Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
11.65 km 0.00 km teren
00:36 h 19.42 km/h:
Maks. pr.:35.40 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Nieco hardkorowy wyjazd ;-)

Środa, 7 marca 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 0

Popołudniowa aura nie odbiegała od tych sprzed kilku ostatnich dni. Po pracy pokręciłem się trochę przy osiedlu: zdziwiłem sprzedawcę w sklepie metalowym i rozśmieszyłem ekspedientki w kwiaciarni, gdzie jedynie pakowałem poprzedni zakup. Nie, nie - nie będzie goździków na komunistyczne święto ;-) W domu zagrzałem miejsce tylko przez chwilę i postanowiłem się przejechać. Z kalendarza wyszło mi, że w marcu nie będę miał niestety żadnego wolnego weekendu, który mógłbym poświęcić na swobodny wyjazd, tak więc postaram się "nadrabiać" troszkę w tygodniu. Są też plusy, bo przecież co za dużo to niezdrowo, a poza tym dam odpocząć kolanom :-)



Jak zwykle przeciąłem skrót przy PKP, od początku wyjazdu utrzymując wysokie tempo. Tak. Znów dało się wyraźnie zauważyć różnicę w napędzie Antka i Kosi. Prędkość podróżna obydwu rowerków jest taka sama, ale jednak przyśpieszenie Kosi jest bardziej dynamiczne. Bardzo szybko dojechałem do ronda, które pokonałem na ładnym przechyleniu i prędkości, zrzucając jednak przednią przerzutkę na zjeździe, aby uchronić się przed zbyt dużym obciążeniem związanym z powiewem wiatru. Szybko pokonałem zabudowania na Kuźniczkach i skręciłem na szlak przed Kanałem. Tym razem jednak nie odbiłem w stronę jeziorka, a pojechałem prosto. Nie powiem, aby był to strzał w dziesiątkę ;-) Po chwili ścieżka dosłownie zniknęła, a podłoże zrobiło się nierówne i było usiane gałęziami, oraz wystającymi pozostałościami po krzakach. W pewnym momencie najechałem na jedną z takich wypustek, momentalnie zatrzymując przednie koło. Nagła siła hamowania wyrzuciła mnie z siodełka, ale na szczęście jechałem tylko kilka kilometrów na godzinę, więc nie groziło mi wystrzelenie przez kierownicę. Po kilku minutach dojechałem do brzegu Kanału i pokręciłem się tam kilka minut.






Ruszając ponownie nie skierowałem się na pobliską ścieżkę przy brzegu, ale pojechałem wgłąb drzew mimo, że nie miałem już ochoty zaniżać sobie średniej ;-) Doszło do tego, że ze dwa razy musiałem zejść z roweru, bo ukryte pod szarawą trawą konary, skutecznie uniemożliwiały jazdę. Na szczęście już niebawem znalazłem się na drodze, na której zwiększyłem tempo, szybko docierając do jeziora. Również tutaj badyle nie dały mi spokoju :-) Zatrzymałem się tam na kilka minut, ciesząc się ciszą, spokojem i widokiem zachodzącego słońca :-) Przed ostatecznym odjazdem, ponownie zatrzymałem się jeszcze przy brzegu, aby jeszcze raz popatrzeć na jezioro, nie nękane o tej porze przez żadnych spacerowiczów.





Do torów kolejowych dojechałem szybszym tempem, nie zwalniając nawet na zjeździe z nasypu. Bardzo fajnie śmignąłem między drzewami, ale widok psa na ostatniej prostej, zmienił moje nastawienie. Podobny do średniej wielkości owczarka niemieckiego czworonóg, na mój widok zaczął jednocześnie uciekać i szczekać. Z czasem pojawiło się również warczenie. Wiedziałem, że gdy tylko wyjadę na otwartą przestrzeń, zwierzak będzie miał nade mną dużą przewagę i zawczasu zrzuciłem przerzutkę, aby móc później szybciej wyrwać do przodu. Liczyłem się również z tym, że pobliski przejazd będzie zamknięty. Poza tym z oddali dochodziło szczekanie jeszcze jednego psa. W decydującym momencie czarny niby owczarek od razu przypuścił atak, a w międzyczasie dobiegł do mnie mały, pomarańczowy pimpek na którego nawet nie zwróciłem za bardzo uwagi, bo od razu zgubił się gdzieś między kołami ;-) Czarny jednak nie ustępował. Gdy poczułem jego sierść z głowy na swojej kostce, kopnąłem go raz w kaganiec. Nic to nie dało więc - widząc zamknięty przejazd - postanowiłem podjąć bardziej radykalne środki. Tym razem zwierz oberwał z podeszwy prosto w czubek głowy. Zauważyłem tylko kątem oka, że wyłożył się na jakieś dwie sekundy na glebę. Chyba cios był solidny :-) Chcąc szybko ominąć szlaban, depnąłem na pedał i dojechałem do torów przy akompaniamencie szczekającego za mną pimpka :-) Owczarek zebrał się, ale pogonił za mną już tylko kilka metrów i dał sobie spokój :-) Ja tymczasem objechałem pierwszy szlaban, unosząc rękę w geście przeprosin, a następnie tym samym gestem dziękując dróżnikowi, który uchylił mi po chwili drugi tak, abym mógł schylić się i pod nim przejść. Od strony Opola zauważyłem nadjeżdżającą lokomotywę...
Za przejazdem zatrzymałem się na moment, aby troszkę ochłonąć i łyknąć Halls'a :-) Następnie przyśpieszyłem szybko docierając do skraju lasu, mijając po chwili dwa samochodowe dźwigi, wspomagające remont torów. Na asfalcie od razu zwiększyłem prędkość. Spadająca szybko temperatura, zaczęła powoli wyganiać mnie do domu :-) Równym tempem dotarłem do Żabieńca, a następnie zjechałem na trakt do lasku, gdzie minąłem biegacza, któremu gestem ręki podziękowałem za ustąpienie miejsca na torze jazdy :-) Jadąc między drzewami nie przejmowałem się niczym :-) Po prostu beztrosko goniłem przed siebie :-) Po kilku minutach takiej jazdy pozostało mi jedynie przeciąć obwodnicę i skrótem wjechać znów do miasta :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.