczkę biegnącą w kierunku Jasionej.
- Przepraszam, na Jasionę dobrze jadę?
- Tak, dobrze - odpowiedziała, idąca poboczem kobieta.
No to but! Odpowiedziałem jeszcze grzecznie "dziękuję" i wydarłem kapcia tak, ze aż nawet i mnie ogarnęło zdziwienie, a nawet szok! Momentalnie osiągnąłem prawie piec dych na blacie! Jadący rowerem znad przeciwka dziadek, popatrzył na mnie jak na jakiegoś nadczłowieka. Naprawdę musiało to wyglądać nieziemsko! Niestety zaczęło mocniej wiać.
Po kilku chwilach, doleciałem do Jasionej. Miałem mały dylemat, czy wjeżdżać dziś na leśny szlak. To przecież zabójstwo dla średniej. Mimo wszystko, postanowiłem trzymać się planu, czyli sprawdzenia szlaku. Na początku drogi przystanąłem na chwilę. To był mój pierwszy przystanek od momentu opuszczenia stacji. Licznik wskazywał średnią 33.2 km/h! Maksymalnie na trasie było 33.6, a poprzednia wartość spadła tylko dlatego, bo hamowałem aby się zatrzymać.



Ruszyłem dalej. Droga biegła lasem, który nie bardzo jednak miałem okazję obserwować, gdyż starałem się jak najmniej stracić na średniej. Pomyślałem sobie też, że na taki kamienisty trakt jak ten, powinienem wybrać się Antkiem. Dziś bowiem wyraźnie widać było, że i z Kośką osiągnąłem wcześniejsze założenie. Tak :-) Jej żywiołem jest asfalt. Wcześniej obserwowałem też pracę opon na tej nawierzchni i w mojej ocenie wyszło na to, że to też był dobry zakup.
Gdy las miałem już za sobą, zrobiło się naprawdę nieciekawie. Wiatr momentami dosłownie stawiał przede mną ścianę. Jechałem na średniej zębatce. Będzie ona w większości używana w drodze powrotnej. Znalazł się tez fajny plus :-) Okazało się, że byłem na drodze, którą już wielokrotnie chciałem zlokalizować, gdy przejeżdżałem w tej okolicy pociągiem :-) Dwie pieczenie na jednym ogniu :-) Wiatr jednak bardzo skutecznie utrudniał mi jazdę... W męczarniach doturlałem się do stadionu w Zdzieszowicach, gdzie właśnie rozkręcała się jakaś impreza. Jazda była jednak bardzo szarpana. Moim celem była obrona wsparcia na 30 km/h, ale bardzo szybko zweryfikowałem ten cel. Prawdopodobieństwo utrzymania takiej średniej, było naprawdę niewielkie. Celem stal się więc próg 28 km/h.
Droga powrotna była odwrotnością sprintu do Jasionej. Kilka razy stawałem na poboczu, odpoczywając od wiatru i mając złudną nadzieję, ze przestanie wiać. Liczyłem na to, ze w lesie przed Kłodnicą będę mógł nadrobić i tak tez było. Cóż jednak z tego, jak na pierwszym prześwicie wiatr dosłownie we mnie uderzył. To nie była swobodna jazda. Wciąż mecząc się, dojechałem do Kłodnicy, gdzie miedzy zabudowaniami sytuacja minimalnie się poprawiła. Nie na tyle jednak, abym mógł odczuć różnice w jeździe. Znamiennym był fakt, ze i pod wiaduktem ledwie się przetoczyłem. Liczyłem na to, ze kierunek wiatru zacznie mi sprzyjać, gdy zwrócę się w kierunku Koźla. Tak tez było. Mogłem jechać nieco bardziej swobodnie. Chciałem już być na miejscu tym bardziej, że nasi grali z Rosją o brązowy medal Mistrzostw Europy w siatkówce. Musiałem jednak zatrzymać się na czerwonym świetle. Po chwili wyrównania oddechu, ruszyłem z kopyta wprawiając Kośkę w sprint. Taak! Znów czwórka z przodu i było pięknie! Niestety pierwsze efekty zmęczenia po walce z wiatrem dały o sobie znać i nie udało mi się utrzymać tej prędkości tak długo, jak tego chciałem. Mimo to brak większego wiatru, pozwolił mi dojechać fajnym tempem do domu.
To był - jak się okazało - bardzo potrzebny mi wyjazd. Już dawno nie jechałem Kośką w takim charakterze. Poza tym zrozumiałem, że chyba muszę zmienić nieco trening. W tym roku z powodu braku czasu i pogody nie udało mi się pojechać trasy +200 i +300 km, ale na przyszły rok chcę być lepiej przygotowany. No i Koska... :-) Teraz już wiem na pewno, że w jej obecnym kształcie, to asfalt jest jej żywiołem :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.