Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
11.98 km 0.00 km teren
00:37 h 19.43 km/h:
Maks. pr.:34.10 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Termiczny powrót z Koźla

Środa, 14 listopada 2012 · dodano: 12.04.2013 | Komentarze 0

Wczoraj uznałem, że dziś podjadę do Koźla i w końcu naładuje akumulator w samochodzie. Myśląc o tym pomyślałem o powrocie autobusem, ale gdy rano zobaczyłem za oknem świecące słońce było jasne, że dziś odbiję sobie troszkę ostatni, rowerowo rozżalony weekend.



Z Kędzierzyna wyjechałem około południa i po tym, gdy cała akcja w garażu przebiegła sprawnie, wróciłem jeszcze do domu i jak za starych czasów pogłaskałem Benka, po czym zgodnie z założeniem wyruszyłem w drogę powrotną. Wybrałem przejazd przez działki, ale gdy tylko wjechałem na trakt zdziwiłem się sam przed sobą tym wyborem, bo przecież równie dobrze mogłem skierować się do parku, którego przecież czasem tak mi brakuje. Te krótkie jesienno-zimowe trasy były naprawdę fajne :-)
Droga aż do samego Portu była bardzo spokojna, choć nie leniwa. Pedałowałem z lekkim oporem, bo w Kosię trochę pracy włożyć trzeba, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Gdy wjeżdżałem na główną w Kłodnicy, przez most w niedozwolonym miejscu przeszła kobieta z dzieckiem w wózku. Żeby było jeszcze gorzej, zamiast od razu wejść na chodnik po przeciwległej stronie ulicy, poczęła jechać wózkiem wzdłuż niego(!), podczas gdy za moimi plecami już nadjeżdżały samochody. Nie obyło się bez reprymendy słownej. Pod wiaduktem mocniej przyśpieszyłem, wykręcając chyba niewielki bo niewielki MXS wyjazdu. Zacząłem się też zastanawiać, czy realizacja zamierzonego wcześniej planu Kłodnica, Kuźniczki, Lenartowice, Biały Ług, azotowy skrót jest dobrym pomysłem. Od samego początku wyjazdu, znowu nie potrafiłem utrzymać optymalnej ciepłoty ciała i był to problem. Na skraju lasu, gdzie jeszcze załamywał się on ze średniej wielkości poletkiem zatrzymałem się, aby zerwać jakieś zieleniny dla Bronka i po raz pierwszy pomyślałem sobie o aparacie. Uznałem jednak, że na kolejnej prostej widoki będą dużo ciekawsze. Niestety wcale tak nie było. Opadłe liście miały tam już nieciekawy kolor, a poza tym po kilku chwilach skupiłem się na tym, aby sprawnie dojechać do przejazdu, który był co prawda zamknięty, ale stały tam jakieś samochody, więc zwiększało to moje szanse na krótki czas oczekiwania.
Na miejscu okazało się, że owe samochody to pojazdy ekipy remontującej tory. Po chwili uznałem, że nie ma sensu dłużej czekać i zapakowałem Kosię na plecy, powoli zbliżając się do miejsca, gdzie mogłem w miarę bezkolizyjnie przejść na drugą stronę. Ostatecznie zrobiłem to przy przyzwoleniu dróżnika, machającego mi ze stróżówki. Oczywiście jak zwykle uniosłem rękę w podziękowaniu. Gdy ponownie ruszyłem pomyślało mi się, że skoro kręcą się tu robotnicy, to pewnie pieski z pobliskiego domu są zabezpieczone. O jakiż byłem naiwny! :-) Po sekundzie dopadł mnie mały rudzielec, ale tym razem to ja bawiłem się lepiej od niego. Gdy zrezygnował z dalszego nękania, wręcz żałowałem, że to już koniec :-)
Na nasypie ustąpiłem miejsca na ścieżce nadjeżdżającej znad przeciwka pani, która również jechała rowerem i na jego końcu zatrzymałem się, gdyż dzwoniła moja komórka. Nie zdążyłem jej odebrać, więc zjechałem z nasypu uważając na to, aby pod leżącymi liśćmi nie trafić na jakąś niebezpieczną bruzdę. Uznałem też, że wykręcę w stronę domu, wiedząc tym samym że dziś nie uczynię już pożytku z aparatu. Szybko dotarłem do działek i przejechałem pod wiaduktem równocześnie z jadącą na nim osobówką. Na skraju lasu minąłem przyczepkę z konarami drzew, które zbierał dla siebie jakiś mężczyzna i udałem się w kierunku obwodnicy, zastanawiając się, czy dopadnie mnie tam znak zakazu wjazdu dla rowerów. Na szczęście stał on dopiero przed rondem, tak więc zgodnie z planem zjechałem na skrót, którym dotarłem do domu.
_
Może się uda? ;-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.