Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2013

Dystans całkowity:23.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:01:14
Średnia prędkość:18.75 km/h
Maksymalna prędkość:33.60 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:11.57 km i 0h 37m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
4.80 km 0.00 km teren
00:15 h 19.20 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Zimowa mini przejażdżka

Niedziela, 27 stycznia 2013 · dodano: 11.05.2013 | Komentarze 0

Wczorajsze zamiary nie doszły do skutku: nie dopisała pogoda, a poza tym pojechaliśmy do Koźla. Dziś zebrałem się jednak bardzo szybko i około pierwszej wyszedłem z domu. Stojąc przed klatką stwierdziłem, że pogoda jest w sam raz na wyjazd :-) Również temperatura była odpowiednia :-)



Koła szybko zabieliły się śniegiem, co pozytywnie nastroiło mnie do jazdy :-) Będąc jeszcze pomiędzy budynkami, dopadły mnie jednak pierwsze podmuchy wiatru. Na azotowym skrócie był nawet średni ruch, a rodzynkiem pośród spacerowiczów był profi biegacz, którego oczywiście wyprzedziłem :-) Jechało mi się swobodnie, choć tylna przerzutka dosyć wyraźnie niedomagała. Pokonywałem metry, przystając przy skraju lasku, by cyknąć pierwsze zdjęcia :-)



Zdecydowałem się zjechać na ścieżkę, pokonując ją ładnie, dynamicznie :-) W Brzeźcach zacząłem zastanawiać się, czy wjechać na niebieski szlak, czy też skierować się bezpośrednio w stronę domu. Nie chciałem przeginać i decyzję podjąłem, stojąc kilkanaście sekund na środku skrzyżowania, rozważając dalszy przebieg trasy. Ruszając w kierunku domu, zostałem obszczekany przez jednego pieska :-) Na asfalcie przycisnąłem i zjeżdżając ponownie w las, pokonałem wyjeżdżony śnieg, wprawiając Kosię w terenowe ruchy :-) Po chwili naciskając hamulec, zatrzymałem się ledwo widocznej pośród bieli, białej ścieżce, uślizgując przy tym tylne koło w linii prostej. Aby uchwycić perspektywę, złapałem koło w kadr.



Pod koniec ścieżki minąłem parę z dużym pieskiem i szybko przedzierając się osiedlowymi drogami, zakończyłem wyjazd wstrzymany wcześniej na jednej z nich przez zatrzymujące się kombi :-)

Dane wyjazdu:
18.33 km 0.00 km teren
00:59 h 18.64 km/h:
Maks. pr.:33.60 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Pierwsze kręcenie 2013 :-)

Wtorek, 1 stycznia 2013 · dodano: 12.04.2013 | Komentarze 0

Gdy otworzyłem dziś oczy, zobaczyłem że za oknem ładnie świeci słońce. Od razu dałem znać Aneczce, że być może będę chciał dziś pójść na jakiś przejazd. Poranek był lajtowy, a wcześniej poszedłem jeszcze na spacer z Bąbelkiem, sprawdzając przy okazji jaka faktycznie jest pogoda, momentami snując potencjalny przebieg trasy.



Chciałem pojechać niebieskim szlakiem, Białym Ługiem, przez Lenartowice i wrócić Kuźniczkami, ale gdy zwróciłem się w kierunku wylotowym uznałem, że kierunek wiatru dla tej wersji trasy będzie dla mnie nieodpowiedni (a oczami wyobraźni widziałem już tą mękę na nieosłoniętym szlaku) i postanowiłem odwrócić trasę. Wykonałem więc ładną pętelkę wokół osiedla, zgrabnie dojeżdżając do drogi przy działkach. Jadąc obwodnicą uznałem, że przez las na Kużniczkach przejadę tym razem tak, aby skorzystać z jego walorów trochę dłużej. Mijając na ścieżce rodzinkę na rowerach, dojechałem do rzeczki, gdzie wykonałem pierwszy postój. Przy okazji okazało się, że baterie które włożyłem do aparatu w miejsce nie naładowanych akumulatorków, były kompletnie rozładowane. Na szczęście będąc jeszcze w domu, znalazłem ostatni komplet baterii, które były ze mną jeszcze nad Balatonem(!) i wziąłem je na wszelki wypadek :-) Korzystając z okazji zmieniłem też wkładkę pod czapką na kominiarkę. Ruszyłem średnio dynamicznie, ale nie ujechałem zbyt daleko, zatrzymując się ponownie na widok podłużnych, zamarzniętych kałuż. Jedna z nich miała nawet niczego sobie wzorek :-)






Pod wiaduktem dojechałem do małej dziewczynki na rowerze, jadącej w towarzystwie opiekuna. Wyprzedziłem ich niezwłocznie po drugiej stronie torów, skręcając na ścieżkę biegnącą wzdłuż nich. Jechałem tędy trzeci raz, ale dopiero teraz zauważyłem stojący między drzewami krzyż. Na chwilę przystanąłem, aby po kilkunastu metrach pokonać wzniesienie i po niedługiej jeździe, dotarłem do jeziora. Było ładnie oświetlone przez słońce i tym razem postanowiłem objechać je z drugiej strony.





Przy brzegu zorganizowałem sobie dwa postoje, a przy drugim z nich dojechała do mnie rowerowa para, którą wyprzedzałem przy wiadukcie. Wyglądali na wnuczkę i dziadka. Oddalili się całkiem szybko, natomiast ja jeszcze chwilę cieszyłem się otoczeniem :-)




Ruszając zjechałem w dół nieco terenową ścieżką, a wjeżdżając pod górę minąłem ponownie tych samych rowerzystów. Nie widzieli mnie jednak zbyt długo - puściłem się ochoczo w dalszą drogę, przejeżdżając położone wzdłuż ścieżki bardzo cienkie drzewo. Pomknąłem w kierunku drogi asfaltowej, przy której poczekałem dłuższą chwilę, puszczając jadącego po niej rowerzystę. Odbiłem następnie do Lenartowic, za którymi dopadł mnie wiatr. Powoli zaczęło mi też chodzić po głowie, aby ostatecznie zrezygnować z przejazdu niebieskim szlakiem. Zatrzymałem się zaraz po tym, gdy zjechałem na drogę w kierunku Białego Ługu. Musiałem odsapnąć, bo nałykałem się trochę zimnego powietrza. Dalej minąłem dwie pary z pieskami, a gdy zmieniłem kierunek znów pojawił się wiatr. Dodatkowo słońce już dosyć wyraźnie opadło i powoli trzeba było kończyć przejazd.
Leśny skrót na Azotach pokonałem nawet niemrawo - Kosia wymaga prac, które musiałbym wykonać jeszcze przed rozpoczęciem zasadniczego sezonu. Drogę pod wiaduktem przejechałem, będąc wyprzedzany przez samochody i znów z powodu niemożności utrzymania optymalnej ciepłoty ciała (w czym przeszkadzał pojawiający się czasem wiatr), zatrzymałem się na początku azotowego skrótu. Na szczęście pozostałą mi już drogę do domu, pokonałem po prostu kręcąc nogami :-) Przejazd kończyłem z temperaturą -1 stopnia Celsjusza, ostatnie metry pokonując lekko i przyjemnie :-)