Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
15.90 km 0.00 km teren
00:49 h 19.47 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Standardowo na Dębową

Niedziela, 14 października 2012 · dodano: 12.04.2013 | Komentarze 0

Wczorajszy dzień nie do końca ułożył się po mojej myśli, tak więc dziś od samego początku podświadomie ciągnęło mnie na rower. Dzień wyglądał ładnie, choć temperatura na rower była już nie za wysoka. Leżeliśmy z Anią do dziesiątej, czy jedenastej, a później pojechaliśmy z rodzinką na obiad do restauracji. Wciąż było ładnie, tak więc po wyjściu lekko powróciło rowerowe myślenie :-) Gdy przyjechaliśmy do Koźla, ostatecznie nie wszedłem nawet do klatki, wracając do samochodu i wybierając się po Kośkę :-) W drodze sprawdziłem sobie sportowy tryb skrzyni biegów ;-)



Początkowo nie miałem inspiracji gdzie pojechać i skierowałem się w stronę garaży. Przemknąłem ścieżką na wskroś boiska i już po chwili jechałem spokojnie drogą wzdłuż jednostki, kłaniając się idącej chodnikiem bibliotekarce z Biblioteki Miejskiej. Ileż to lat minęło... Dojeżdżając do głównej zastanawiałem się w którą stronę skręcić, ale uznałem że nie ma sensu wyjeżdżać poza miasto. Raz, że czas miałem ograniczony, a dwa że na otwartej przestrzeni dopadłby mnie zapewne wiatr. Wjechałem zatem do parku, nie rozpędzając się zbytnio. Odczuwalnie chłodne podmuchy wiatru zniechęcały do szybszego pedałowania zwłaszcza, że miałem na sobie jeansy, a z jesienno-zimowej odzieży zabrałem jedynie koszulkę i kurtkę, w kieszeni której znalazłem jeszcze opaskę na uszy. Jadąc alejką rozglądałem się troszkę za fajnym miejscem do kadru, ale nic z tych poszukiwań nie wyszło :-) Gdy już wyjechałem na otwartą przestrzeń, zauważyłem kumpla z dawnych lat i pogadaliśmy kilka minut. Na odchodne rzucił jeszcze, że może gdzieś się na trasie spotkamy :-) Powoli przemknąłem przez osiedle domków i ostatecznie zdecydowałem się udać na Dębową. Tuż za wiaduktem minąłem jeszcze syrenę w postaci około pięcioletniego chłopca ;-) Chyba trochę mi się dostało za to małe podśmiewanie się, bo zaraz przy pierwszym domku na bocznej drodze wystraszył mnie czarny pies, który o mało co nie wyskoczył za ogrodzenie. Oprócz tego wciąż troszkę dawał znać o sobie zimny wiatr.
Na Dębowej zatrzymałem się przy brzegu na pierwszym nadającym się do tego miejscu, łamiąc wcześniej chyba jakiś zakaz wjazdu dla rowerów i pieszych ;-) Słońce odbijające się od tafli wody dawało po oczach i było naprawdę fajnie... Spokojnie... :-) Niebawem minąłem małą dziewczynkę z opiekunem, parę w średnim wieku i również taką z kijkami. Wcześniej po prawej spoglądałem na grupę kaczek na wodzie. Tak. Życie jest piękne :-) W połowie ostatniej prostej faktyczne ponownie natknąłem się na tego samego kupmla :-)



Na asfalcie nieco przycisnąłem po raz pierwszy, fajnie wpadając na rondo (chyba wykręciłem MXS), a jako że jeszcze mało mi było jazdy, skręciłem w lewo na ubitą, szeroką polną drogę. Po kilkunastu metrach zatrzymałem się na poboczu i pobawiłem chwilę aparatem. Miałem pewien zamysł, ale nie wiem czy wyszło tak, jak powinno :-)




Gdy już ruszyłem dalej, w odległości kilkuset metrów przede mną zauważyłem jakiegoś cyklistę i w pierwszym odruchu miałem zamiar go gonić (pomyślałem sobie nawet, że to może Piotrek), ale ostatecznie zrezygnowałem tym bardziej, że po prawej zobaczyłem małą polankę polnych kwiatków i zatrzymałem się aby zerwać trochę dla Bronka. Nic z tego jednak nie wyszło, bo czuć było od nich chyba nawóz ;-) Na końcu prostej przejechałem przez znak z T na tablicy i wjeżdżając pod górę, dojechałem do barierki. Odczekałem aż przejadą pojazdy zmechanizowane i przerzuciłem rower na drugą stronę. To był odcinek z samochodami, ale na szczęście dosyć szybko pojawiła się alternatywa w postaci typowej polnej drogi, z której nie omieszkałem skorzystać :-) Spoglądałem też naokoło :-) Za mną wciąż zielone pole, ładnie oświetlone słońcem, a przede mną Koźle na wyciągnięcie ręki wraz z Górą św. Anny :-) Przy jednym z domostw napotkałem na dużego psa za ogrodzeniem i wzajemnie odprowadziliśmy się wzrokiem. Jego oczy były spokojne i stonowane. Trzy domy dalej napotkałem takiego samego, ale do niego zbliżałem się już dużo spokojniej, gdyż stał z drugiej strony ogrodzenia ;-) Również i on odprowadził mnie tylko wzrokiem, ale gdy już go mijałem, inny który nagle pojawił się przy ogrodzeniu, zaczął szczekać. Przestraszyłem się tego, że jeden napędzi drugiego i depnąłem na pedały :-) Fajnie, że miałem z górki ;-) Z racji nie do końca odpowiedniego ubioru i zimnego wiatru, szybko wytraciłem prędkość, kierując swój wzrok na kurę, która tego dnia chyba bardzo chciała zginać pod kołami roweru mimo, że trąbiłem na nią jak Struś Pędziwiatr ;-) Na główną włączyłem się bardzo płynnie i powolnym tempem dzisiejszego wyjazdu, doturlałem się do Koźla :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.