Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2018

Dystans całkowity:826.02 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:31:17
Średnia prędkość:26.40 km/h
Maksymalna prędkość:65.91 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:51.63 km i 1h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
121.60 km 0.00 km teren
04:19 h 28.17 km/h:
Maks. pr.:43.36 km/h
Temperatura:37.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Jak oto dowiedziałem się, że mam mordę ;-)

Czwartek, 31 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Do południa pokręciłem coś przy tylnej przerzutce i po kilku testowych jazdach byłem zadowolony z jej działania :-) Nie przerzucała co prawda optymalnie (był jeszcze jakiś problem w środkowym zakresie zębatek), ale za to mogłem korzystać z całej rozpiętości przełożeń :-) Na dziś miałem zaplanowany tutejszy standard szosowy, czyli Namysłów i Kluczbork :-)



Pogoda dopisywała nawet za bardzo :-) Było gorąco i tylko wiaterek wiejący z przedniego skosu powodował, że nie czuło się żywej temperatury na skórze. Do Namysłowa przyjechałem dość szybko (a przynajmniej tak mi się wydawało ;-) ), a samo miasto jakimś dziwnym trafem ominąłem ;-) Nie wiem, jak jechałem tu poprzednim razem, że mijałem browar ;-) Nie zatrzymałem się przy tutejszej stacji, gdzie zdarzyło mi się kiedyś uzupełniać zapasy i skierowałem się do wylotu z miejscowości. Niestety po zmianie kierunku wiatr zamiast mi pomagać, przeszkadzał jeszcze bardziej. Od kilku kilometrów miałem mały kryzys i tuż przed ostatnimi zabudowaniami Namysłowa, zostałem wyprzedzony przez parę innych kolarzy. Byli dość fajnie ubrani i zdawało mi się, że mogliby jeździć w jakimś klubie. Na rondzie zwróciłem uwagę na zjeżdżającego przede mną Mercedesa klasy A, który nie użył kierunkowskazu, hamując przy tym samochód chcący włączyć się do ruchu. Po chwili - również bez kierunkowskazu - zjechał na pobocze przy budce z truskawkami. Dosłownie po sekundzie zaczął ruszać - znów bez kierunkowskazów. W tym momencie byłem już w trakcie omijania pojazdu i widząc otwarte okno kierowcy, zwróciłem mu kulturalnie uwagę na temat używania kierunkowskazów. Od razu zauważyłem też, że pojazd zwiększając prędkość, dość mocno zbliżył się do mojego tylnego koła. Jako że byłem w trakcie zjeżdżania do prawej krawędzi jezdni kontynuowałem ten manewr, ale od razu zapaliła mi się kontrolka, że coś jest nie tak... Faktycznie kierowca zrównał się z moim tylnym kołem i jechał tak, jakby chciał zmusić mnie do zjechania z drogi. Gdy już się zatrzymałem, de facto byłem na poboczu. Z prawego otwartego okna usłyszałem od jakiegoś około czterdziestoletniego miśka pytanie, czy dostałem kiedyś po mordzie :-) Nie chcąc odpuszczać wdałem się w dyskusję na temat używania "kierunków", ale ów jegomość powtarzał coś tylko o dostawaniu w mordę jak w mantrze ;-) Dopiero gdy napomknąłem o bezpieczeństwie na krótką chwilę zamilkł po czym stwierdził, że nie dostałem po owej mordzie tylko dlatego, że jest święto :-) Doprawdy piękna postawa! ;-) Pajac ruszył przede mną, a ja od razu zauważyłem, że mimo tej scysji, dwaj wspomniani kolarze nie uciekli mi jakoś za bardzo :-) Chyba nie było ze mną aż tak źle ;-) Walcząc z wiatrem pokonywałem dystans zauważając po czasie, że jeden z kolarzy zawrócił w stronę Namysłowa. Drugi z nich nie mając już nikogo kto rozbijałby ścianę wiatru, nie był już tak mocny :-) Po pewnym czasie śmignąłem go z dość dużą różnicą prędkości. Nie bardzo miał chyba ochotę do nawiązania walki mimo, że byłem dość dobrym materiałem na parę do jazdy :-) Za Domaszowicami minąłem tory kolejowe i na prostej minąłem się z bordową A-klasą. Zmierzyliśmy się z kierowcą wzrokiem, ale to spotkanie dało mi okazję do powtórnego przyjrzenia się tablicy rejestracyjnej. Po chwili zatrzymałem się i zapisałem jej numer w telefonie, aby być jej pewien. 0P0 O43O6 - unikajcie tego gościa, bo szkoda czasu na niego :-)
Mijałem kolejne kilometry, a walka z temperaturą i wiatrem, powodowała coraz to większe zmęczenie. Kilka razy przystanąłem, a na obwodnicy Kluczborka okazało się, że zużyłem ostatnie zapasy wody. Wróciłem się zatem do miasta i w lokalnym dyskoncie (czyli na stacji paliw ;-) ), uzupełniłem bidony i spożyłem bardzo dobrą maślankę cytrynową :-) O dziwo innego producenta, niż zazwyczaj ;-) Jechało się trochę lepiej, ale brakowało mi już świeżości. Temperatura i ogólne zmęczenie robiły już swoje :-) Jazdę przeplatałem to lepszymi, to gorszymi momentami. To była też dla mnie cenna obserwacja na nadchodzącą życiówkę kilometrową. Co innego machnąć kilkadziesiąt kilometrów na maksie, a co innego powyżej stówki i to w takich warunkach jak dziś. Oczywiście miałem tego świadomość również wcześniej - przecież nie jeżdżę na rowerze od wczoraj ;-) W końcu zjechałem z głównej drogi i od tej pory nieco odpuściłem - za sprawą zarówno gorszej nawierzchni, jak i wcześniejszego zamysłu. Muszę nauczyć się odpuszczać na ostatnich kilometrach, aby dać ciału chwilę na zmniejszenie obrotów. W moim wieku to już całkiem ważne ;-) Jazda momentami dalej męczyła, ale zacnie pokonywałem dystans :-) Nie miałem już daleko do mety, więc tym bardziej starałem się ponownie jak na początku wyjazdu zwracać większą uwagę nie na samą drogę, a na jej otoczenie :-)

Przed Ładzą. Pierwsze metry na szosie, pokonane bez trzymanki :-) Coraz pewniej czuje się na tym rowerze!


Tuż za rzeczką ;-) Postój na odpoczynek i spisanie numerów samochodu ;-)


Kościół św. Jacka w Wierzbicy Górnej. 


Postój za Wołczynem. Cienia jak na lekarstwo. Wody w bidonach również coraz mniej...


Kluczbork. Lokalny dyskont ;-) Będę żył ;-)


Zabytkowa wieża ciśnień w Kluczborku.


Postój w połowie drogi do Bierdzan :-)



Dane wyjazdu:
41.46 km 0.00 km teren
01:37 h 25.65 km/h:
Maks. pr.:58.47 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Na Ankę z rozregulowaną przerzutką :-)

Środa, 30 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

W związku z tym, iż od kilku dni nie śmigałem na szosie, a w planach na weekend miałem kręcenie największego dystansu jak do tej pory w tym roku, postanowiłem ot tak przejechać się na Ankę. Przed wyjściem poprawiłem okładziny hamulcowe i z zamysłem obserwowania tylnej przerzutki zakładałem raczej spokojną jazdę.



Z miasta wydostałem się dość sprawnie, mimo budowy drogi do portu w Kłodnicy. Na ostatniej prostej przed Leśnicą zacząłem kręcić przy przerzutce. To tak, to siak, aż w końcu w samej Leśnicy namieszane było już tak bardzo, że postanowiłem zabrać się za to na porządnie już po południu. Słońce grzało i dzionek był bardzo ładny!

Cześć :-)



Dane wyjazdu:
78.49 km 0.00 km teren
02:41 h 29.25 km/h:
Maks. pr.:65.25 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

To nie w porządku...! Hlip, hlip... ;-)

Niedziela, 27 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Czas do popołudnia spędziliśmy na terenie parku przy pałacu w Pławniowicach i tamtejszej plaży :-) Dzieciaki miały frajdę, że hej! :-) Ja starałem się być obecny ciałem jak i duchem, choć od rana było wiadomo, że będę chciał pójść też na rower ;-) Pod koniec pobytu, wymęczony już słońcem nieco zmiękłem, ale do domu wróciliśmy jeszcze przed moją cichą granicą wyjścia, więc między murami byłem chyba nie więcej jak dziesięć minut :-) Ciągnęło mnie...! :-)



Trasę na odwrót ułożyłem z lekkim uśmiechem :-) A co tam! Skoro wczoraj jechałem cały czas pod wiatr, to może dziś będzie z wiatrem? ;-) Do Góry św. Anny wiało lekko przeszkadzając, ale dało się fajnie jechać :-) Poza tym dawało to nadzieję, że za Strzelcami będę miał wiatr w plecy :-) Ileż można jeździć pod wiatr?!? ;-) Podczas zjazdu z Wysokiej wiatr nie ustawał, ale gdy zwróciłem się ku Strzelcom Opolskim zaczął wiać mi prosto w twarz! Był to zdecydowanie najgorszy etap dzisiejszej trasy, ale śmiałem się z tego sam do siebie :-) Widać nie dane mi deptanie z wiatrem ;-) Wciąż też miałem jednak nadzieję na pozytywny rozwój sytuacji za Strzelcami :-) Gdy już się tam znalazłem jasnym stało się, że... tutaj też będę miał wiatr w twarz! No nie może być! :-) Mimo tej jawnej niesprawiedliwości i tak cieszyłem się jazdą :-) Biorąc pod uwagę mój rowerowy cel na ten rok, jazda pod wiatr była dużo bardziej wskazana i tak naprawdę to cieszyłem się z tych warunków mimo, że moim zamysłem na ten wyjazd było po prostu zrobić dystans nie męcząc już za bardzo mięśni. Wiedziałem, że po trzech dniach dość szybkiej jazdy powinienem nieco zbastować tym bardziej, że czasu na regenerację nie było za wiele. Zerknąłem na licznik który na tym odcinku wskazywał średnią około dwadzieścia siedem i pół kilometra na godzinę i pomyślałem sobie, że biorąc pod uwagę przyjęte założenia na dziś, będę cieszył się z obrony cyfr przed przecinkiem. Na wylocie z Błotnicy Strzeleckiej nagle złowrogo zawiało z kierunku na który kierowałbym się za Toszkiem i zacząłem obawiać się, że po kolejnym "zakręcie" znów będę miał wiatr przeciwko sobie :-) Póki co jednak jechałem na tyle sprawnie na ile pozwalały mi zmęczone już nogi. Za Toszkiem zdałem sobie jednak sprawę, że moja średnia zaczyna rosnąć! Najpierw nieśmiało, później z większym animuszem. Postanowiłem powalczyć :-) Efektem było to, że na Starej Blachowni po raz pierwszy na liczniku pojawiło się "dwadzieścia dziewięć" :-) Samo miasto trochę odpuściłem, aby dać szansę ciału choć trochę się wyciszyć, ale efektem całej trasy i tak byłem pozytywnie zaskoczony :-) Chyba ta szosa wciąga mnie coraz to bardziej... :-) Zobaczymy jak będzie za kilka miesięcy - czy dalej mocna jazda, czy może przesiądę się na inne szlaki i rowery ;-)

Niebawem ruch będzie tu jeszcze większy. Po drugiej stronie mostu ma aktualnie miejsce inwestycja w kozielski port.



Cześć! :-)


Widoczki z trasy :-)


A ja głupi planując trasę myślałem, że on jest odwrócony w drugą stronę... ;-)



Dane wyjazdu:
86.67 km 0.00 km teren
03:03 h 28.42 km/h:
Maks. pr.:63.94 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Szybcikiem po toszeckiej trasie :-)

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

W TVNie powiedzieli, że również w naszym regionie mają być dziś bardzo silne burze. Na moment trochę to ostudziło moje rowerowe plany, ale to chwilowe zawahanie było naprawdę chwilowe :-) Poza tym wiadomo, że TVN kłamie ;-) Za oknem rysowała się super pogoda! :-)



Miasto pokonałem bardzo spokojnie i przyśpieszać zacząłem dopiero na Blachowni. Na prostej przed Starą Blachownią trochę odpuściłem i ku mojemu zdziwieniu zostałem wyprzedzony przez jakiegoś "cywila" na rowerze! :-) Już w następnym ułamku sekundy dojrzałem przy tylnym kole elektryczny napęd i całe zdziwienie uleciało tak szybko, jak się pojawiło :-) Do Ujazdu trzymałem tempo, ale zaraz za wylotem stamtąd, bardzo nagle pojawił się problem z tylną przerzutką! Nie mogłem wrzucić dwóch ostatnich biegów, a linka nie przejawiała żadnego naprężenia. Co jest?!? Po kilku zabiegach ruszyłem dalej i wkrótce napęd zaczął działać tak jak dawniej, to znaczy nie optymalnie, ale w całym zakresie :-) Deptałem dalej aż tu nagle przed Niewieszami dostrzegłem małego zajączka na poboczu drogi. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Zauważył mnie nieco później niż ja jego i na swoje nieszczęście - i ku mojemu zaskoczeniu - zaczął uciekać nie w pole, a na asfalt! W dwie setne sekundy później, miałem go już pod przednim kołem! Dosłownie! Oczami wyobraźni widziałem już jak po nim przejeżdżam tym bardziej, że w tym momencie zajączek nie uciekał, a leżał na boku przewrócony i wierzgając skokami panicznie próbował się podnieść, by uskoczyć spod koła! W ostatniej chwili docisnąłem jeszcze klamki, trochę mnie pociągnęło na gumach do przodu, ale szaraczek jakimś cudem zdążył się podnieść i omijając mnie z tyłu, wbiegł w pole tam, gdzie od samego początku powinien był się kierować! :-) Gdy ta sytuacja zaczynała się dziać miałem ponad trzydzieści na godzinę, a teraz postanowiłem zjechać na pobocze, ponieważ w zasadzie i tak już stałem :-) Uff...
Dalej było już dużo spokojniej :-) Zjechałem w kierunku Toszka i tak jak dotychczas, mierzyłem się z wiejącym znad przeciwka wiatrem. Nie był jakiś mega silny, ale momentami skutecznie utrudniał rozwinięcie skrzydeł - również na zjazdach. Niebawem zrobiłem sobie mały postój przy przepięknym polu, które cudownie pachniało. Och... Doceniałem tą chwilę bardzo...! Toszek jak zwykle przemknąłem tym bardziej, że między zabudowaniami wiatr przeszkadzał wyraźnie mniej. Niemniej jednak na trasie ponownie musiałem się z nim mierzyć. Dopiero przed Strzelcami poczułem, że wieje z mojej prawej strony. Dawało to nadzieję, że na drodze dojazdowej do Góry św. Anny nie będzie mi on już przeszkadzał, lecz tak się nie stało :-) Odbijając po kilku kilometrach dalszej jazdy w kierunku naszego lokalnego szczytu, zwolniłem nieco tempo jazdy. Podjazd pokonałem dość sprawnie, mijając na moście nad autostradą jakiś zawodników MTB. Sam szczyt zdobyłem zgodnie z wcześniejszym zamiarem, ale spędziłem tam dosłownie chwilkę, by puścić się z powrotem w kierunku Wysokiej. Zjazd do Leśnicy jest wyboisty, natomiast ten do Wysokiej w końcówce daje nieco frajdy, a poza tym następnie zmierzałem w kierunku porębskich serpentyn, gdzie byłem co prawda chwilowo hamowany przez samochody, ale sam odcinek dostarczył mi dużo radości :-) Coraz śmielej poczynam sobie na szosie :-) Dalsza droga do domu upłynęła na jeździe pod wiatr, oczekiwaniu na przejazd pociągu i nierówną walką z samochodami już w samym Kędzierzynie :-) Sam wyjazd był jednak bardzo, bardzo super! To pierwszy wyjazd w tym roku, podczas którego polewałem sobie głowę wodą z bidonu! ;-) Czadowo! ;-)

Tuż za Ujazdem. Nieplanowany postój na diagnozę tylnej przerzutki i nieplanowane zdjęcie kościoła ;-)


Zajączek gdzieś w krzakach ;-)


Cudowne pole za Słupskiem. Mimo mojego jakże słabego węchu, wyczuwam wyraźnie miodowo-kwiatowy aromat... Niech ta chwila trwa wiecznie... Albo może lepiej nie! Przecież rowerem trzeba jechać! ;-)


Nie wierzę! Krowy na wsi! ;-)


Jakże piękny mamy dziś Dzień Mamy :-)


Cześć! :-)


Warto ruszyć się z domu :-) Zawsze człowiek coś zobaczy :-) Na Górze św. Anny trafiłem na jakieś zawody MTB :-)


Czyżby przypadek? ;-)



Dane wyjazdu:
41.55 km 0.00 km teren
01:28 h 28.33 km/h:
Maks. pr.:61.04 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Sprawdzanie licznika :-)

Czwartek, 24 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

W związku z tym, że po wczorajszej wymianie baterii w liczniku miałem delikatne obiekcje co do poprawności wskazań, postanowiłem zmienić wybierany wczoraj w pośpiechu rozmiar oferowany przez licznik i samemu zmierzyć obwód koła. Zmiany były kosmetyczne, ale liczyłem na znaczną poprawę :-) Pogoda była super, a jako że po południu mieliśmy wyjazd do Krakowa i cały dzień i tak był rozbebeszony, postanowiłem wykorzystać dostępny czas na rower :-)



Wskazania licznika już od pierwszych metrów dużo lepiej pokrywały się z nawigacją. Chyba osiągnąłem cel :-) Wyjazd z miasta był dużo bardziej swobodny niż wczoraj i w zasadzie nawet go nie odczułem :-) Dość szybko narzuciłem tempo, choć i tak jechałem troszkę wolniej niż podczas poprzedniego wypadu. Mimo tego fajnie czułem rower. Mam wrażenie, że dopiero teraz zaczynam jeździć tak, jak na szosie jeździć się powinno. Wysoka kadencja, a do tego praktycznie zawsze w dolnym chwycie. Miodzio :-) Przy takiej jeździe nawet na średniej zębatce jechałem dziś trzydzieści siedem kilometrów na godzinę. Ot, tak sobie bez większego wysiłku :-) Czas popracować nad kondycją i mocą :-) (choć w sumie porządny kolarz pracuje nad tym jesienią i zimą ;-) ). W końcu dotarłem na szczyt Góry św. Anny, gdzie spotkałem przemiłego chłopca, mniej więcej chyba troszkę młodszego od Kasi :-) Trochę sobie pomachaliśmy i życząc sobie z jego tatą miłego dnia, ruszyłem w kierunku Wysokiej :-) Zjazd spokojny i dopiero przy kościele, gdzie nawierzchnia jest dużo lepsza, zacząłem sobie podkręcać :-) Serpentynki przy Porębie, to była bajeczka... :-) Szoskę czuło się pięknie! Od ostatnich jazd, podczas których zrobiłem kolejny krok w aspekcie szosowej jazdy czuję, że mam ciąg do jazdy! Leśnicę przemknąłem spokojnie, mijając wcześniej patrol policji na skrzyżowaniu w kierunku Januszkowic. Niestety po drodze czekał mnie postój na przejeździe kolejowym, co może mieć wpływ na porównanie wskazań licznika i nawigacji, ale nie miałem zamiaru się tym przejmować :-) Podczas postoju opróżniłem bidon z zawartości :-) Od jakiegoś czasu zwracam też uwagę na fakt odpowiedniego nawadniania organizmu. W samym Kędzierzynie ruch był już dość duży, ale tu wykorzystałem kolejny punkt, w którym ostatnio czuję się coraz to pewniej. Śmigałem między samochodami i przeszkodami w ogóle nie przejmując się pedałami SPD i tym, czy zdołam się z nich w porę wypiąć. Oczywiście jazda w dalszym ciągu była uważna, ale umysł nie był skoncentrowany na barierach, a na możliwościach :-) Fajnie! :-)
_
To gdzie następny wypad? ;-)

Jak powtórka, to powtórka! ;-) A co tam! ;-)


"Cześć!" wypowiedziane z daleka. Dziś na szczycie było całkiem sporo ludzi :-)


Majowo ;-)





Dane wyjazdu:
42.35 km 0.00 km teren
01:28 h 28.88 km/h:
Maks. pr.:65.91 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Awaryjnie na Ankę :-)

Środa, 23 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Po godzinie jedenastej otrzymałem telefon, abym udał się po Aneczkę. I to tyle z awarii ;-) Korzystając z okazji postanowiłem wyrwać się na Ankę :-)



Było zdecydowanie cieplej, niż odczuwało się to w mieszkaniu i na balkonie! Normalnie grzało! Wyjazd z miasta miałem trochę problematyczny. Najpierw - jadąc jeszcze drogą rowerową - w ostatniej chwili zostałem dostrzeżony przez kierowcę wyjeżdżającego ze sklepowego parkingu. Na całe szczęście sytuację przewidziałem dużo wcześniej i w momencie, gdy samochód ruszył, praktycznie stałem już w miejscu. Kolejne zdarzenie miało miejsce na dwóch pobliskich rondach, gdy to kierowca busa z przyczepką nieuważnie zaczął zjeżdżać ku krawężnikowi. Później było już tylko lepiej :-) Lekko poddenerwowany od razu zacząłem mocniej deptać i tempo mocno skoczyło. Praktycznie całą drogę do Góry św. Anny pokonałem na wysokiej kadencji i całkiem fajnej prędkości :-) Co prawda na podjeździe było już gorzej, ale raczej nie poniżej wieloletniej średniej ;-) Po kilku chwilach spędzonych na szczycie udałem się w drogę powrotną, ponownie trzymając podobne tempo. Ciśnienie podniósł mi za to kierowca TIRa w Raszowej, z premedytacją wymuszając mi pierwszeństwo przejazdu. Nie to, że "musiał" skorzystać z okazji! Poczekałby dosłownie trzy sekundy i spokojnie włączyłby się do ruchu, ponieważ nikogo innego na drodze nie było! W tym miejscu miałem około "czterdziestki" na blacie... Wnerw trzymał mnie jeszcze jakiś czas. Będąc z powrotem w mieście minimalnie zwolniłem. Mimo tego byłem zadowolony zarówno z czasu przejazdu, jak i ze średniej :-)

Głaz przy Geoparku. Widoczność zacna i dzionek piękny :-)



Cześć! :-)


Maj w pełni ;-)





Dane wyjazdu:
14.66 km 0.00 km teren
00:31 h 28.37 km/h:
Maks. pr.:40.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Rozmówkowo na Dębową :-)

Wtorek, 22 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Po powrocie z urodzin Karola koleżanki z przedszkola zauważyłem, że mimo dość późnej już pory i - co by nie pisać - jednak nie za dużych temperatur w ciągu dnia, było jeszcze całkiem przyjemnie :-) Szybkie pytanie do Aneczki i już wyjmowałem szosowe ciuszki :-)



To miał być w założeniu rekreacyjny przejazd naokoło, z krótką wizytą na Dębowej. Na miejscowej plaży spotkałem jednak pogawędkową grupę, w tym znajomą która przyjechała z krótką wizytą aż z JuŁeSej ;-) Kilka minut minęło ;-) Zacząłem nawet obawiać się, że zdjęcia nie zrobię ;-) W sumie to do tego spotkania doszło właśnie przez chęć zrobienia zdjęcia, bo zwykle zatrzymywałem się na początku plaży, a że tym razem ów skrawek był i zajęty i zachodzące słońce schowane, postanowiłem podjechać nieco dalej i tam spróbować uchwycić jakiś kadr. Ostatecznie samo zdjęcie zrobiłem jeszcze dalej :-)
Wracając natknąłem się na skraju lasu na wychodzącego na ulicę kolegę z pracy :-) No i znów z dziesięć, może nawet i więcej minut minęło :-) Nawet niestety troszeczkę wygadałem się na temat swojej działalności. Na szczęście tylko troszeczkę i niezupełnie w temacie ;-) Tak oto z zakładanego szybkiego wyjścia zrobiła się sytuacja, gdzie okulary przeciwsłoneczne niekoniecznie pomagały w jeździe ;-)

Na urokliwej Dębowej :-)



Dane wyjazdu:
1.59 km 0.00 km teren
00:11 h 8.67 km/h:
Maks. pr.:18.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z Karolem na trening 210518

Poniedziałek, 21 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Karol od dość dawna nie był na treningu. W sumie, to i ja już od tygodnia również rowerem nie jeździłem... Słoneczna pogoda po pochmurnej aurze ostatnich dni zachęciła nas do wyjścia :-)



Wiał chłodny wiatr i w połączeniu z treningowym postojem dało to jednak dość silne uczucie chłodu. W drodze powrotnej mieliśmy jakiś duży ruch samochodowy. Nie jechało się jakoś za specjalnie fajnie. No, przynajmniej mi, bo Karol mógł mieć zupełnie inne odczucia :-)


Dane wyjazdu:
9.87 km 0.00 km teren
00:25 h 23.69 km/h:
Maks. pr.:44.66 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Tylko na Dębową i z powrotem :-)

Poniedziałek, 14 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Od kilku dni ciągnie mnie już na jakiś rowerowy wyjazd z namiotem. Ale ciągnie tak, że serce zaczyna mocniej bić na myśl o namiotowych noclegach z przeszłości :-) Dziś miał być ostatni ładny dzień przed kilkudniową, deszczową przerwą. Postanowiłem wykorzystać go choć trochę tym bardziej, że kilka minut wcześniej wyjście za sprawą szarych chmur i tak stanęło pod znakiem zapytania :-) Na szczęście chmury całkiem szybko odeszły :-)



To nie miał być jakiś nie wiadomo jaki przejazd :-) Ot, do Dębowej i z powrotem :-) Z Kędzierzyna wyjeżdżałem bardzo spokojnie. Naprawdę bardzo :-) Później nieco depnąłem na obwodnicy, ale niechcący! :-) Po prostu nie chciałem deptać podczas tego wyjazdu, a jedynie poruszać trochę nogami, ale jakoś tak wyszło ;-) Gdy dojechałem na miejsce pojawiła się chęć, aby jednak gdzieś jeszcze zakręcić :-) Może naokoło Dębowej? A może wrócić przez Cisek? Może Koźlem z powrotem? A może jednak do Krzyśka wioskę obok w odwiedziny? A może po prostu na powrocie pokręcę jeszcze trochę nieopodal Kędzierzyna? Brzeźce i te sprawy... W końcu jednak odpuściłem. W domku czekały dzieciaczki, Anula i jakieś tam rzeczy do zrobienia. Wracałem już zupełnie spokojnie :-) Ot, bo to miał być taki tylko mój minimalny rozjazd :-) W drodze powrotnej bardzo przyjemnie się wypogodziło i jechało się naprawdę bardzo sympatycznie :-)




Dane wyjazdu:
9.56 km 0.00 km teren
00:24 h 23.90 km/h:
Maks. pr.:35.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Późnym wieczorkiem z żabim rechotem :-)

Czwartek, 10 maja 2018 · dodano: 25.11.2018 | Komentarze 0

Wczoraj kopsnąłem się do nowego serwisu rowerowego na Piastach po sprężynkę do Antkowego tylnego zacisku piasty. Kiedyś ją zgubiłem, a że dotychczas korzystałem z fabrycznego przyczepkowego zacisku, to nie było z tym problemu. Przyczepka idzie jednak na sprzedaż (nad czym ubolewam), więc trzeba było coś wykombinować :-) Dziś wieczorkiem przy okazji wymyślonego sobie wyjazdu do Koźla, zaliczyłem ot niby taki sobie techniczny przejazd ;-)



Naokoło było ciemno (co zrozumiałe ;-) ) i bardzo szybko poczułem super fajny charakter tego wyjazdu! :-) Jadąc w czarnej otoczce znowu poczułem się jak na wyprawie i już chciałem rozbijać namiot gdzieś w krzakach przy obwodnicy! Ech... Szkoda, że nie wziąłem go z domu ;-) Zacząłem trochę wspominać nasze Antkowe wyjazdy i wtem dotarło do mnie, że ten rower jest już ze mną siedem lat! Ciekawe od kiedy dokładnie. Postanowiłem sprawdzić to po powrocie do domu :-) Do sklepu dotarłem szybko i prawie szosową średnią ;-) Niczego nie kupiłem i udałem się z powrotem do domku :-) Ponownie cudnie się jechało... :-) Chyba muszę częściej brać Antka na łono natury :-)
_
Co Antek, to Antek! :-)

Promenada w Koźlu ;-)


"Zdzichy" i Góra św. Anny na powrocie :-)