Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:16.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:01:07
Średnia prędkość:14.68 km/h
Maksymalna prędkość:29.30 km/h
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:8.19 km i 0h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
11.03 km 0.00 km teren
00:44 h 15.04 km/h:
Maks. pr.:29.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Druga wycieczka Bąbelka :-)

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · dodano: 11.05.2013 | Komentarze 0

Ten wyjazd rowerowy z Bąbelkiem był już bardziej zaplanowany i przemyślany :-) Pogoda dopisywała i praktycznie od południa wiedzieliśmy już, że po moim powrocie z pracy wyjdziemy na małą przejażdżkę :-) Tak też uczyniliśmy, bo szkoda nam było kilometrów i ładnej pogody :-)



Początkowy plan zakładał co prawda przejazd nad jeziorko na Kuźniczkach, ale Ania uznała, że z różnych względów nie będzie to dobra trasa na dzisiejszy dzień. Ruszyliśmy więc w kierunku azotowego skrótu, docierając nim aż do Starego Koźla :-) Mknęło się przyjemnie, choć ja odczuwałem osobną dynamikę przyczepki :-)



Niebawem przejechaliśmy przez "krajówkę" i dojechaliśmy do niebieskiego szlaku, na początku którego ponownie natknęliśmy się na innych zrowerowanych (choć już nie aż tak bardzo ;-) ) rodziców, z którymi mająca dobrą energię Ania, bezproblemowo nawiązała nić znajomości :-) Ja wolałem jednak wgryzać się w asfalt ;-) Niemniej jednak i tutaj zatrzymaliśmy się na krótki postój :-) Poza tym wspomnieliśmy również spotkanego tu niegdyś małego jeżyka :-)



Nie wiadomo kiedy znaleźliśmy się w Brzeźcach :-) Nawet Ania uznała, że jakoś szybko dojechaliśmy i że wycieczka krótka :-) Jechaliśmy obok siebie rozmawiając i ciesząc się dniem :-) Doszło nawet do tego, że na wylocie z Brzeziec Ania odcięła się ode mnie, podczas gdy ja "próbowałem nabrać prędkości" ;-) Myślę jednak, że to była bardziej zasługa psów z ostatniego gospodarstwa ;-) Zaraz za zakrętem zaliczyliśmy kolejny postój, gdzie przypomniał mi się podobny kadr z jednego z niewielu moich samotnych wyjazdów w ostatnim czasie. Dalszą część niebieskiego szlaku przemierzyliśmy, uważając na wyboje i nierówności :-) Dzień wciąż był bardzo ładny, ciepły i niewątpliwie zachęcający do dalszej jazdy :-) My jednak musieliśmy ograniczać kilometry i czas przejazdu, bo - według tej bardziej racjonalnej połówki - to była dopiero druga wycieczka Bąbelka i trzeba stopniować :-) No niby racja... ;-) Ja za to na kolejnym postoju postarałem się o jakieś wiosenne zdjęcia, ale jak na złość aparat nie łapał makra, więc cykanie trochę się przedłużyło :-)



Gdy dotarliśmy do głównej, dosyć długo przyszło nam czekać na możliwość przejazdu. Częściowo z mojej winy, bo chcąc być uprzejmy (i przy okazji wyczyścić sobie drogę), puściłem jeden samochód, a po tej chwili okazja do przejazdu oddaliła się w czasie. Dodatkowo przy garażach spotkaliśmy sąsiadów, więc konieczny i nieodzowny był kolejny postój. Karol wciąż słodko spał, więc ruszyliśmy gdy zaczął się wiercić po kilkunastu minutach. Na szczęście na trasie natychmiast się uspokoił :-)
Drugi rowerowy wyjazd Bąbelek miał już za sobą :-)

Dane wyjazdu:
5.36 km 0.00 km teren
00:23 h 13.98 km/h:
Maks. pr.:25.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pierwszy wyjazd z Bąbelkiem :-))

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · dodano: 11.05.2013 | Komentarze 0

W końcu nadeszły ciepłe dni :-) Gdy po pracy wszedłem do domu, praktycznie z miejsca w oko wpadło mi Ferrari, stojące na balkonie :-) To Bąbelek korzystał z niego podczas cieplutkiego dnia. Niczym błyskawica strzelił mi do głowy pomysł wyjścia na rower! A bo taka fajna, okrągła data, a bo cieplutko i późno zima sobie poszła, a dzień jest przepiękny i cudownie słoneczny! Czemu nie wyjść? Na ziemie sprowadziła mnie Aneczka. Miała dużo racji, ale ja pod skórą czułem swoje... ;-) Łaziłem, łaziłem i wyłaziłem ;-) Trzeba jednak przyznać, że przygotowania do wyjścia, to była niezła bieganina :-) O mały włos i zapomniałbym o Karolu ;-) W końcu jednak udało się nam wszystko spakować :-)



Kolejne manewry logistyczne czekały nas na dole :-) Ja najpierw na odwrót założyłem pokrowiec, a jakby tego było mało, Ania zajmowała się przede wszystkim robieniem zdjęć :-) Okazało się więc, że to nie ekstremalna ekscytacja, a bieganina będzie towarzyszyć mi przy pierwszym rowerowym wyjeździe mojego synka :-)
W końcu ruszyliśmy :-) Pierwsze machnięcia korbą - jeszcze przed zjazdem z chodnika - poczułem radość i... chyba coś w rodzaju dumy :-) Od razu dostałem też zdecydowane ostrzeżenie, abym nie jechał szybko. Tempo faktycznie nie było jakieś wysokie, a ponadto nie zdążyliśmy dobrze wyjechać z osiedla, bo Karol zrobił się głodny :-) Czyli od razu mogliśmy sprawdzić karmienie w warunkach polowych :-) W międzyczasie Ferrari wzbudzało pierwsze zainteresowania przechodniów... :-)
Gdy już ruszyliśmy na dobre, starałem się nabrać prędkości, ale zanim się rozpędziłem, dojechałem do skrzyżowania, gdzie musiałem zwolnić prawie do zera. Poza tym żółto-czarny "hamulec" miałem wciąż za swoimi plecami ;-) Jeszcze będzie okazja wykręcić z maluszkiem fajne prędkości ;-) Przez główną przejechałem bardzo sprawnie, zatrzymując się jednak przed przejściem, przez które przechodził jakiś bardzo wyluzowany dziadziuś :-) Gdy w końcu spojrzał w moją stronę, dostał energicznego przyśpieszenia :-) Podobnie jak i ja z Karolkiem, gdy dojeżdżałem do kolejnego skrzyżowania :-) Niestety nie wiem jak radziła sobie Aneczka, bo cały czas miałem ją za swoimi plecami ;-) Mnie i Karolka czekały natomiast pierwsze drogowe wyboje :-) Oczywiście nie obyło się, bez komentarza bezpiecznej części naszej rodzinki :-)
Na Partyzantów ponownie przyśpieszyłem, aby nie narażać maluszka zbytnio na kontakt z samochodami i uważając na krawężnik, wjechałem na azotowy skrót :-) Po kilku metrach zatrzymałem się, aby założyć kurtkę. Pęd robił jednak swoje. Karol nie narzekał jednak ani trochę, uśmiechając się zza plastikowej szyby :-) Również i ja byłem uradowany! :-) Zaczynał się piękny okres! :-) Na ścieżce zacząłem już bardziej swobodną jazdę, wyprzedzając wszystkich spacerowiczów :-) Były też i komentarze... :-) Za nawrotem zdecydowaliśmy się zgodnie z planem zawrócić, strzelając wcześniej pamiątkowe zdjęcia :-) Mnie jak na złość jakoś średnio wyszły :-) Ania zadzwoniła też w międzyczasie do przyjacielskich sąsiadów (no jakby nie mogła nie?) i wyruszając w drogę powrotną, mieliśmy za cel jeszcze krótkie kręcenie po Pogorzelcu.



Najpierw przejechaliśmy osiedle, obok przepełnionego dziećmi placu zabaw, a później kilka skrzyżowań na których miałem już w myśli, aby wykręcić Karolkowi jakieś fajne MXS ;-) Po kilku minutach jazdy byliśmy już przy Bema, zatrzymując się na kilka chwil, dzieląc radością :-) Wiedzieliśmy jednak, że zbliża się pora Karola i nie staliśmy tam zbyt długo (wszak i nie po to wyszliśmy, aby stać, a jechać ;-) ), zajeżdżając jeszcze po drodze do Romków :-) Zawołani, wysypali się gromadą zza ogrodzenia :-) Ferrari zrobiło wrażenie na wszystkich, prócz Jasia który skupił swoją energię na Antku, który przecież też aparycję ma niesamowitą ;-)
Po prezentacji szybko nabrałem prędkości, zjeżdżając na końcu chodnika na ulicę, która w mojej ocenie była bardziej komfortowa i mimo wszystko bezpieczniejsza. No i okazja śrubowania prędkości dla Karolka była ;-) Za pierwszym skrzyżowaniem usłyszałem jednak cichy płacz :-) Zatrzymaliśmy się i po kilku sekundach było już w porządku :-) Tatuś mógł pędzić dalej! ;-) Cel miałem teraz jasny, ale za przeciwnika miałem przeciwny wiatr :-) Kurtka motała się, poruszana niewidzialnymi rękami, ale nogi kręciły się szybko :-) Wyszło 25 km/h, czyli dokładnie tyle, ile zakładałem na początku wyjazdu :-) Przy szkole muzycznej zwolniłem jeszcze z powodu manewrującego samochodu i motocykla, a gdy zjeżdżałem na ostatnią prostą przed osiedlem, usłyszałem kolejny pozytywny komentarz idących przechodniów :-) Niebawem byliśmy już przed klatką :-) Ania dojechała po krótkim momencie :-) Teraz czekało nas tarabanienie się na górę ;-)
W domu poczułem lekkość i radość :-) Długo wyczekiwany wyjazd w końcu doszedł do skutku! :-) Byłem dumny z Bąbelka... :-)