Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
43.17 km 0.00 km teren
01:54 h 22.72 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Nowe ścieżki dzielnickich pagórków

Czwartek, 24 maja 2012 · dodano: 01.12.2012 | Komentarze 0

Średnio się dziś wyspałem. Z rana dopadł mnie tez lekki leń. W zasadzie, to najchętniej wróciłbym do łóżka... Już nawet nie przez lenia, ale po prostu z niewyspania.



Poranek był chłodniejszy, ale wcale nie pomogło mi to w ostatecznej pobudce :-) Dopiero po kilkuset metrach, ożywiłem się nieco za sprawą Antka :-) Na skrzyżowaniu pomachałem jeszcze koleżance z pracy i pomknąłem w swoją stronę, sprawdzając po drodze jak przelatuje mi się przez tory na pełnych oponach :-)
Wyjazd z pracy był dynamiczny :-) Za bramą odpowiedziałem jeszcze cześć, do dwóch stojących tamże dziewuch, nie wiedząc nawet kto to jest :-) W lasku śpiewały ptaszki i znów poniekąd czułem się wolny :-) Tak, rower to piękna sprawa jest :-) Do domu dotarłem szybko i tu zaczęły się schody ;-) Czekało mnie wnoszenie zakupów, ale poradziłem sobie z tym bez zastrzeżeń, a nawet zdążyłem przebrać się w spodnie 3/4 i sandały :-) W takim stroju czułem się dużo, dużo lepiej :-) Ruszając do Koźla zahaczyłem jeszcze o stację, gdzie uzupełniłem bidony, których nawiasem pisząc zapomniałem wziąć z domu i musiałem się wracać z klatki :-)
Popołudnie również było wietrzne i jechało mi się zmiennie - w zależności od tego jak ustawiałem się do wiatru :-) Gdy wjechałem na osiedle przeszło mi przez myśl, aby zadzwonić do Piotra i pogadać z nim chwilę, ale zabawiłem tu całkiem długo, więc gdy rozstawałem się z Łukaszem wiedziałem już, że do żadnego spotkania nie dojdzie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś pokręcimy z Piotrem po okolicy... :-) Tymczasem udałem się w kierunku Dębowej. Park był rozśpiewany, radosny i bardzo zielony :-) To chyba mniejsza ilość zieleni w Kędzierzynie sprawiła, że w kozielskim parku poczułem się prawie jak w lesie :-) Na Dębową dotarłem skrótem, wykręcając piękny asfaltowy zakręt przy cmentarzu :-) Będąc już przy zbiorniku przystanąłem na chwilę :-) A to łódka, a to krówka... Ładnie tu... :-)






Początkowo moim zamysłem było to, aby polną drogą dojechać do Kobylic, ale zauważyłem ją o 2 metry za późno... ;-) "Aaa... Nie chce mi się hamować" - pomyślałem sobie i jak gdyby nigdy nic pojechałem dalej. Wcale nie przeszkadzało mi to, że było to niezgodne z założeniem :-) Mknąłem sobie radośnie i już niebawem dotarłem do głównej drogi. Wiedziałem, że to będzie troszkę gorszy odcinek, ale wcale tak nie było :-) Kierowcy okazali się być bardzo kulturalni, a trzeba przyznać, że mieli okazję do tego by się wykazać, ponieważ akurat pokonywałem wzniesienie, które kończyło się przy przydrożnym kościele. Tam też przystanąłem na krótką chwilę :-)



Po jakimś czasie wyminęła mnie para rowerzystów, których śmignąłem jeszcze w Dębowej na prostej, biegnącej za nieczynnymi torami. Ja tymczasem stojąc miałem przeczucie, że dopiero zaczyna się moja wycieczka :-) Chyba faktycznie tak było, bo jadąc później między bardzo ładnymi polami czułem się niczym wolny ptak :-) Szybko wyprzedziłem maruderów i rzuciłem się z pagórka w dół! :-) Trochę przeszkadzał wiatr, ale to przecież normalne... ;-) Już było wiadomo, że dziś zerwę się ze smyczy po raz drugi :-) Tak też zrobiłem wjeżdżając do Zakrzowa, gdzie odbiłem w nieznane :-)
Faktycznie już po pierwszym zakręcie, znalazłem się jakby w innej bajce :-) Przeżywałem coś, czego nie doświadczyłem już dawno :-) Rozglądałem się na boki z zaciekawieniem, jednocześnie pedałowałem i od czasu do czasu zerkałem na nawigację :-) Po kilku chwilach zjechałem na kocie łby i mijając grupę dziewcząt, począłem wbijać się na krótkie wzniesienie za którym rozpościerał się widok na okolicę :-) Dodajmy, że bardzo ładną okolicę :-) Po kilkudziesięciu metrach zatrzymałem się i pomyślałem sobie, że decyzja o przełamaniu założeń w stosunku do trasy, była jak najbardziej słuszna :-) Znów czułem się jak odkrywca! :-) Wolny, szczęśliwy! Jakby tego było mało, na końcu drogi okazało się, że w pobliżu przebiega szlak żółty i niebieski :-) Nie zdziwiło mnie to wcale :-) Okolice były doprawdy przepiękne :-) Aż dziw, że przez dwa lata jazdy na rowerze i mieszkania nieopodal, nie przejechałem tych ścieżek prawie wcale.



Coraz bardziej zacząłem odczuwać obecność wiatru. Co prawda towarzyszył mi on od samego początku, a dodatkowo za Koźlem nieustannie słyszałem jego wyraźny szum w uszach - niczym na morzu. Wciąż jednak było bardzo pozytywnie :-) Zielono-polne widoczki, śpiewające ptaszki, słoneczko... No i rower! :-) Na kolejnym skrzyżowaniu znów posłużyłem się nawigacją i po kilkuset metrach jazdy wiedziałem już, gdzie się znajduję :-) Wcześniej jechałem tędy chyba tylko jeden raz. Skręciłem w asfaltową dróżkę, na początku której minąłem się ciasno z ciągnikiem z przyczepą pełną siana i powoli zatopiłem się w rowerowe rozmyślania :-) Sprzyjał im na pewno głośny szum wiatru i falujące pola :-) Ja natomiast musiałem coraz to bardziej zmagać się z oporem :-) Na ostrym zakręcie z zadumy wyrwał mnie psiak siedzący przy drodze, którego wcale to a wcale nie zauważyłem! Zaszczekał na mnie tak głośno i agresywnie, że aż się wystraszyłem i mimo dużego przeciwnego wiatru, odruchowo depnąłem na pedały. Na szczęście psiakowi chyba nie chciało się gonić :-)
Za drewnianym mostem nadszedł kolejny etap. Tak jak przypuszczałem już na początku wyjazdu, to tutaj miałem zmierzyć się z największymi podmuchami. Już na drodze prowadzącej do szlaku trochę mnie wywiało, a gdy jechałem między polami, w pewnym momencie postanowiłem nawet, że na chwilkę się po prostu zatrzymam. Ruchy powietrza nie były może ekstremalnie silne, ale jednostajne i wyraźnie wyczuwalne. Do tego dochodził wciąż ten nieustanny, głośny szum w uszach. Swoje jednak musiałem oddać :-) Ciekawe ile stracę ze swojej średniej, która wynosiła wcześniej ponad 23 km/h ;-) Tym razem były to jednak tylko luźne przypuszczenia :-) Nie jeżdżę dla średniej :-) Niebawem dotarłem do zabudowań Starego Koźla, gdzie zdecydowałem się odbić w stronę Azot, aby jadąc przez skrót uniknąć ciągłych podmuchów. To była bardzo słuszna decyzja, bo przycisnąłem już na pierwszych metrach między drzewami :-) W drodze do domu sprawdziłem jeszcze inną ulicę, którą od tej pory będę chyba wybierał podczas powrotów z pracy z racji lepszego asfaltu :-)
_
Było mi to potrzebne... :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.