Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
45.52 km 0.00 km teren
02:08 h 21.34 km/h:
Maks. pr.:33.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Wciąż bije... :-)

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 26.11.2012 | Komentarze 0

Na dziś przewidziane było wyjście na rower. Wiadomo że to już nie będzie to samo z racji braku stuprocentowej swobody, ale lepsze to niż powolne zabijanie pasji... Z drugiej zaś strony nieco zdrowego podejścia do rowerowego tematu też mi się przyda. Plan zakładał wyjście maksymalnie do południa, ale jakoś tak wszystko się poopóźniało :-) Cóż ja poradzę na to, że lubię przebywać w swoim domku? ;-) Gdy zszedłem na dół, natknąłem się na sąsiada, który też wybierał się na rower. Jechał nim co prawda do pracy, ale i tak raczej na pewno te dwa kółka nie były dla niego koniecznością, ale również naturalnym i chcianym wyborem :-) Już tylko kilka metrów dzieliło mnie od świeżego powietrza, słoneczka i... wolności! :-) Przed odjazdem Aneczka zrzuciła mi jeszcze kurtkę z balkonu :-)



Szybko dojechałem na stację benzynową, gdzie uzupełniłem bidony. Czułem się uszczęśliwiony i wolny. Następnie wjechałem w Bema, gdzie mijałem ostatnie miejskie, męczące krajobrazy, kierując się ku azotowemu skrótowi, skąd odbiłem na ścieżkę w kierunku Brzeziec. Jechałem jednocześnie z radością i pewnego rodzaju wątpliwościami, które ustąpiły pod koniec wyjazdu. Trochę wiał wiaterek, było ciepło, a za starym Koźlem pięknie zapachniał rzepak :-) Wkręcałem się w wyjazd, a dzionek był piękny... :-) W Bierawie dopadł mnie piesek chojrak, który nawet się do mnie zbytnio nie zbliżył :-) Szybko przemknąłem mostkiem, ciesząc się z jazdy i otoczenia :-) Dopadła mnie jednak myśl o domu i o tym jak to będzie... Przerwał ją przelatujący nade mną nisko wróbel. A co tam! Teraz jest czas na jazdę i związaną z tym radość! :-) Za Bierawą zrobiłem sobie pierwszy postój. Uwielbiam cieszyć się takimi chwilami :-) Rowerek, to jest świetna sprawa!



Niebawem dojechałem do Landzmierza, gdzie postanowiłem zmienić założony wcześniej kierunek jazdy. Opłaciło mi się to, bo już po dosłownie kilkudziesięciu metrach mogłem podziwiać bociana :-) Zatrzymałem się więc na przydrożnym parkingu i pospacerowałem sobie z aparatem chyba nawet z kilka ładnych minut :-) Jadąc początkowo dalej asfaltową drogą, wjechałem do lasu. Dzisiejszy wyjazd wpompował we mnie jednak tyle entuzjazmu, że w pewnym momencie wjechałem między drzewa, aby przejechać się trochę bardziej terenowo ;-) Dotarłem do małego skrzyżowania wśród drzew i krzewów. Miałem świadomość tego, że de facto znajduję się niedaleko głównej drogi i zabudowań, ale mimo wszystko zatrzymując się w tym miejscu, poczułem się poniekąd jakbym był na jakimś odludziu :-)






Jadąc dalej lasem, bardzo szybko dojechałem do drogi wzdłuż torów i przypomniało mi się, że kiedyś chciałem przecież nią pojechać! To było jeszcze za starych czasów, gdy zdarzało mi się widywać tę drogę zza szyb pociągu. Zebrany entuzjazm i piękno dnia spowodowały, że na tą myśl zareagowałem z prawdziwą radością! :-) A co tam! Liczy się też spełnianie tych małych marzeń! :-) Tak myśląc zdałem sobie sprawę z tego, że marzenia wcale nie muszą być wielkie. Mają po prostu uszczęśliwiać...
Niebawem pokonałem leśny przejazd kolejowy i dotarłem do zbiornika wodnego w Dziergowicach. Postanowiłem że tym razem pojadę inną trasą tak, aby ominąć zakład w Kotlarni. Ta decyzja znów mi się opłaciła. Nie jechałem jak dotychczas znaną mi drogą, biegnącą przy skraju lasu, ale jego sercem, które było naprawdę piękne. Zatrzymałem się po kilkunastu metrach od skrzyżowania z drogą prowadzącą do parkingu. Po bokach słychać było bardzo głośno gaworzenie świerszczy, które uzupełniał śpiew ptaków :-) Obydwa serca biły bardzo mocno... Napawałem się tym dźwiękiem i widokiem jak człowiek niespełna rozumu. W tej chwili byłem chyba szalenie szczęśliwy...






Uszczęśliwiony minąłem parę z dzieckiem, siedzącą przy zagajniku do którego dojechali Melexem. Ten niecodzienny widok nie przysłonił mi roweru, którym właśnie wkraczałem w piękne Bory Rudzkie :-) Na nawrocie przed dojazdem do długiej prostej, coś czmychnęło pomiędzy drzewami, pękła gałąź. To na pewno musiało być coś większego :-) Na pierwszym skrzyżowaniu chwyciłem nawigację i obserwując mapę, w pewnym momencie nieco obróciłem się w prawo zauważając, jak w odległości nie większej jak piętnaście metrów ode mnie, przez drogę chytrze przebiegł lisek :-) Ale jaja! Tego jeszcze nie było! :-) Ja tymczasem trochę pogubiłem się pośród tych drzew, nie bardzo wiedząc na jakim etapie parku krajobrazowego się znajdowałem, ale wszystko wyjaśniło się już na kolejnym skrzyżowaniu :-) Na prostej kierującej mnie w stronę zakładu mocniej przycisnąłem. Radość musi mieć swoje ujście! :-)



Na asfalcie za Kotlarnią starałem się utrzymać fajne tempo, ale nie wysilałem się zbytnio. Podczas całego wyjazdu odpuszczałem zdecydowanie częściej niż zwykle. Nie chciałbym popsuć sobie kolan - zwłaszcza przed urlopem! Na pierwszych metrach Starej Kuźni, znów słychać było bardzo głośne cykanie świerszczy :-) Przy leśniczówce momentalnie odbiłem w las, dojeżdżając do piaszczystego wzniesienia. Z prawej strony zza wysokiej miedzy usłyszałem szelest i jednocześnie dojrzałem grzbiet małej sarny lub jelonka, znajdującego się ze trzy metry ode mnie. Ot znów coś niespodziewanego :-) A to jeszcze nie był koniec! Zmieniłem trasę na tą która prowadziła w kierunku Azot i ku swemu zdumieniu spotkałem na niej koleżankę z pracy z rodziną :-) Zatrzymałem się oczywiście na dłuższą chwilę wypełniając ją rozmową :-)
Wciąż był piękny, słoneczny dzień :-) Już nie wiedziałem ile czasu nie było mnie w domu :-) Kiedyś nie był to problem, ale teraz musiałem jednak wracać... :-) Zorientowałem się także, że w pośpiechu ubrałem na siebie koszulkę w której zdobyłem Balaton. No nie! Tego nawet mi robić nie wolno! Ta koszulka, to taka prawie relikwia i nie może być noszona. Znów przycisnąłem na skrócie Azoty - Pogorzelec, a gdy dotarłem do miasta tym razem udało mi się obrać trasę między zabudowaniami tak dobrze, że praktycznie momentalnie znalazłem się na swoim osiedlu :-)
Ten wyjazd pozwolił mi zrozumieć, że mimo przyszłości niosącej ze sobą wiele pytań, nie wolno mi rezygnować ze swoich pasji! Trzeba o nie walczyć, bo to one dają siłę. A poza tym ten wyjazd przysłużył się też moim kolanom ;-)
_
Nie odpuszczę tak łatwo!


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.