Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:1331.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:70:08
Średnia prędkość:18.99 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:121.06 km i 6h 22m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, PODSUMOWANIE

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

Z całą pewnością i stanowczością trzeba przyznać, że to był udany wyjazd :-) Mnogość miejsc, widoki, ludzie... A ludzi spotykałem tylko pozytywnych :-) Każdego dnia czekało nowe wyzwanie... :-) Już teraz myślę gdzie wybrać się w przyszłym roku :-) Tym razem będzie to jednak mniejszy obszar, a sama jazda bardziej krajoznawcza. Śmiało można powiedzieć, że połknąłem bakcyla i chciałbym tak spędzać każdy swój urlop.
Rowerek także dał rady :-) Pewnego dnia chyba wstawię go do gabloty... :-)

Trochę statystyki :-)
Czas wyprawy: 11 dni (14-24 sierpnia)
Trasa: Ołomuniec (CZ) -> Bratysława (SK) -> Balaton (H) -> Budapeszt (H) -> Ostrava (CZ)
Dystans: 1331,68 km
Najniższa dzienna prędkość średnia: 16,4 km/h
Najwyższa dzienna prędkość średnia: 22,2 km/h
Prędkość maksymalna: 64,5 km/h
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
121.50 km 0.00 km teren
05:29 h 22.16 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 11

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 22:20

O godzinie 18:40 zawitałem do domku. Nieco zmęczony (tak prawdę powiedziawszy, to zmęczenie wychodzi od około godziny), ale szczęśliwy. Kąpiel, kuchnia... jest dobrze :-) Jutro w planach zgranie zdjęć, filmów, sprawdzenie dokładnej trasy wraz z noclegami. Niestety rano deszcz jedynie na moment ustał – spędziłem na Mosnovskim przystanku ponad 2 godziny. O 11:30 podjąłem decyzję, że o 12 ruszam – albo się wypogodzi, albo i też nie. Niestety deszcz nie przestał padać. Ruszyłem w drogę, a po około kilometrze założyłem jedynie bluzę. Po raz pierwszy podczas tej wyprawy jechałem w deszczu (kropelek na Węgrzech nie liczę ;-) ), ale czułem się komfortowo. Nie przemokłem, a jechałem też dosyć szybko – prawie taki wczorajszy sprint :-) Tuż przed Ostravą przestało padać. Dotarcie do centrum skomplikowała oczywiście nawigacja, ale sama jazda po mieście była przyjemna :-) Przed godziną 14 ruszyłem w kierunku Polski. Już nie mogłem doczekać się momentu, gdy przekroczę granicę, co w pewnym stopniu wytworzyło presję. Następnym punktem był Racibórz, gdzie zaplanowałem mały postój. Dotarłem tam kilka minut przed godziną 16, po czym zatrzymałem się na posiłek. Do domu starałem się dotrzeć utrzymując dobre tempo i średnią – takie małe zwieńczenie przejazdu :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 121,5 km AVS: 22,2 km/h TM: 5:29 MXS: 47,6 km/h





Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 11

Wtorek, 24 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 9:00

Wczorajszy plan udał się w 100% :-) Śmiało można powiedzieć, że więcej było zjazdów niż podjazdów :-) Dzień był słoneczny (nie było gorąco jak wczoraj) i dobrze się jechało. Na jednym ze zjazdów zaliczyłem największą prędkość maksymalną tej wyprawy i było to naprawdę ekscytujące przeżycie :-) Prędkość i opór powietrza uczyniły ten zjazd niezapomnianym :-)
Tuż przed granicą z Czechami (za miejscowością Horne Srnie) zatrzymałem się, aby wydać ostatnie euro i zrobić zapasy przede wszystkim wody na czeski fragment trasy. Kupilem jej 4 butelki: uzupełniłem kubłak, oraz obydwa bidony i zostały mi jeszcze dwie pełne. Do tego dochodził litr mleka. Ponownie - jak na początku wyprawy - byłem nieźle załadowany, choć oczywiście daleko mi jeszcze było do rekordu :-) Spędziłem tam ponad godzinę jedząc na schodach sklepu lody – w sumie uzbierało się ich 6 :-) Było to dla mnie ukoronowanie słowackiego przejazdu, choć pojawiła się także myśl o stracie czasu. Szybko została przegoniona rożkiem :-)
Od miejscowości Vsetin, gdzie dotarłem około godziny 18 i zrobiłem pół godzinną przerwę zacząłem cisnąć, aby jak najszybciej dotrzeć do Valasske Mezirici. To był prawdziwy sprint. Chciałem zrobić jak najwięcej kilometrów tego dnia. W okolicach Valasske Mezirici zacząłem rozglądać się za noclegiem i pewnie gdybym nie był wybredny, to obeszłoby się bez problemów, ale ja zacząłem zmierzać dalej. Dodatkowo nawigacja wytyczyła mi prostą drogę przez miasto, ale był na niej taki podjazd, że gdy ruszałem, to przednie koło aż się unosiło. Przed Novým Jičínem dopadł mnie zmierzch i deszcz. Kilkukrotnie zatrzymywałem się sądząc, że znalazłem odpowiednie miejsce na nocleg, ale zawsze znalazł się jakiś czynnik, który ostatecznie je eliminował. Niestety po ciemku zaliczyłem także niezłą dziurę w jezdni. Szlag poszedł aż po felgach, co trochę mnie zdenerwowało. Obrałem kierunek na Ostravę jadąc drogą ekspresową i przy jednym ze zjazdów znalazłem odpowiednie miejsce. Spać poszedłem dosyć późno, bo po godzinie 23, natomiast pobudka (przez ruch samochodowy) była już przed godziną 6. O 7:20 ruszyłem w kierunku Ostravy bocznymi drogami. Praktycznie już po kilku kilometrach zostałem zaczepiony przez jakiegoś zakręconego Czecha. Ucięliśmy bardzo krótką pogawędkę wraz z instrukcją jak mam jechać i ruszyłem dalej. W miejscowości Mosnov zatrzymałem się na posiłek, a w międzyczasie trochę zaczął kropić deszcz. Zbliża się 9:20 i deszcz ustaje. Pora ruszać – jeszcze jeden przystanek i to będzie koniec wyprawy. Mam nadzieję, że pogoda się poprawi, bo aura nie jest zachęcająca – po raz pierwszy jadę z oświetleniem w dzień.

Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
158.35 km 0.00 km teren
07:32 h 21.02 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 10

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

cd.

godzina 10:05

Aktualnie znajduje się w miejscowości Dolne Nastice – około 50 km przed czeską granicą. W sklepie o wdzięcznej nazwie CBA pani ekspedientka wypytywała skąd i dokąd jadę. Pojawiło się także pytanie o to czy się nie boję... Eee tam :-)
Przede mną kilka dosyć dużych podjazdów. Przed przekroczeniem granicy będę musiał także zaopatrzyć się na jutrzejszy dzień – nie mam koron i nie ma sensu zamieniać waluty, gdy można pozbyć się resztek euro. Plan na dziś, to jak najgłębiej wjechać do Czech. Z uwagi na podjazdy może to być dosyć trudne zadanie, ale... nie widzę powodu dla którego miałbym nie dać rady :-) Jest 10:25 – zbieram się i wyruszam.

PODSUMOWANIE:
DST: 158,35 km AVS: 21 km/h TM: 7:32 MXS: 64,5 km/h





Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
153.40 km 0.00 km teren
07:28 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 10

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 10:05

Niestety wczoraj nie udało mi się dotrzeć na Słowację. Nocowałem nad Dunajem przed miejscowością Visegrad. Tego dnia miałem już dosyć jazdy. Fizycznie czułem się dobrze, ale chyba godziny spędzone na rowerze mentalnie dały znać o sobie. Czułem potrzebę wykonania dłuższego postoju. Jazdę zakończyłem po godzinie 19, natomiast przed 20 byłem już gotowy do spania. Niemniej jednak fale Dunaju spowodowały, że posiedziałem dłuższą chwilę przy kolacji :-) Spróbowałem także węgierskiego piwka, co miało być nagrodą za zdobycie Balatonu :-) Wcześniej nie miałem na to czasu. W nocy po przebudzeniu usłyszałem głośno bawiących się ludzi nieopodal, lecz nic a nic nie zmartwiłem się tym.
W podróż na Słowację udałem się z samego rana. Przyjemnym było przejechanie rano przez uśpiony Visegrad. Dunaj jest piękny :-) Wrażenie zrobiła na mnie także Bazylika w miejscowości Esztergom.





Po przekroczeniu granicy zrobiłem zakupy w miejscowości Štúrovo, a także zrobiłem postój przy pomniku Jana III Sobieskiego.
Szykował się jednak bardzo upalny dzień i tak też było. To był zdecydowanie najgorętszy dzień całej wyprawy. Niemniej jednak jechałem po prostym terenie (mijając podwójnie oznakowane miejscowości SK/H), więc było OK.




Tego dnia pokonałem jeszcze co najmniej kilkukilometrowy podjazd i przed miejscowością Bosany poszedłem spać. Noc była przepiękna: pełnia księżyca, jasne niebo i gwiazdy. Coś na ukoronowanie słowackiego przejazdu. Tego dnia zasłużyłem na taką noc :-) Wcześniej w Klatovej Novej Vsi podczas sprawdzania mapy zostałem zaczepiony przez starszą panią, która o dziwo znała Katowice, gdyż jeździ tam na giełdę. Może mogłem zapytać o nocleg na jej posesji? Udzieliła mi wskazówki, którą drogą jechać i poleciła uważać na siebie :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 153,4 km AVS: 20,6 km/h TM: 7:28 MXS: 48,8 km/h
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
05:23 h 16.90 km/h:
Maks. pr.:58.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 8

Sobota, 21 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 14:55

Od wczoraj dosyć dużo się wydarzyło. Praktycznie po kilku kilometrach poszła mi linka z przednich przerzutek i byłem zmuszony jechać cały czas na środkowej, gdyż akurat tego dnia na Węgrzech było święto, wiec sklepy były pozamykane. Byłem więc zmuszony do jazdy nie w pełni sprawnym rowerem. Nieco mnie to irytowało, bo droga była w sam raz, aby nieco przycisnąć. Po około 30 kilometrach naprawiłem to używając żyłki wędkarskiej, oraz kółeczka z opakowania kleju, wzmacniając to później zipem. To służyło mi aż do dzisiejszego ranka. Wykonywałem naprawę na zapleczu jakiegoś (tego dnia zamkniętego) zajazdu i po jakimś czasie podjechały tam dwa samochody, wyładowane głośną młodzieżą i taką też muzyką. To był pierwszy (i jak na razie jedyny – nie licząc kilku aut) niepewny moment tej wyprawy. Nawiązując do motoryzacji, to warty odnotowania jest fakt polskiego akcentu na Węgrzech. Widziałem Polonezy, Maluchy, ale Żuk w miejscowości Székesfehérvár zmusił mnie do postoju i użycia aparatu :-) Nieopodal miałem także okazję zjeść lody rodzimej firmy "Koral" mrożonych w firmowej zamrażarce :-)
Spać poszedłem dosyć późno, bo po godzinie 21 – rozbijałem namiot, gdy było już ciemno. Niestety na campingu w miejscowości Velence zażyczyli sobie aż 2400 forintów za nocleg, więc grzecznie im podziękowałem. Znalezienie odpowiedniego miejsca zajęło mi trochę czasu, wiec rozbijając się przy jakimś polu uznałem, że boczne sakwy zostawię przy rowerze. Niestety zapomniałem o tym, że odpiąłem haczyk przy jednej z nich i gdy ruszałem rano guma wplątała się między ramę, a tarczę. Nóż i było po sprawie :-) Przedniej przerzutki, która po nocy nieco się poluzowała nie dało się jednak dociągnąć, więc zrobiłem zakupy, zjadłem i z zamiarem znalezienia jakiegoś sklepu rowerowego zmierzałem w kierunku Budapesztu. Udało się to w miejscowości Erd. Jakież było moje zdziwienie, gdy po zdobyciu jednego z wielu pagórków pierwszym co zobaczyłem był napis „Kellys. Power ON” :-) Po doświadczeniu z kempingiem nieco obawiałem się zakupu i montażu linki, ale całość wyniosła mnie jedynie 440 forintów. Pan ochoczo także mi ją założył. Mocny uścisk dłoni i kierunek Budapeszt :-)



Widać, że to miasto pełne zabytków... więc także i turystów :-) Jest jednak nieco zaniedbane. Na małym skwerku przy Dunaju pod drzewami spała biedota. Niemniej jednak widać, że tętni ono życiem. Za chwilę kierunek północ – zaliczając jeszcze kilka miejsc – po drodze jeszcze dwie miejscowości i będę na Słowacji :-) Kierując się już ku drodze wylotowej jechałem chodnikiem i przestraszyłem pewną dziewczynę, która swój strach wyraziła posługując się językiem polskim. Byłem zbyt zaskoczony, aby zareagować :-) Przy wyjeździe popełniłem błąd: zakodowałem sobie, że nie muszę ponownie przekraczać Dunaju i straciłem trochę czasu na walce z nawigacją, która upierała się, że tak właśnie mam zrobić :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 91 km AVS: 16,9 km/h TM: 5:23 MXS: 58,6 km/h









Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
137.50 km 0.00 km teren
07:24 h 18.58 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 7

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 9:35

Jestem właśnie po śniadanku przy brzegu Balatonu :-) Powoli zaczynają schodzić się turyści. Za chwilę aparat: kilka fotek i wyruszam w drogę. Chciałbym dziś dojechać na przedmieścia Budapesztu tak, aby jutro rano rozpocząć jego zwiedzanie. Noc na kempingu minęła spokojnie, aczkolwiek wstałem niewyspany i zbierałem się do wyjazdu dosyć długo. Strasznie dużo tam było Polaków :-) Wzdłuż Balatonu zamierzam jechać spokojniej, zatrzymując się i robiąc zdjęcia, natomiast później trzeba będzie jednak nieco przycisnąć. Trochę czuję kolana, ale abym tylko wyjechał na równe i będzie dobrze :-) Robi się tłoczno – czas zmykać :-) No i ważny dopisek: śniadanko ze wstającym na górach po przeciwległym brzegu słońcem było bardzo fajnym przeżyciem :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 137,5 km AVS: 18,6 km/h TM: 7:24 MXS: 43,3 km/h




Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
165.26 km 0.00 km teren
08:23 h 19.71 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 23:40

Dziś dzień w którym zrobiłem najwięcej kilometrów nie tylko podczas wyprawy, ale także podczas całego tegorocznego sezonu. Ten dzień dał mi się trochę we znaki. Prócz głupiejącej nawigacji, o której już pisałem musiałem zmagać się z już powoli niewygodnym siodełkiem. Ten problem pojawił się piątego dnia wyprawy. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Także plecak – mimo, że lekki – nie nadaje się na długie wyprawy i jest wożony na bagażniku. Tak jedzie się o niebo lepiej.
W sumie, to nie wiem jak dotarłem nad Balaton :-) Kilka kilometrów przed miejscowością Sümeg napotkałem trójkę rowerzystów (2 chłopaków plus dziewczyna), którzy odcisnęli piętno na mojej ambicji wyprzedzając mnie z dwóch stron. Na dłuższym dystansie nie mieli jednak ze mną szans :-) W Sümegu ich zgubiłem, a także najprawdopodobniej zgubiłem drogę, kierując się w stronę miejscowości Tapolca, mimo że wcześniej postanowiłem bezpośrednio kierować się na Keszthely. Traf chciał, że prawdopodobnie wyszło mi to na dobre, gdyż ominąłem bardzo wysokie pasmo gór. Dojazd nad sam Balaton strasznie mi się dłużył. Dotarłem tu około godziny 16. Podobnie też dosyć opornie szedł dojazd do miejscowości Keszthely, którą już wcześniej postanowiłem zdobyć. Na miejscu zrobiłem małe zakupy, a przy okazji miałem okazję zauważyć białego Vipera. Nie wiem na co ludzie kasę wydają. Za te pieniądze można mieć coś dużo bardziej ekstra. Po jakimś czasie udałem się dalej z zamysłem spędzenia tejże nocy bardziej po ludzku, czyli na polu namiotowym. Dotarcie tamże znów nie było pozbawione przygód: moja skleroza, nie pozwalała mi zapamiętać nazw miejscowości przez które mam przejeżdżać, a ponadto większość z nich zaczynała się od przedrostka "Balaton", co jeszcze bardziej utrudniało rozeznanie w terenie :-) Jadąc drogą trąbiono na mnie, gdy obok wiodła droga rowerowa. Gdy już w końcu obrałem odpowiedni kierunek zostałem zatrzymany przez policję, która na migi poinformowała mnie, że nie mogę jechać drogą, tylko muszę wrócić na drogę rowerową biegnącą wzdłuż brzegu Balatonu. Widać, że bardzo tu zwracają na to uwagę. Po sprawdzeniu świateł i dokumentów udałem się w dalszą drogę. Robiło się już dosyć późno, więc nieco się śpieszyłem. Jadąc wytyczonym szlakiem miałem okazję zaobserwować życie tubylców. Wszechobecne kramy, mały tłok (ale nie za duży) i ogromna ilość domków... Niektórzy, to maja klawo... Około 20:30 dotarłem do kempingu, którego nie było na mojej mapie (albo znów zawodzi mój zmysł orientacji ;-) ). Pokręciłem się chwilę w poszukiwaniu właściciela, oraz dogodnego miejsca i rozpocząłem się rozkładać. Obok trwa zabawa w najlepsze. Ja tymczasem idę spać, gdyż jutro czekają mnie przedmieścia Budapesztu. Niestety coś katarek mnie bierze...

PODSUMOWANIE:
DST: 165,26 km AVS: 19,7 km/h TM: 8:23 MXS: 44 km/h




Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 13:35

Do Papy dojechałem bez większych problemów, choć już musiałem korygować głupiejącą nawigację. Na wylocie stamtąd zostałem obtrąbiony przez kierowcę starej Skody Favorit, a pasażer coś do mnie krzyknął. Co? Za co i dlaczego? :-) Ustawiłem nawigację według mapy, ale niestety to, co na mapie było proste w rzeczywistości takie nie było przez co straciłem nieco czasu na węgierskiej prowincji. Niemniej jednak przez miejscowość Kup dotarłem do miejscowości Devecser i jestem już bardzo blisko celu, co ogromnie mnie cieszy :-) Zaraz na początku znajduje się dosyć duży park, gdzie się posiliłem. Dosyć dziwne jest to, że żywej duszy w nim nie ma. Za moment zbieram manatki i wyruszam dalej. Jestem już nieco znużony jazdą, ale perspektywa dotarcia do celu podróży dodaje mi nieco sił. Jutro zapewne dzień (lub pół ;-) ) odpoczynku, a w sobotę Budapeszt.


Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 8:40

Jestem w miejscowości Szany (drewniana tablica powitalna tylko w języku niemieckim). Pogoda jest niepewna: już kropiło, za chwilę widać niebo, a i tak wydaje się, że będę uciekał przed deszczem.
Przed Bratysławą nawigacja zaczęła świrować, kierując mnie na jakąś drugorzędną drogę przez jakiś szczyt, mimo że cały czas jechałem drogą prowadzącą prosto do stolicy Słowacji. Dopiero na jej przedmieściach mogłem posłużyć się tym narzędziem bez obawy, że wyprowadzi mnie w pole. Bratysława nie zachwyciła mnie z początku – ot zwykłe duże miasto – lecz później, gdy trafiłem na starówkę zmieniłem o niej zdanie. Zajmuje ona bardzo dużą powierzchnię i jest klimatyczna :-) Byłem także świadkiem wizyty jakiegoś urzędnika unijnego. Teraz ciekaw jestem co ujrzę w Budapeszcie. Miasto stołeczne opuściłem jadąc drogą rowerową prowadzącą wzdłuż Dunaju.
Po przekroczeniu granicy zacząłem odczuwać skutki przejechanych kilometrów. W miejscowości Rajka spędziłem na przystanku chyba z godzinę na odpoczynek. Kierując się ku miejscowości Csorna minąłem porównywalną liczbę polskich kierowców ciężarówek, co węgierskich, a na pewno było ich więcej niż czeskich, czy słowackich. Korzystając z ruchu wahadłowego, spowodowanego remontem jakiegoś małego mostu zagadałem do jednego z kierowców :-) Za chwilę miałem okazję porozmawiać także z polskimi turystami wracającymi z Chorwacji – byli zaskoczeni moją obecnością :-) W Csornej zatrzymałem się na zakupy w Lidlu, gdzie smacznego po niemiecku pożyczył mi ochroniarz, gdy spożywałem brzoskwinię przed sklepem :-) Na nocleg zatrzymałem się około 10 km przed Szanami. To było najlepsze miejsce w jakim przyszło mi nocować podczas tej wyprawy. No i namiot wysechł sam, mimo że w nocy padało! :-) Coś mi mówi, że dziś znów będę gonił słońce – przed momentem przeszła szara chmura z której spadło nieco deszczu. Cały czas mam nadzieję, że nad Balatonem będzie słonecznie, a woda będzie cieplutka :-) Za chwilę rozkładam mapę, biorę nawigację i obieram azymut na końcowy cel podróży – mam nadzieję zbliżyć się dziś do jego brzegu :-)

Kategoria WYPRAWY