Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
6.69 km 0.00 km teren
00:15 h 26.76 km/h:
Maks. pr.:32.40 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

No i umoczyłem ;-))

Wtorek, 27 grudnia 2011 · dodano: 27.12.2011 | Komentarze 0

Pomyślało mi się ze dwa dni temu, że w tym roku już nie odczuwałem takiego podniecenia tuż przed wyjściem na rower, jak w drugim "sezonie" moich jazd, do których wróciłem po kilkuletniej przerwie. Co prawda wciąż daje mi to ogromną frajdę i satysfakcję, ale jest też ździebełko prawdy w tym, że wyjazdy straciły nieco na świeżości i spontaniczności. W tym roku chyba praktycznie w ogóle nie podejmowałem decyzji tak jak niegdyś. Wcześniej była szybka decyzja, że dziś jadę tu, czy tam i wsiadałem na rower. Teraz dużo więcej planuję i kalkuluję... Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się wrócić, do stuprocentowo spontanicznych jazd od rana do wieczora i odsunąć na bok inne obowiązki ;-))
Wieczorem czułem się jednak prawie tak samo, jakbym znów dopiero co zaczynał przygodę z nakręcaniem kilometrów na korbę. Temperatura na początku tygodnia była dużo wyższa, niż w czasie kilku ostatnich dni, a że wykonałem też plan szybkiego powrotu do domu, to wiadomym było, że i roweru nie odpuszczę :-) Ta myśl kłębiła mi się w głowie już od kilku godzin :-) Żeby jednak nie było tak kolorowo (a za to bardziej kolorowo w przyszłości), po powrocie zabrałem się za małe obowiązki i dopiero później zebrałem się, aby nieco się pokręcić. Chciałem zajechać do Kędzierzyna i wrócić, ale gdy już miałem wychodzić zasłyszałem prawym uchem, że pada deszcz. Co prawda na balkonie nic nie wyczułem ręką, ale już przed klatką poczułem wilgoć w powietrzu i uderzające o twarz drobinki wody. Zostałem też ostrzeżony przed deszczem przez sąsiadkę ;-) "Da się przeżyć" - odpowiedziałem jej z uśmiechem i postanowiłem wykonać zaplanowany na dziś przejazd.



Od razu przekonałem się o tym, że szybka jazda nie będzie możliwa. Asfalt był już mokry i opony wyrzucały spod siebie mglisty pióropusz. Mimo to depnąłem trochę bardziej na pedały i starając się omijać co większe kałuże, dotarłem do świateł, gdzie w nagrodę za upór, dostała mi się zielona fala ;-) Mrugając ze wszystkich stron opuściłem Koźle, obserwując przy okazji, jak na kierownicy oprócz wody, osiada także namoknięty kurz. Jakby tego było mało zauważyłem, że to samo zaczyna pojawiać się na moich butach... Nie przerywałem jednak kręcić nogami, gdyż po pierwsze czułem się świetnie, a po drugie - mentalnie to był mój dzień na jazdę! :-) Przed prostą do Kłodnicy, wyprzedziłem innego rowerzystę (miał założone błotniki), co świadczyło o tym, że jednak nie jechałem aż tak wolno i kompletnie zapominając o deszczu, zacząłem łudzić się tym, że na najbliższym odcinku odjadę jeszcze do przodu. Jakby na zawołanie poczułem, że przecieka mi tyłek... ;-) Do mej głowy dobiła się w końcu myśl, że na dziś to już chyba koniec jazdy... Gdy ledwie zjechałem na pobocze aby nawrócić, zostałem wyprzedzony przez owego wyprzedzonego rowerzystę ;-) Tak. Chyba czas wracać.
Droga powrotna do Koźla minęła mi całkiem szybko mimo, że już wcale tak nie pędziłem. Za Odrą znów zielona fala, za którą nieco mocniej depnąłem na wyjściu z zakrętu ;-) Jeszcze tylko Gazowa, na końcu której znów spotkałem tą samą sąsiadkę i ucieszony, dojechałem do domku :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.