Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
21.56 km 0.00 km teren
00:51 h 25.36 km/h:
Maks. pr.:39.10 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Pływamy :-)

Niedziela, 22 stycznia 2012 · dodano: 22.01.2012 | Komentarze 0

Już od kilku dni komórkowy serwis pogodowy wskazywał na to, że niedziela będzie ładna i stosunkowo ciepła. Nastawiałem się więc na to, że przekręcę troszkę większy dystans :-) Niestety późno w nocy - tuż przed tym, jak położyłem się spać - prognoza nagle zmieniła się na deszczową... Mimo to, wyczekiwałem tego co będzie z nadzieją... :-)
Rano faktycznie było szaro. Przez pierwsze kilkanaście minut miotałem się w myślach. Wyszedłem na balkon... Wietrznie i wilgotno... Perspektywa jazdy oddalała się. Nie byłem jednak w stanie zająć się czymś innym. Czułem się wręcz niespokojnie! Nie pomagała nawet świadomość, że wczorajszego wieczoru pięknie wypucowałem Kośkę w wannie :-) Wyjście było tylko kwestią czasu... O dwunastej bezpiecznik strzelił. Do drogi byłem gotów chyba nawet w mniej, niż trzy minuty :-)



Pierwsze kilometry były bardzo szybkie :-) Przed prostą do Kłodnicy nie zważałem nawet zbytnio na kałuże, chlapiąc sobie tyłek podobnie jak wczoraj :-) Fajnie mi się gnało, choć oczywiście momentami przeszkadzał wiatr. Mimo wszystko na drogę do Raszowej, wjechałem nawet nie mając okazji za bardzo obejrzeć się wokół siebie :-) Pierwsza sposobność trafiła się na pierwszym postoju, wymuszonym zresztą zimowymi widokami :-)



Ruszając ponownie, starałem się utrzymać wysokie tempo (w Kłodnicy średnia wynosiła lekko ponad 30 km/h!), ale nie było to łatwe z uwagi na wszechobecne wszędzie kałuże i upstrzony dołami fragment drogi za torami. W samej Raszowej zrobiło się jeszcze gorzej, ponieważ dorwał mnie wiatr-przeszkadzacz. Nawet na odcinku do stacji PKP nie jechało się łatwo, a przecież to był zawsze odcinek, którym śmigało się bardzo miło! Nie miałem jednak źle :-) Jechałem co prawda wolniej, ale zbytniej walki nie było :-) Gdy docierałem do przejazdu, zauważyłem jadący pociąg. Ucieszyłem się nawet, bo to oznaczało, że zaraz otworzy się szlaban i nie będę musiał czekać. Myliłem się :-) Od Kędzierzyna jechał inny pasażerski i przede mną było wręcz kilkuminutowe oczekiwanie :-)



Różnica przyczepności na samych torach była na tyle duża, że startując czułem, jak uślizguje się tylne koło :-) Tak w ogóle, to widok po drugiej stronie był całkiem odrębny. Droga usłana była lodowo-śniegowymi wysepkami i kałużami. Z czasem doszły też doły i momentami silny, przeciwny wiatr. Nie dawałem się jednak, choć chwilami wiało naprawdę mocno :-) Trzeba jednak uznać, że ten fragment ciekawie dopełnił całą trasę :-) Zatrzymałem się na moment, obserwując otoczenie i jaśniejące od strony Koźla niebko :-)



Dojeżdżając do głównej, musiałem ominąć dużą kałużę, której tafla składała się z ganiających za sobą fal. Wiało jak cholera! Na szczęście nie musiałem zmagać się z tą ścianą zbyt długo. Niebawem jechałem już w kierunku powrotnym, tracąc co prawda na prędkości, ale docierając całkiem szybko do lasu nieopodal. Nastał czas powrotu.
Odcinek do Kłodnicy pokonałem całkiem żwawo, nie przejmując się zbytnio niczym. Wietrzna przeprawa pozostawiła co prawda po sobie pewien minimalny ślad, ale byłem wciąż całkiem rześki :-) Na tyle rześki, że udało mi się naprostować jeszcze trochę, utraconą wcześniej wysoką średnią. Ot jechałem po prostu przed siebie :-) Gdy dotarłem do domu, przyjrzałem się przez dłuższą chwilę Kośce. Nie była nawet za bardzo ubrudzona - przez zdecydowaną większość wyjazdu, poruszałem się co prawda po mokrym (momentami woda aż strzelała do góry), ale były to czyste asfalty. Czułem się pełny emocjonalnie :-) Dobrze, że wyszedłem :-) W przeciwnym wypadku, pewnie miotałbym się przez cały dzień, tracąc go w pełni...
_
Jest POWER! :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.