Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2018

Dystans całkowity:826.02 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:17
Średnia prędkość:26.40 km/h
Maksymalna prędkość:65.91 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:51.63 km i 1h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
2.81 km 0.00 km teren
00:10 h 16.86 km/h:
Maks. pr.:29.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z przedszkola obwodnicą do domku ;-)

Poniedziałek, 7 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

W związku z tym, że miałem do odbioru paczkę na mieście, postanowiłem na spacer do przedszkola wziąć Antka. Upiekłbym dwie pieczenie na jednym ogniu: zyskałbym na czasie, oraz rowerowo się nastroił :-) Poza tym przydało mi się trochę oddechu i poczucia wolności po spacerze z Kasią, która całą drogę szlochała z powodu słońca, które raziło ją w oczy... :-)



Do kiosku dojechałem bardzo sprawnie :-) Tam musiałem odczekać chwilę w jednoosobowej kolejce, bo jakaś kobieta po zakupie czasopisma typu tabloid (tytułu nie przytoczę, aby reklamy nie robić), postanowiła jednak jeszcze kupić Cif. Albo nie - Domestos. Kto w kiosku kupuje Domestos?!? Nic to. Czekałem sobie spokojnie i po kilku chwilach ruszałem z Antkiem i paczuszką trzymaną przy kierownicy. Bardzo szybko poczułem wyraźny przypływ pozytywnej energii, spowodowanej ruchem i oczywiście rowerem! :-) Po powrocie do domu wyszperałem części z przyczepki, którą mamy zamiar wkrótce sprzedać. Ech... Szkoda mi jej będzie, bo strasznie uwielbiałem jeździć z tym gabarytem! Poza tym jest to też dla mnie i Aneczki pewien symbol upływającego czasu...

Przy obwodnicy :-)


Prawdopodobnie ostatnie zdjęcie Antka z zamontowanym kolankiem z przyczepki... Hlip, hlip...


Wiosennie... :-)



Dane wyjazdu:
25.64 km 0.00 km teren
01:00 h 25.64 km/h:
Maks. pr.:44.48 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Rozjazd po dwusetce :-)

Niedziela, 6 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Obudziłem się z lekko ciężkawymi nogami i praktycznie z miejsca tuż po śniadaniu ruszyłem na rozjazd :-)



Większą część trasy pokonałem pod wiatr. A jakże! :-) Minąłem też kilku kolarzy :-) Dzień był cieplejszy i fajniejszy do jazdy :-) Nie męczył mnie też tak momentami dziurawy asfalt ;-) Zgodnie z założeniem jechałem spokojnie, choć kilka razy też lekko docisnąłem. Najbardziej za Brynicą, gdzie trafiłem akurat na koniec mszy :-)

Bocian w gnieździe w Brzeziu :-) Wczoraj na trasie również było ich całkiem dużo :-)


W Chróścicach :-)



Dane wyjazdu:
232.45 km 0.00 km teren
09:11 h 25.31 km/h:
Maks. pr.:49.44 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

W sobotę do Sobótki ;-)

Sobota, 5 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Obudziłem się po raz pierwszy około piątej trzydzieści. Już dużo wcześniej spałem jednym okiem, ale po sprawdzeniu godziny uznałem, że mogę jeszcze spać po wczoraszym męczącym dniu. Godzinę później zacząłem już przygotowania do wyjścia :-)



Ruszyłem nieśpiesznie, ponieważ było zimno. Przez pierwsze kilometry jechałem z przekonaniem, że na pewno nie działam na swoją korzyść. Już w lesie za Świerklami dopadł mnie ból palców u dłoni, a poza tym tak niska temperatura nie sprzyja przecież jakiemukolwiek długiemu treningowi. Co innego machnąć kilka kilometrów do sklepu po bułki, a co innego planować co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Człowiek nie robi się przecież coraz młodszy, a ścięgna i stawy narażone są przecież na owianie. Wraz z pokonywanymi kilometrami zacząłem dosłownie drętwieć. Nie było tak jak kiedyś, że telepałem się z zimna, a po prostu drętwiałem. Cieplej zaczęło robić się dopiero w Brzegu. Gdy zatrzymałem się na chwilę za miastem, miałem problemy aby przyjąć inną pozycję niż tą, którą miałem na rowerze! :-) Dotyczyło to przede wszystkim ramion. Tułów był w porządku, a już dobrze rozgrzane nogi nie sprawiały problemu. Niedługo potem minąłem autostradę. Za wiaduktem od razu z oczu zniknął mi wszechobecny dotychczas rzepak i nagle poczułem się, jakbym wraz z pozostawieniem autostrady za plecami, wjechał do zupełnie innej krainy :-) Na szczęście dość szybko i tutaj odnalazłem żółte połacie, więc nie czułem się już tak obco ;-) Tempo też się rozkręcało i w sumie, to ten pierwszy etap udało mi się pokonać dosyć szybko :-) Było to tym fajniejsze, gdyż co jakiś czas zjeżdżałem z asfaltu, lub zupełnie się zatrzymywałem, aby przepuścić jadące za mną TIRy. Niby nic a satysfakcja była, ponieważ czasem spotykałem się z podziękowaniami przekazywanymi przez mruganie światłami awaryjnymi. Naprawdę takie niby nic, a jakoś mi było z tym fajnie. Może choć trochę uda się odczarować wzajemne relacje samochodowo-rowerowe w naszym kraju ;-) Żartowałem też sam przed sobą, że dziesięć lat pracy w transporcie swoje zrobiło ;-) Przed Strzelinem wyprzedził mnie jadący nie wiadomo skąd autokar. Zrobił to kończąc manewr już na zakręcie, na podwójnej ciągłej, ponadto zmuszając mnie do lekkiego zboczenia z toru jazdy. Szczęściem, że akurat mijałem wyasfaltowaną wysepkę, więc nawet za bardzo nie odczułem tego niefajnego manewru, ale bez tego byłoby ciężko. Na pierwszej wysepce autobusowej w Strzelinie minąłem ów autokar i stojący za nim nieoznakowany radiowóz. No to się doigrał. Nie powiem, żebym nie zaznał nieco poczucia sprawiedliwości.
Do Sobótki dotarłem mijając sielankową okolicę :-) Na miejscu wstąpiłem do przypadkiem odkrytego obelisku ku pamięci Rotmistrza Pileckiego, a następnie udałem się do Zamku Górka. Całkiem sympatycznie było tu wrócić :-) Nie zatrzymywałem się jednak na długo, gdyż chciałem być dość szybko w domu. Ot, chciałem się trochę sprawdzić na takim dystansie. Cóż z tego, jak ledwie kilka kilometrów za Sobótką, zaczął się mój dzisiejszy dramat! Nawierzchnia była w opłakanym stanie! Spokojnie mógłbym jechać nawet trzydzieści na godzinę, a jechałem dziesięć... Jak nie dziury, wyłomy, łaty, to remontowe światła! Nawet jak zjechałem już na lepszą drogę, to za kilkadziesiąt metrów okazywało się, że jest przeorana w poprzek po jakimś remoncie kanalizacji, a dziury wysypane były żwirem z kamieniami! Do tego dochodził wiatr, który co prawda towarzyszył mi od samego początku i jak ostatnimi czasy wiał w twarz, to teraz był jeszcze bardziej denerwujący! Jak jechałem na północ, to wiał z północy, jak jechałem na południe, to wiał z południa, jak jechałem na północny-zachód, to wiał z północnego zachodu i odwrotnie, gdy zmieniłem kierunek! Praktycznie przez cały dzień słyszałem tylko szum wiatru! Teraz po tym jak do tego doszły te cholerne wyboje i dziury, oraz moje chęci aby cisnąć, zrobił się irytujący. Nie był jednak największym problemem. To nawierzchnia doprowadzała mnie do wścieklicy. Dosłownie. Słyszałem każde połączenie w rowerze i już się śmiałem w duchu, że po powrocie będę musiał sprawdzić wszystkie gwinty w ramie :-) Dodatkowo wpieprzyłem się na jakąś polną drogę, która dodatkowo kończyła się brukowanym odcinkiem! Kto jeździł na szosie wie, co oznacza bruk dla kolarki! Dramat. Miałem dość tych cholernych dróg! W końcu jakoś doturlałem się do granicy województwa, gdzie miałem nadzieję na poprawę sytuacji. Było lepiej, ale tylko przez moment i co prawda wybojów było mniej, ale tak naprawdę to mocniej odetchnąłem dopiero za Świerczowem, gdzie wjechałem na drogę wojewódzką. Nie to, żebym w Świerczowie nie był zmuszony jechać chodnikiem z powodu wyłożenia ulicy brukiem(!), a droga wojewódzka również nie była tak dobra, jak ją zapamiętałem, ale już było na tyle dobrze, że momentami mogłem przycisnąć, mimo odczuwalnego już zmęczenia organizmu. Nie był to jednak sprint jakiego bym sobie życzył. Organizm już domagał się regeneracji, a co jakiś czas natrafiałem na wyboje lub przełomy, wyciskające jęki z ramy mojego roweru. Całe szczęście, że na ostatnim odcinku przed Kup wpadłem w jakiś trans myślowy, co pozwoliło mi niepostrzeżenie pokonać ten dystans :-) Gdy zwróciłem się już ku Brynicy, postanowiłem mocno odpuścić. Zresztą zgodnie z założeniem. Chyba dojrzewam treningowo, nie mam już takiego parcia na średnią (która i tak była zniszczona jak drogi po których jechałem na powrocie), a przecież po tak wymagającej trasie wyciszenie organizmu jest bardzo ważne. Po pierwszych kilkudziesięciu kilometrach dzisiejszego wyjazdu uznałem, że dowiezienie średniej minimum dwudziestu pięciu kilometrów na godzinę będzie sukcesem, ale mimo warunków jazdy, dzisiejszy wynik przyjąłem jako porażkę. Nigdy więcej po takich drogach!

Malowniczo za Brzegiem :-)


Już za autostradą. Cel mojego dzisiejszego wyjazdu już rysuje się na horyzoncie :-)


Coraz bliżej i bliżej :-)


Majówkowo, sielankowo :-)


I jeszcze bliżej ;-)



Wizyta tutaj, to taki swoisty powrót :-)


A tu jeszcze nie byłem :-) Aleja Sław Kolarstwa w Sobótce :-)





Wizyta w miejscu, które odkryłem przypadkiem na mapie. Chciałem tu przyjechać.


Już przy Zamku Górka :-)


Odjeżdżamy :-)


Cóż z tego, że malowniczo, jak asfalt ostro daje się we znaki!


Pszczelarze przy pracy :-) A rzepak pięknie pachnie!


To tylko remont. Będzie gorzej.


Oława. Kościół pw. Apostołów Piotra i Pawła.


Tuż obok Urząd Miejski w Oławie, umiejscowiony w Zamku Piastów śląskich.


Chwilowy zjazd z asfaltu :-)


Już trochę czuję się jak u siebie, ale dziurska i doły są wręcz katastrofalne! Za mną dość długi odcinek drogi z tak zjechanym asfaltem, że ostatni raz taką drogę widziałem chyba jeszcze w latach dziewięćdziesiątych! Jak Ci ludzie tutaj funkcjonują?!?


Równy początkowo odcinek asfaltowej drogi nagle zamienił się w to...


Gdy już dojeżdżałem do kolejnego asfaltu, trzeba było jeszcze pokonać przeszkodę w postaci bruku. Na szosie to dla mnie pięć na godzinę. Przykro mi, ale nie jestem zawodnikiem startującym w Paris-Roubaix i nie mam fabrycznego teamu...


Już nie wiem, czy mnie to bawi, śmieszy, czy denerwuje...


U celu czekała na mnie taka niespodzianka :-) Mam ogromną nadzieję, że dziś chłopaki dadzą radę! Go Zaksa!



Dane wyjazdu:
24.86 km 0.00 km teren
00:54 h 27.62 km/h:
Maks. pr.:45.01 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Do Chróścic i z powrotem :-)

Piątek, 4 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Na weekend majowy wylądowaliśmy na Surowinie :-) Znowu... :-) Po porannym koszeniu trawy, postanowiłem "zdążyć" jeszcze machnąć małą traskę na rowerze tak, aby być z powrotem przed przyjazdem gości Zwo :-)



Z trasą trafiłem tak, że jechałem pod wiatr. Jak zwykle :-) Dodatkowo dzień zupełnie nie przypominał tego wczorajszego, kiedy było gorąco tak, że z Opola wróciliśmy wymęczeni temperaturą :-) W Dobrzeniu wkurzył mnie jeden kierowca, ordynarnie wymuszając mi pierwszeństwo. Mimo szarości i wiatru rozpędziłem się jednak tak, że nawet jednego zdjęcia nie zrobiłem... :-)


Dane wyjazdu:
84.92 km 0.00 km teren
02:58 h 28.62 km/h:
Maks. pr.:57.62 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Lecimy na toszecką traskę :-)

Wtorek, 1 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Podobnie jak rok temu po Karolowym wypadzie, udałem się na swój przejazd :-) Jeszcze ładnie świeciło słońce i nie było zbyt gorąco, więc warunki do jazdy były bardzo dobre. Był tylko jeden wyjątek - wiatr :-) Zdecydowałem się na "toszecką" trasę :-)



Miastem jechałem nieśpiesznie, rozkręcając się powoli :-) W zasadzie, to troszkę mocniej zacząłem kręcić dopiero na Starej Blachowni. Cały czas wiał wiatr, ale nie było najgorzej :-) Gdy odbiłem w kierunku Toszka, musiałem stawiać silniejszy opór. Niestety na trasie do Strzelec, gdzie chciałem pokręcić najbardziej optymalnie, miałem cały czas wiatr w twarz! Wypracowana fajna ponad trzydziestokilometrowa średnia zaczęła spadać. Wykorzystywałem jednak leśne odcinki, aby co nieco nadrabiać. Chyba po raz pierwszy odkąd mam szosę, starałem się też optymalnie wykorzystywać ruch korby, naciskając, podciągając, ale również pchając. Zadziwiające jak dużo dawało to nawet takiemu laikowi jak ja! Za Strzelcami nieco odetchnąłem od wiatru, ale minimalnie brakowało mi też świeżości, po poprzednim odcinku. Nie jechałem jakoś mizernie, ale mógłbym bardziej :-) No, może gdyby nie nawierzchnia drogi prowadzącej do podnóża Góry. św. Anny :-) Gdy w końcu zacząłem się wspinać, ponownie zacząłem wykorzystywać cały zakres korby i gdybym był bardziej zaawansowany fizycznie, to taki podjazd przeszedłbym jak rakieta! Oj, trzeba coś w końcu poćwiczyć! :-) Gdy na kilka chwil odpuściłem, wyprzedził mnie inny kolarz, dając mi oczywiście motywacji, aby nie dać mu uciec :-) Momentalnie zwiększyłem kadencję i moc. Dało się jechać dużo bardziej efektywnie! Super! Na szczycie nie zabawiłem zbyt długo :-) Zjeżdżając uważałem na wyboje i trochę żałowałem, że zaplanowałem zjazd właśnie w tę stronę. Nic to. Czekała mnie jeszcze słynna Wiejska w Porębie :-) Tę również śmignąłem sprawniej, niż wydawało mi się, że mógłbym to zrobić. Wykorzystany cały zakres mięśni nóg zrobił swoje i - podobnie jak na poprzednich kilometrach dzisiejszej trasy - czułem że w końcu pracują! Niesamowicie fajne uczucie, o którym zapomniałem na wiele, wiele lat... Trzeba będzie odświeżyć pamięć - oczywiście emocjonalną i mięśniową! ;-) Pod koniec podjazdu mięśnie już lekko piekły, ale to było przecież wskazane! W końcu się też trochę zregenerowałem i na wylocie z Leśnicy już poganiałem! :-) Całą prostą aż do zakrętu przeleciałem mimo wiatru z prędkością czterdziestu pięciu na godzinę :-) Mijając trzy dziewczyny na rowerach, widziałem porażającą wręcz różnicę prędkości :-) W zasadzie wyprzedzałem je jak samochodem :-) Wyjeżdżając z zakrętu aż się wzruszyłem... Bo mogę. Bo rower. Bo wciąż drapię ten niedobry murek z przeszłości...

Przymusowy postój na wlocie do Toszka :-)


I za chwilę postój na telefon - również z atrakcją :-)


Góra św. Anny :-)


Hej! :-)



Dane wyjazdu:
7.54 km 0.00 km teren
00:57 h 7.94 km/h:
Maks. pr.:27.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

100 km Karolka :-)

Wtorek, 1 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Z końcem kwietnia sprawiliśmy Karolowi nowy rower :-) Młody śmigał na nim u dziadków, a po powrocie do domu, podczas przekładki licznika z dotychczasowego rowerka spostrzegłem, że widnieje już tam całkiem okrągła cyferka :-) No ładnie... Rok zleciał :-)



Skoczyliśmy sobie na niebieski szlak :-) Karol rower miał już super opanowany :-) Zresztą... Już w sklepie po zdjęciu bocznych kółek, które zaburzały prawidłowo wyrobiony balans, śmigał jak szalony :-) W Brzeźcach zatrzymaliśmy się na placu zabaw, by po kilku minutach ponownie ruszyć w trasę :-) Na leśnym trakcie minęliśmy pięć koników i niedługo potem byliśmy już na kolejnym placu zabaw, gdzie zostawiłem Karola pod skrzydłami mamy :-) Jak się okazało, Kasia również super poczynała sobie z rowerkiem! :-)