Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
17.96 km 0.00 km teren
01:15 h 14.37 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pierwsza tatusiowo-bąbelkowa mini przeprawa :-)

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 0

W przeciwieństwie do wczorajszego poranka, dzisiejsza pogoda od samego początku była mocno zachęcająca do wyjścia na rower :-) Zaraz po śniadaniu, gdy tylko Karol zaczął okazywać pierwsze oznaki zmęczenia, po chwili namysłu nad tym czy teraz i kiedy będzie lepiej, podjąłem szybką decyzję - wychodzimy z rana, bo powietrze jest bardziej rześkie, a i słońce tak w czapkę nie grzeje :-)


Zebraliśmy się szybko :-) Tym razem tylko jeden rower i przyczepka, bo mama zostawała w domu. Słońce fajnie świeciło, ale na głównej gdy pewnie nabrałem prędkości okazało się, że wiatr mam przeciwny, momentami chłodnawy. Mimo to podążałem szybko mijając kolejne metry asfaltu :-) Bąbel był cicho jak makiem zasiał :-) Za schroniskiem zaczęło się omijanie pierwszych kałuż i spadek średniej :-) Po raz pierwszy też zamoczyłem przyczepkową oponę na całej jej wysokości :-) Na początku niebieskiego traktu po raz enty okazało się, że czegoś zapomniałem - tym razem był to aparat :-) Od czego jednak smartfon w kieszeni ;-) Na drodze prowadzącej w stronę Odry zrobiliśmy pierwsze zdjęcie :-) Coś ostatnio same "zestawowe" zdjęcia na blogu umieszczam... ;-) Trzeba to zmienić, a okazja może być już pod koniec tygodnia, bo planuję wizytę w Czechach :-) Mam nadzieję, że plan wypali :-)



Mknęliśmy sobie dalej, zatapiając nozdrza w polnych zapachach :-) Dosyć szybko trzeba było wykonać kolejny postój, bo z obydwu stron otoczyły nas pola usiane zbożem :-) To był fajny, swojski i przywołujący dobre skojarzenia widok :-)




Tuż za zakrętem, ponownie poczułem silną woń polnych kwiatów :-) Oddychałem głęboko, ciesząc się jazdą i wolnością :-) W międzyczasie zastanawiałem się nad wariantem dalszej trasy, a że jechaliśmy dopiero od dwudziestu minut, postanowiłem zrealizować trasę przez Biały Ług. Bąbel powinien w ten czas spokojnie się wyspać ;-)
Przecięliśmy drogę wojewódzką, ponownie zatapiając koła w rozległej kałuży i skręciliśmy w kierunku Azot :-) Już po chwili, gdy jechaliśmy otoczeni przez drzewa, dało się wyczuć zapach lasu :-) Mknęliśmy dosyć sprawnie, choć prędkość podróżna spadła na tyle, że uznałem ją za poziom podobny do "wesołej siatkówki" :-) Nie było jednak źle - czułem swobodę i radość z jazdy :-) Bąbel również nie narzekał ;-) W zasadzie, to nie odezwał się ani słowem odkąd wyruszyliśmy ;-) Nie ruszyła go nawet kolejna kałuża, którą zaliczyliśmy przy wjeździe na azotowy skrót :-) Tutaj zdałem sobie sprawę z tego, że to może być gorszy fragment wyjazdu :-) Faktycznie. Prędkość znacznie spadła, trochę kałuż było, a gdy chciałem zatrzymać się, aby uwiecznić jedną z nich, od razu obsiadły mnie komary :-) Na szczęście Karol był bezpieczny :-) Owa kałuża jak się okazało była zdradliwa, bo gdy tylko wjechałem w nią Antkiem, momentalnie się zapadliśmy! :-) Przyczepka również dała rady, ale zastanawiałem się, czy przypadkiem nie zamoczyliśmy podłogi :-) W domu okazało się, że nie było aż tak źle :-)



Niebawem dojechaliśmy do skrzyżowania, przy którym była kolejna kałuża, dużo bardziej rozłożysta. Nie bardzo dało się ją objechać, ale na nasze szczęście znajdowała się już za drogą kierującą w prawo, tak więc mieliśmy okazję ku temu, aby sprawdzić inny wariant trasy :-) Dosyć szybko i sprawnie dojechaliśmy do asfaltu - praktycznie w tym samym momencie, gdy przejeżdżał tamtędy głośny motor. Na szczęście na Karolku nie zrobił on żadnego wrażenia i już po chwilce, mknęliśmy sobie bardzo sprawnie po drodze rowerowej, usytuowanej na poboczu drogi :-) Uciekliśmy nawet pod górę przed zbliżającym się autobusem, zjeżdżając w las, nim zdołał nas dogonić i narobić hałasu :-) Przejazd przez Piasty również był szybki i sprawny :-) Równa nawierzchnia drogi rowerowej szybko doprowadziła nas do głównej drogi. Niestety zaliczyliśmy niemiły akcent: na przejeździe rowerowym przypomniałem sobie o nowych przepisach i kwestii pierwszeństwa ruchu. Tak się złożyło, że kilkadziesiąt metrów dalej, gdy zbliżałem się do kolejnego przejazdu, byłem zmuszony zahamować do zera, bo nie zostałem zauważony przez kierującego jakimś małym (mniejszym od Antka ;-) ) samochodem. Ot rzeczywistość.
Zmierzaliśmy teraz ku drodze, która w zdecydowany sposób wpłynęła na naszą dzisiejszą średnią :-) Najpierw musiałem zwolnić na betonowych płytach, a później na drodze przy kanale, usianej kamieniami i kałużami :-) Przy mostku minęliśmy wyglądających na dziadka i wnuczka rowerzystów, zjeżdżając dosyć ostro w dół na ścieżkę :-) Mieliśmy przed sobą najtrudniejszy technicznie etap wyjazdu i przeszło mi przez myśl, czy z uwagi na dotychczasowy czas jazdy nie powinienem był jednak pojechać prosto aż do domków na Żabieńcu. Niemniej jednak jechaliśmy wąską ścieżką, gdzie ledwo mieściły się Antkowe koła, a przyczepka zapewne podskakiwała na kępach trawy i innych wybojach :-) Nawet nie wiem jak to z tyłu wyglądało, bo musiałem koncentrować się na przeszkodach przede mną :-) Jechałem jednak bardzo powoli, a Karol się nie uskarżał, więc było pewnie OK :-) W zagajniku usłyszałem po swojej lewej jakiś dialog, a po chwili łódkę napędzaną przez parę wioślarzy :-) Pan był ubrany dosyć ciekawie, Pani troszkę bardziej sportowo :-) Poruszali się na pewno ze dwa razy szybciej od nas :-) Ostatecznie jednak w końcu wyjechaliśmy na działkową drogę i omijając doły, nabraliśmy nieco większej prędkości, czekając na nich przy końcu działek :-)



Śmiało kontynuując podróż, wyjechaliśmy na asfalt, gdzie obroty korbą znacznie wzrosły :-) Minęliśmy następne kałuże przed wiaduktem, następnie przejeżdżając pod nim i energicznie i radośnie popędziliśmy w stronę mostku :-) Na obwodnicy znowu przycisnęliśmy :-) Tym razem było to całkiem dynamiczne kręcenie - MXS mógł być jeszcze większy :-) Standardowo przejechaliśmy obok działek i nagadaliśmy jednej kobiecinie, która nie spojrzała nawet wychodząc na jezdnię tuż przy osiedlu i swobodnie, choć wcale nie powoli, dojechaliśmy do domku :-) Młody zerkał przez przyciemnione szyby Ferrari... Spał całą drogę, czy nie spał? :-) To dobre pytanie... ;-)


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.