Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
13.64 km 0.00 km teren
00:43 h 19.03 km/h:
Maks. pr.:29.60 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Jesienno-zimowa przebieżka pobliskimi ścieżkami

Sobota, 29 grudnia 2012 · dodano: 12.04.2013 | Komentarze 0

Rowerowy wyjazd podczas weekendu, chodził mi po głowie od kilku dni. W zamierzeniu miał to być kilkugodzinny trip na zakończenie roku i podbicie grudnia, ale wyszło inaczej. O dziwo tym razem wcale a wcale mi to nie doskwierało. Chyba nauczyłem się doceniać same możliwości...
Słońce świeciło od rana i zza okna wydawało się, że dzień jest wręcz idealny na rowerową przejażdżkę zimą. Oczywiście miałem chęć na to, aby to zweryfikować ale na kilka minut przed wyjściem ogarnęła mnie minimalna wątpliwość. A może zostać z rodzinką? Ostatecznie jednak wyszedłem wiedząc, że zapewne będę tego żałował pod koniec dnia.



Na główną wyjechałem z małym spięciem, spowodowanym nieznajomością przepisów przez kobietę kierującą. Na skrócie przy działkach zaliczyłem przymusowy postój na wymianę baterii w nawigacji, a gdy ruszyłem w dalszą drogę, na jej końcu spotkałem się z ciekawskim spojrzeniem pewnego jegomościa, zerkającego na dziwnego jeźdźca z opatuloną na czarno głową. Ja przejechałem obok tego bezinteresownie, wjeżdżając na obwodnicę, gdzie stwierdziłem że jedzie się jednak ciężko i że to chyba jednak nie jest mój dzień. Postanowiłem więc skrócić trasę i nie jechać przez Cisową i Raszową jak to miałem we wcześniejszym zamyśle. To była na pewno trafna decyzja, bo na Kuźniczkach byłem już zgrzany (co ja mam z tą ciepłotą tej zimy?), a jednocześnie kominiarka źle chroniła moje gardło. Tylko czekałem na okazję do dyskretnego postoju. Nadarzyła się ona - zresztą zgodnie z planem - na drodze prowadzącej do Lenartowic. Przebrałem się tam i spędziłem ładnych kilka minut na próbie takiego ustawienia kadru, aby było na nim widać ładne błękitne niebo, ale czyniłem to bardzo nieskutecznie.





Przejazd przez las starałem się wykorzystać na uchwycenie ładnych widoków, gry słonecznego światła i innych takich :-) Gdy dotarłem do Lenartowic, musiałem pokonać fragment drogi pod wiatr i jazda tam nie była przyjemna. Przez krótki czas zastanawiałem się jeszcze nad wyborem trasy między Białym Ługiem, a traktem wzdłuż Kanału i tu szybko wygrał faworyt. Jadąc tam, kilkadziesiąt metrów przed ścieżką kierującą do działek minąłem starszego pana w dresie z psem na spacerze. Zerkając poznałem, że był to były prezes naszego klubu siatkarskiego. Traf chciał, że po chwili zatrzymałem się na kolejne cykanie zdjęć. Przy okazji zamieniliśmy też kilka słów. Czy łabędzie przymarzają do tafli lodu?




Ruszyłem z ochotą, ale nie ujechałem daleko, zerkając wcześniej na nasyp, skrywający koryto kanału. Ostatecznie na miejsce postoju wybrałem niewielkie wybrzuszenie terenu, praktycznie jednocześnie zeskakując z roweru i opierając go o zbocze. Wdrapałem się na chwilę na ów nasyp, a gdy ponownie wprawiłem koła w ruch, napotkałem grupę ludzi palącą gałęzie przy drodze. Gdy mijałem ognisko, poczułem na sobie gorący żar.
Za zakrętem znowu czekała mnie walka z wiatrem i wpadła mi do głowy pierwsza myśl o powrocie do domu. Na szczęście nie musiałem długo jechać asfaltem i schowałem się między działkami a laskiem, mijając wcześniej księdza chodzącego zapewne po kolędzie. Niedługo po tym dosyć agresywnie wyprzedziłem kobietę na rowerze, docierając do wiaduktu kolejowego. W lasku nie zatrzymałem się nawet, dojeżdżając do mostku, który wymusił na mnie postój. Pływające w rzece ptaki tym razem nie uciekały, a spodziewały się pożywienia. Po kilku chwilach dojechała też owa kobieta. Zachęciłem ją do pokonania mostku - była okazja do wzajemnych grzeczności i okazało się, że trafiłem na bardzo uprzejmego człowieka :-)







Gdy już powoli zamierzałem się zbierać, do owego mostku dotarli trzej mężczyźni z wózkiem na złom. Jeden z nich przeszedł pierwszy, natomiast pozostałych dwóch przepuściłem schodząc z pomostu. Inny wspomniał o pozostawionych przeze mnie świadomie rękawiczkach, natomiast drugi podniósł tą która spadła na drewniany pomost, wziął drugą z poręczy i wrócił podając mi je, w drugiej ręce trzymając otwartą puszkę z piwem. Jest pozytywnie :-) Wsiadając na rower postanowiłem zmienić trasę i nie jechać wietrzną zapewne obwodnicą. Udałem się na skrót przy PKP i na króciutkim podjeździe dałem w końcu popracować nogom :-) Chwilę później dotarło do mnie poczucie spełnienia całym wyjazdem. Jak to niewiele potrzeba :-) Odbiłem w prawo, patrząc wcześniej na uliczkę czy to aby ta, czy też nie, a następnie zrezygnowałem z głównej, kierując się na osiedlową drogę, położoną równolegle. Jechałem tu tuż za Oplem, który dojeżdżając bardzo powoli i długo do progu zwalniającego, przy okazji wyhamował troszeczkę i mnie. Wjazd na osiedle zasygnalizowałem zgrzytem tylnej zębatki :-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.