Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:74.41 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:04:02
Średnia prędkość:18.45 km/h
Maksymalna prędkość:40.20 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:37.20 km i 2h 01m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
32.21 km 0.00 km teren
01:53 h 17.10 km/h:
Maks. pr.:40.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jesienne Rudy z Aneczką :-)

Sobota, 26 października 2013 · dodano: 10.11.2013 | Komentarze 0

Wczorajszy wieczór, a nawet kawałek nocy spędziłem przy mapach, próbując narysować jakąś fajną trasę, którą moglibyśmy przejechać z Aneczką. Niestety aktualne uwarunkowania pogodowe, czasowe, jak i topograficzne, znacznie utrudniały mi zadanie. Skończyło się więc tym, że rano podjęliśmy decyzję, że podjedziemy do Rud.


Na miejsce startu udało się nam dojechać po godzinie jedenastej. Już po pierwszej prostej było widać, że trasa nie będzie już tak efektowna jesiennie jak poprzedni przejazd, ale mimo wszystko dzień był bardzo ładny i - o dziwo - mimo niższej temperatury jechałem lżej ubrany. Zapowiadał się fajny, lekki wyjazd :-)





Pierwsze kilka kilometrów pokonaliśmy bardzo sprawnie, czerpiąc radość z możliwości obcowania z tak pięknym miejscem :-) Jako że trasa za racji konieczności sprawnego przemieszczania się była ułożona w przeważającej części po asfalcie, przy małej kapliczce odbiliśmy w prawo, by po chwili zatrzymać się na krótki postój, gdzie zapoznałem się z małym polnym przyjacielem ;-) Poza tym zatrzymałem się też przy kamyczku, który Aneczka ominęła zapewne w ogóle go nie zauważając. Dla mnie ten postój był kolejną cegiełką ku temu, by uznać rudzkie lasy za prawdziwą perłę okolicy.











Niebawem dotarliśmy do głównego szlaku, biegnącego w kierunku Rud, ale skierowaliśmy się w przeciwną stronę, by dotrzeć do Ławki Zakochanych. Słońce świeciło tak mocno, że ciężko było zrobić jakieś dobre zdjęcie :-) Humory jednam mocno nam dopisywały :-) Drogę do następnego punktu przegadaliśmy :-)








Odbiliśmy na rowerową leśną ścieżkę dydaktyczną, która miała zaprowadzić nas do kolejnych uroczysk, które ominąłem poprzednio. Droga zrobiła się bardziej wyboista, czekał nas fajny piaszczysty podjazd, a tuż przed pierwszym przystankiem, minęliśmy rozłożystą polanę pełną jagodowych krzaczków. Kolejny argument, by przyjechać tu wiosną i latem ;-)
Pierwsze uroczysko oznaczone było jedynie tablicą, lub po prostu niczego innego nie zauważyliśmy. Niemniej jednak kolejne kilkaset metrów pokonaliśmy co rusz się zatrzymując :-) A to znak informujący o biegnącym tu wieki temu szlaku towarowym, a to przewrócone drzewo, czy po prostu leśne tablice informacyjne. Fajnie było zauważać takie "kwiatki" :-)








Zbliżaliśmy się już do Zielonej Klasy, ale żeby się tam dostać, musieliśmy pokonać podjazd pomarańczowy od liści :-) Na górze spędziliśmy kilka chwil, po czym ja będąc w pełnej świadomości tego co mnie czeka, od razu przerzuciłem łańcuch na najmniejszą tylną zębatkę i depnąłem na pedały :-) Przyśpieszenie było super i pognałem niczym wicher! Zauważyłem też drogę, którą ominąłem przed dwoma tygodniami :-)








Jechaliśmy już w kierunku Rud, ciesząc się wciąż słońcem i pogodą :-) Na miejscu jednak za sprawą Ani, uznaliśmy że skrócimy wyjazd. Trochę żałowałem, ponieważ chciałem pokazać Pszczole i jej Właścicielce jeszcze dużo więcej, ale może wiosną będzie lepsza okazja :-) Wykonaliśmy więc odwrót i zjechaliśmy na drogę, którą dotarliśmy do Rud po raz pierwszy trzy lata temu :-) Okazało się też, że nie ma tego złego... :-) Na niby znanej drodze, zauważyliśmy kolejne ciekawe punkty :-) Rudzkie lasy pozytywnie zaskakują i są naprawdę super miejscem do rowerowania!



















Na dalszym etapie oddaliłem się troszkę od Aneczki, ale i tak zostałem wyprzedzony podczas fotograficznego postoju. Chwilę później gdy podniosłem głowę do góry nie zobaczyłem już nikogo na drodze. Okazało się, że moja towarzyszka zjechała z niej w miejscu znanego nam zbiornika wodnego. Chwilę tam odsapnęliśmy i ruszyliśmy dalej :-) Zrobiło się troszeczkę wspomnieniowo... :-)








Na nawrocie dopadł nas przeciwny wiatr, ale mimo to jechało się swobodnie :-) Po czasie ponownie oddaliłem się od Pszczoły, a widząc na nawigacji że do mety wyjazdu pozostało niewiele ponad kilometr, uznałem że dojadę szybciej, by przygotować nas do powrotu. To był fajny energetyczny wyjazd :-)

Dane wyjazdu:
42.20 km 0.00 km teren
02:09 h 19.63 km/h:
Maks. pr.:40.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rudy na żółto :-)

Niedziela, 13 października 2013 · dodano: 14.10.2013 | Komentarze 0

Wczoraj spędziłem pół dnia na pracy, która na końcu okazała się być prawdopodobnie nikomu nie potrzebna. Oczywiście w tym czasie mogłem pojechać na rower. Na szczęście miałem jeszcze drugi dzień weekendu, który okazał się równie piękny, a nawet lepszy, ponieważ rano nie padało :-) Już wczoraj wieczorem ułożyłem sobie trasę krajoznawczą w okolicach Rud :-)


Rower zdjąłem z bagażnika przed dziesiątą. Kilka chwil później zatapiałem się już w las :-) Słoneczko świeciło, a mimo to czuć było wspaniałą leśną wilgoć. Poza tym aby na dobre wjechać na rowerowy teren, musiałem przejechać przez złotą bramę :-) Było to jednoznaczne z nadaniem charakteru dzisiejszej wycieczce :-)



Pokonywanie dystansu zdecydowanie umilała panująca aura. Temperatura wysoka, świecące wysoko słońce, oraz czyste i błękitne niebko :-) Niebawem dotarłem do pierwszego znajomego skrzyżowania :-) Oczywiście przystanąłem tam na chwilkę, aby rozejrzeć się na cztery strony świata :-)



Na mojej drodze co rusz pojawiały się jakieś fajne, jesienne kwiatki :-) Rysował się naprawdę dobry wyjazd :-) Antek ochoczo pruł przed siebie, a ja co rusz musiałem go zatrzymywać :-)





Z drogi asfaltowej zjechałem przy zawieszonej na drzewie kapliczce. W dalszej drodze do pierwszego dużego celu - kaplicy św. Magdaleny - przystawałem jeszcze cztery razy: przy bardzo żółtym drzewie, gdzie znalazłem przewróconego grzyba, przy małej rzeczce otoczonej również żółtą trawą, następnie przy zielonych strzałkach, gdzie zastanawiałem się co autor miał na myśli, oraz za przejazdem kolejowym, przy którym wyrosło bardzo wysokie i wykrzywione drzewo :-)











Kaplica św. Magdaleny nie była oblężona tak, jak się tego spodziewałem. Jedna para pod zadaszeniem i jeden pan przy drzewku ;-) Wszyscy oddalili się niedługo po moim przyjeździe, co pozwoliło mi w spokoju obejść cały teren :-) Pozwoliłem sobie nawet ponownie wejść na piętro, a i spędziłem chwilkę przy przydrożnej mapie. Uroku całości dodawały spadające w bardzo dużych ilościach liście :-)






Po kilku krótkich minutach spędzonych przy kaplicy, pojawili się nowi goście. Ja i tak zamierzałem już odjeżdżać, więc tylko pozdrowiłem ich ochoczo (a pozdrowień tego dnia było co nie miara!) i już byłem na drodze w kierunku Rud. Na tym etapie pojawiło się trochę wiatru, ale uznałem to za pozytywny aspekt :-) Cały czas otaczał mnie żółty kolor, a nawet dostałem jednym ze spadających liści w oko! :-)




Bardzo szybko dotarłem do Ławki Zakochanych, która była moim kolejnym punktem na trasie. Okazało się też, że są tacy ludzie, którzy te piękne tereny zwiedzają Melexami, a nie rowerami :-) Zjeżdżając na leśną drogę nie wiedziałem jeszcze, co mnie tam będzie czekało :-)




Nie ujechałem daleko :-) Przepięknie żółte drzewa zmuszały mnie do postoju :-) Gdy zatrzymałem się dwa razy na dystansie kilkunastu metrów, pomyślałem sobie nawet "jak tu się nie zatrzymać". Otoczenie było naprawdę piękne! :-)










W końcu dojechałem do Uroczyska Orły, gdzie nabyłem co nieco historycznej wiedzy na temat III Powstania Śląskiego. Poza tym w końcu miałem okazję trochę bardziej poznać rudzkie lasy i okolice, bo do tej pory jeździłem praktycznie tymi samymi ścieżkami. Przed odjazdem pozdrowiłem jeszcze jednego rowerzystę w średnim wieku i zdałem sobie sprawę z tego, że czasu mam już bardzo, bardzo mało.






Mimo nieadekwatnej ilości dostępnych minut i pozostałego dystansu, uroczony otoczeniem, postanowiłem zatrzymać się przy przydrożnej ambonce myśliwskiej, otoczonej żółtymi liśćmi. Dalej jechałem jednak trochę oderwany od rzeczywistości (mijając kolejnych grzybiarzy, których było dziś od zatrzęsienia) i niestety zaowocowało to ostrym wjechaniem w wypełnioną wodą dziurę w drodze. Awaryjne hamowanie miałem niczym TIR'em, ale opanowałem sytuację całkiem szybko, choć nie od razu wiedziałem co się stało :-) Wszystkie zęby oraz szprychy były na szczęście na swoim miejscu, tak więc spokojnie udałem się w dalszą drogę :-)





Jak się okazało byłem już przy głównym asfaltowym trakcie, a moja trasa prowadziła mnie do zaznaczonych w nawigacji drzew, które według mapy z którą pracowałem przy wyborze trasy, miały być godne zobaczenia. Niestety ja widziałem tylko las i nie był to odosobniony przypadek podczas tego wyjazdu :-) W zasadzie, to ten krótki etap mogłem sobie darować z uwagi na bardzo małą ilość dostępnego czasu.




Ostatnią pofalowaną leśną prostą pokonałem w iście rajdowym stylu, by po chwili znów zjechać z asfaltu, wbijając się pod górę w kierunku do wiaty Zielona Klasa. Dojechałem tam nie bez wysiłku, ale opłaciło się :-) Ostatnim razem byłem tu jeszcze z Kosią, tak więc było fajnie przyjechać tu również i Antkiem :-)





Przed odjazdem zatrzymałem się jeszcze na wzgórku, po czym zjechałem drogą ostro w dół. MXS osiągnąłem dosłownie po maksymalnie dwóch sekundach! :-) Dalej wspomagałem się również siłą mięśni, a refleksja przyszła dopiero tuż przed zakrętem. Ogarnięty pędem nie zjechałem na zaplanowany trakt i ominąłem jeden z punktów. Szybko jednak uznałem, że skrócenie trasy wyjdzie mi tym razem na dobre.



Ponownie jechałem asfaltem, swobodnie i bez żadnych oporów. Mimo to energicznie zahamowałem, widząc znany mi kamienny obelisk, o którego istnieniu właśnie zapomniałem. Dobrze, że mi się przypomniał, bo to dla mnie dosyć ważne miejsce.



Dojeżdżałem już do Rud, ale zgodnie z założeniem nie spędziłem tam za dużo czasu. Parkową alejką, wśród spadających i szeleszczących mocno pod kołami liśćmi, dojechałem do zespołu klasztorno-pałacowego, odwiedziłem też Cystersa i podążyłem w dalszą drogę, bo niestety czas nie był już zdecydowanie moim sprzymierzeńcem.










Na wylocie z Rud zatrzymałem się jeszcze raz. Tym razem przy budynku bodajże administracji, a także podszedłem do obelisku, poświęconemu Juliuszowi Rogerowi. W ubiegłym roku natknąłem się na inny obiekt ku pamięci tego człowieka - był to krzyż na kamiennym kurhanie, schowany przed hałasem w lesie nieopodal Gliwic.






Do następnego przystanku podciągnąłem trochę ulicą, aby po czasie zjechać na gruntową drogę. Była ona przepiękna, choć zdjęcia niestety nie oddają w pełni jej uroku. Miała też swoje humorki, bo to właśnie tutaj drugi raz dostałem w oko spadającym liściem, a trzeba przyznać, że spadały obficie! :-) Poza tym pod pięknym żółtym dywanem skrywały się rozległe kałuże, choć prawda jest taka, że jechało się po nich całkiem ciekawie :-)



Otoczony jaskrawym lasem, dojechałem w końcu do leśniczówki Wildek, która była chyba najciekawszym trwałym obiektem dzisiejszego dnia :-) Zabawiłem tam kilka minut, po czym nie bacząc na wskazania turystycznych drogowskazów, które ani literką nie wspomniały o istnieniu mojego kolejnego punktu, zrywnie pognałem po śladzie, rysującym się na ekranie nawigacji :-)



Jechałem dosyć szybko, spoglądając co jakiś czas dookoła, aż w końcu dotarłem na miejsce, wcześniej przejeżdżając po kolejnej rozległej kałuży :-) Źródełko Hugo było obiektem naprawdę wyróżniającym się w leśnym krajobrazie :-) Faktem jest jednak, że w panujących dziś warunkach, przykryte warstwą liści, nie było zbyt efektowne. Niemniej jednak warto było odwiedzić to urocze miejsce :-) Towarzyszący mojemu pobytowi deszcz liści również dodawał właściwego dla tego dnia smaczku :-)









Powoli odzyskiwałem panowanie nad czasem, radośnie zmierzając do następnej leśniczówki. Niestety była ona zdecydowanie mniej ciekawa od poprzedniej (a może nawet pomyliłem budynki ;-) ), ale za to dowiedziałem się, że rycerz Janik jest mitycznym założycielem Jankowic ;-) Po zaznajomieniu się z nim, rozpocząłem ostatni etap wyjazdu.




Słońce było cały czas wysoko, temperatura również praktycznie letnia, a dzień dosłownie przepiękny! :-) Przy ławce Zepa spotkałem starszego profi-rowerzystę. Zamieniliśmy kilka zdań, ale żaden z nas nie wiedział czemu lub komu ma służyć miejsce, w którym się znajdowaliśmy. Teraz już wiem, że obelisk i ławka zostały poświęcone jednemu z pracowników nadleśnictwa, który był również lokalnym dobrodziejem. Dobrze jest pamiętać o takich ludziach...




Wjechałem w las w ślad napotkanym rowerzystą, ale nie ujechałem daleko. Położone obok drogi mokradła skutecznie mnie skusiły :-) Następny przystanek miałem już na Zamkowej Górze, która kiedyś ponoć była siedzibą zbójów :-) Teraz była zatopiona w złocie, choć było to tylko złoto zrabowane naturze :-)







Wyjazd dobiegał końca. Czekała mnie jeszcze mała i przyjemna przeprawa przez las, a następnie odcinek uliczny w Kuźni Raciborskiej. Żwawo deptałem na Antkowe pedały, ciesząc się z udanego wyjazdu :-) Coś mi mówi, że będzie trzeba wymyślić jakiś sposób, aby i Aneczce umożliwić tak ożywcze spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Póki złota jesień trwa!