Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

WYPRAWY

Dystans całkowity:4849.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:244:11
Średnia prędkość:19.86 km/h
Maksymalna prędkość:66.82 km/h
Liczba aktywności:34
Średnio na aktywność:142.62 km i 7h 10m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
153.40 km 0.00 km teren
07:28 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 10

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 10:05

Niestety wczoraj nie udało mi się dotrzeć na Słowację. Nocowałem nad Dunajem przed miejscowością Visegrad. Tego dnia miałem już dosyć jazdy. Fizycznie czułem się dobrze, ale chyba godziny spędzone na rowerze mentalnie dały znać o sobie. Czułem potrzebę wykonania dłuższego postoju. Jazdę zakończyłem po godzinie 19, natomiast przed 20 byłem już gotowy do spania. Niemniej jednak fale Dunaju spowodowały, że posiedziałem dłuższą chwilę przy kolacji :-) Spróbowałem także węgierskiego piwka, co miało być nagrodą za zdobycie Balatonu :-) Wcześniej nie miałem na to czasu. W nocy po przebudzeniu usłyszałem głośno bawiących się ludzi nieopodal, lecz nic a nic nie zmartwiłem się tym.
W podróż na Słowację udałem się z samego rana. Przyjemnym było przejechanie rano przez uśpiony Visegrad. Dunaj jest piękny :-) Wrażenie zrobiła na mnie także Bazylika w miejscowości Esztergom.





Po przekroczeniu granicy zrobiłem zakupy w miejscowości Štúrovo, a także zrobiłem postój przy pomniku Jana III Sobieskiego.
Szykował się jednak bardzo upalny dzień i tak też było. To był zdecydowanie najgorętszy dzień całej wyprawy. Niemniej jednak jechałem po prostym terenie (mijając podwójnie oznakowane miejscowości SK/H), więc było OK.




Tego dnia pokonałem jeszcze co najmniej kilkukilometrowy podjazd i przed miejscowością Bosany poszedłem spać. Noc była przepiękna: pełnia księżyca, jasne niebo i gwiazdy. Coś na ukoronowanie słowackiego przejazdu. Tego dnia zasłużyłem na taką noc :-) Wcześniej w Klatovej Novej Vsi podczas sprawdzania mapy zostałem zaczepiony przez starszą panią, która o dziwo znała Katowice, gdyż jeździ tam na giełdę. Może mogłem zapytać o nocleg na jej posesji? Udzieliła mi wskazówki, którą drogą jechać i poleciła uważać na siebie :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 153,4 km AVS: 20,6 km/h TM: 7:28 MXS: 48,8 km/h
Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
158.35 km 0.00 km teren
07:32 h 21.02 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 10

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

cd.

godzina 10:05

Aktualnie znajduje się w miejscowości Dolne Nastice – około 50 km przed czeską granicą. W sklepie o wdzięcznej nazwie CBA pani ekspedientka wypytywała skąd i dokąd jadę. Pojawiło się także pytanie o to czy się nie boję... Eee tam :-)
Przede mną kilka dosyć dużych podjazdów. Przed przekroczeniem granicy będę musiał także zaopatrzyć się na jutrzejszy dzień – nie mam koron i nie ma sensu zamieniać waluty, gdy można pozbyć się resztek euro. Plan na dziś, to jak najgłębiej wjechać do Czech. Z uwagi na podjazdy może to być dosyć trudne zadanie, ale... nie widzę powodu dla którego miałbym nie dać rady :-) Jest 10:25 – zbieram się i wyruszam.

PODSUMOWANIE:
DST: 158,35 km AVS: 21 km/h TM: 7:32 MXS: 64,5 km/h





Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
05:23 h 16.90 km/h:
Maks. pr.:58.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 8

Sobota, 21 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 14:55

Od wczoraj dosyć dużo się wydarzyło. Praktycznie po kilku kilometrach poszła mi linka z przednich przerzutek i byłem zmuszony jechać cały czas na środkowej, gdyż akurat tego dnia na Węgrzech było święto, wiec sklepy były pozamykane. Byłem więc zmuszony do jazdy nie w pełni sprawnym rowerem. Nieco mnie to irytowało, bo droga była w sam raz, aby nieco przycisnąć. Po około 30 kilometrach naprawiłem to używając żyłki wędkarskiej, oraz kółeczka z opakowania kleju, wzmacniając to później zipem. To służyło mi aż do dzisiejszego ranka. Wykonywałem naprawę na zapleczu jakiegoś (tego dnia zamkniętego) zajazdu i po jakimś czasie podjechały tam dwa samochody, wyładowane głośną młodzieżą i taką też muzyką. To był pierwszy (i jak na razie jedyny – nie licząc kilku aut) niepewny moment tej wyprawy. Nawiązując do motoryzacji, to warty odnotowania jest fakt polskiego akcentu na Węgrzech. Widziałem Polonezy, Maluchy, ale Żuk w miejscowości Székesfehérvár zmusił mnie do postoju i użycia aparatu :-) Nieopodal miałem także okazję zjeść lody rodzimej firmy "Koral" mrożonych w firmowej zamrażarce :-)
Spać poszedłem dosyć późno, bo po godzinie 21 – rozbijałem namiot, gdy było już ciemno. Niestety na campingu w miejscowości Velence zażyczyli sobie aż 2400 forintów za nocleg, więc grzecznie im podziękowałem. Znalezienie odpowiedniego miejsca zajęło mi trochę czasu, wiec rozbijając się przy jakimś polu uznałem, że boczne sakwy zostawię przy rowerze. Niestety zapomniałem o tym, że odpiąłem haczyk przy jednej z nich i gdy ruszałem rano guma wplątała się między ramę, a tarczę. Nóż i było po sprawie :-) Przedniej przerzutki, która po nocy nieco się poluzowała nie dało się jednak dociągnąć, więc zrobiłem zakupy, zjadłem i z zamiarem znalezienia jakiegoś sklepu rowerowego zmierzałem w kierunku Budapesztu. Udało się to w miejscowości Erd. Jakież było moje zdziwienie, gdy po zdobyciu jednego z wielu pagórków pierwszym co zobaczyłem był napis „Kellys. Power ON” :-) Po doświadczeniu z kempingiem nieco obawiałem się zakupu i montażu linki, ale całość wyniosła mnie jedynie 440 forintów. Pan ochoczo także mi ją założył. Mocny uścisk dłoni i kierunek Budapeszt :-)



Widać, że to miasto pełne zabytków... więc także i turystów :-) Jest jednak nieco zaniedbane. Na małym skwerku przy Dunaju pod drzewami spała biedota. Niemniej jednak widać, że tętni ono życiem. Za chwilę kierunek północ – zaliczając jeszcze kilka miejsc – po drodze jeszcze dwie miejscowości i będę na Słowacji :-) Kierując się już ku drodze wylotowej jechałem chodnikiem i przestraszyłem pewną dziewczynę, która swój strach wyraziła posługując się językiem polskim. Byłem zbyt zaskoczony, aby zareagować :-) Przy wyjeździe popełniłem błąd: zakodowałem sobie, że nie muszę ponownie przekraczać Dunaju i straciłem trochę czasu na walce z nawigacją, która upierała się, że tak właśnie mam zrobić :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 91 km AVS: 16,9 km/h TM: 5:23 MXS: 58,6 km/h









Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
137.50 km 0.00 km teren
07:24 h 18.58 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 7

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 9:35

Jestem właśnie po śniadanku przy brzegu Balatonu :-) Powoli zaczynają schodzić się turyści. Za chwilę aparat: kilka fotek i wyruszam w drogę. Chciałbym dziś dojechać na przedmieścia Budapesztu tak, aby jutro rano rozpocząć jego zwiedzanie. Noc na kempingu minęła spokojnie, aczkolwiek wstałem niewyspany i zbierałem się do wyjazdu dosyć długo. Strasznie dużo tam było Polaków :-) Wzdłuż Balatonu zamierzam jechać spokojniej, zatrzymując się i robiąc zdjęcia, natomiast później trzeba będzie jednak nieco przycisnąć. Trochę czuję kolana, ale abym tylko wyjechał na równe i będzie dobrze :-) Robi się tłoczno – czas zmykać :-) No i ważny dopisek: śniadanko ze wstającym na górach po przeciwległym brzegu słońcem było bardzo fajnym przeżyciem :-)

PODSUMOWANIE:
DST: 137,5 km AVS: 18,6 km/h TM: 7:24 MXS: 43,3 km/h




Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 13:35

Do Papy dojechałem bez większych problemów, choć już musiałem korygować głupiejącą nawigację. Na wylocie stamtąd zostałem obtrąbiony przez kierowcę starej Skody Favorit, a pasażer coś do mnie krzyknął. Co? Za co i dlaczego? :-) Ustawiłem nawigację według mapy, ale niestety to, co na mapie było proste w rzeczywistości takie nie było przez co straciłem nieco czasu na węgierskiej prowincji. Niemniej jednak przez miejscowość Kup dotarłem do miejscowości Devecser i jestem już bardzo blisko celu, co ogromnie mnie cieszy :-) Zaraz na początku znajduje się dosyć duży park, gdzie się posiliłem. Dosyć dziwne jest to, że żywej duszy w nim nie ma. Za moment zbieram manatki i wyruszam dalej. Jestem już nieco znużony jazdą, ale perspektywa dotarcia do celu podróży dodaje mi nieco sił. Jutro zapewne dzień (lub pół ;-) ) odpoczynku, a w sobotę Budapeszt.


Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
165.26 km 0.00 km teren
08:23 h 19.71 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 23:40

Dziś dzień w którym zrobiłem najwięcej kilometrów nie tylko podczas wyprawy, ale także podczas całego tegorocznego sezonu. Ten dzień dał mi się trochę we znaki. Prócz głupiejącej nawigacji, o której już pisałem musiałem zmagać się z już powoli niewygodnym siodełkiem. Ten problem pojawił się piątego dnia wyprawy. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Także plecak – mimo, że lekki – nie nadaje się na długie wyprawy i jest wożony na bagażniku. Tak jedzie się o niebo lepiej.
W sumie, to nie wiem jak dotarłem nad Balaton :-) Kilka kilometrów przed miejscowością Sümeg napotkałem trójkę rowerzystów (2 chłopaków plus dziewczyna), którzy odcisnęli piętno na mojej ambicji wyprzedzając mnie z dwóch stron. Na dłuższym dystansie nie mieli jednak ze mną szans :-) W Sümegu ich zgubiłem, a także najprawdopodobniej zgubiłem drogę, kierując się w stronę miejscowości Tapolca, mimo że wcześniej postanowiłem bezpośrednio kierować się na Keszthely. Traf chciał, że prawdopodobnie wyszło mi to na dobre, gdyż ominąłem bardzo wysokie pasmo gór. Dojazd nad sam Balaton strasznie mi się dłużył. Dotarłem tu około godziny 16. Podobnie też dosyć opornie szedł dojazd do miejscowości Keszthely, którą już wcześniej postanowiłem zdobyć. Na miejscu zrobiłem małe zakupy, a przy okazji miałem okazję zauważyć białego Vipera. Nie wiem na co ludzie kasę wydają. Za te pieniądze można mieć coś dużo bardziej ekstra. Po jakimś czasie udałem się dalej z zamysłem spędzenia tejże nocy bardziej po ludzku, czyli na polu namiotowym. Dotarcie tamże znów nie było pozbawione przygód: moja skleroza, nie pozwalała mi zapamiętać nazw miejscowości przez które mam przejeżdżać, a ponadto większość z nich zaczynała się od przedrostka "Balaton", co jeszcze bardziej utrudniało rozeznanie w terenie :-) Jadąc drogą trąbiono na mnie, gdy obok wiodła droga rowerowa. Gdy już w końcu obrałem odpowiedni kierunek zostałem zatrzymany przez policję, która na migi poinformowała mnie, że nie mogę jechać drogą, tylko muszę wrócić na drogę rowerową biegnącą wzdłuż brzegu Balatonu. Widać, że bardzo tu zwracają na to uwagę. Po sprawdzeniu świateł i dokumentów udałem się w dalszą drogę. Robiło się już dosyć późno, więc nieco się śpieszyłem. Jadąc wytyczonym szlakiem miałem okazję zaobserwować życie tubylców. Wszechobecne kramy, mały tłok (ale nie za duży) i ogromna ilość domków... Niektórzy, to maja klawo... Około 20:30 dotarłem do kempingu, którego nie było na mojej mapie (albo znów zawodzi mój zmysł orientacji ;-) ). Pokręciłem się chwilę w poszukiwaniu właściciela, oraz dogodnego miejsca i rozpocząłem się rozkładać. Obok trwa zabawa w najlepsze. Ja tymczasem idę spać, gdyż jutro czekają mnie przedmieścia Budapesztu. Niestety coś katarek mnie bierze...

PODSUMOWANIE:
DST: 165,26 km AVS: 19,7 km/h TM: 8:23 MXS: 44 km/h




Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 6

Czwartek, 19 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 8:40

Jestem w miejscowości Szany (drewniana tablica powitalna tylko w języku niemieckim). Pogoda jest niepewna: już kropiło, za chwilę widać niebo, a i tak wydaje się, że będę uciekał przed deszczem.
Przed Bratysławą nawigacja zaczęła świrować, kierując mnie na jakąś drugorzędną drogę przez jakiś szczyt, mimo że cały czas jechałem drogą prowadzącą prosto do stolicy Słowacji. Dopiero na jej przedmieściach mogłem posłużyć się tym narzędziem bez obawy, że wyprowadzi mnie w pole. Bratysława nie zachwyciła mnie z początku – ot zwykłe duże miasto – lecz później, gdy trafiłem na starówkę zmieniłem o niej zdanie. Zajmuje ona bardzo dużą powierzchnię i jest klimatyczna :-) Byłem także świadkiem wizyty jakiegoś urzędnika unijnego. Teraz ciekaw jestem co ujrzę w Budapeszcie. Miasto stołeczne opuściłem jadąc drogą rowerową prowadzącą wzdłuż Dunaju.
Po przekroczeniu granicy zacząłem odczuwać skutki przejechanych kilometrów. W miejscowości Rajka spędziłem na przystanku chyba z godzinę na odpoczynek. Kierując się ku miejscowości Csorna minąłem porównywalną liczbę polskich kierowców ciężarówek, co węgierskich, a na pewno było ich więcej niż czeskich, czy słowackich. Korzystając z ruchu wahadłowego, spowodowanego remontem jakiegoś małego mostu zagadałem do jednego z kierowców :-) Za chwilę miałem okazję porozmawiać także z polskimi turystami wracającymi z Chorwacji – byli zaskoczeni moją obecnością :-) W Csornej zatrzymałem się na zakupy w Lidlu, gdzie smacznego po niemiecku pożyczył mi ochroniarz, gdy spożywałem brzoskwinię przed sklepem :-) Na nocleg zatrzymałem się około 10 km przed Szanami. To było najlepsze miejsce w jakim przyszło mi nocować podczas tej wyprawy. No i namiot wysechł sam, mimo że w nocy padało! :-) Coś mi mówi, że dziś znów będę gonił słońce – przed momentem przeszła szara chmura z której spadło nieco deszczu. Cały czas mam nadzieję, że nad Balatonem będzie słonecznie, a woda będzie cieplutka :-) Za chwilę rozkładam mapę, biorę nawigację i obieram azymut na końcowy cel podróży – mam nadzieję zbliżyć się dziś do jego brzegu :-)

Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
135.51 km 0.00 km teren
07:26 h 18.23 km/h:
Maks. pr.:51.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 5

Środa, 18 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

Noc spędziłem przed miejscowością Lab – tuż przy drodze za małym zagajnikiem. Po raz kolejny rozbijałem się po ciemku. Pierwotny plan był taki, aby znaleźć miejsce przed miejscowością Malacky, ale niestety nie trafiło się takowe. Musiałem się nieźle czaić, aby mnie nikt nie wypatrzył. Muszę w końcu wysuszyć namiot i śpiwór. Pogoda na dziś zapowiada się w sam raz do jazdy. Nie to co wczoraj, gdy spędziłem niecałe 3 godziny (do 16:45; jak i przedwczoraj 1,5 h) w Petrovej Wsi, gdyż padał deszcz. Swoje zrobiło także to, że wjeżdżając do Hodonina miałem – nie wiedzieć czemu – wyłączoną nawigację i niestety kierując się znakami pomyliłem drogi. Nie dość, że nadłożyłem ze 20-30 km, to jeszcze na darmo pokonałem 2 podjazdy – jeden bardzo długi, a drugi na polnej drodze tak stromy, że 2 razy musiałem prowadzić rower. Później okazało się, że przy zjeździe na drodze jest bardzo dużo błota - chyba mógłbym tam ugrząźć.
Rozbiłem się na śniadanko przy jeziorku obok miejscowości Lozorno. Niemalże od razu zostałem zaczepiony przez jakiegoś starszego pana, który spytał, czy tu spałem. Po udzieleniu negatywnej odpowiedzi zawiązała się rozmowa: pan skierował mnie na lepszą drogę do Bratysławy i choć miałem zamiar jechać już obraną trasą, to po krótkim namyśle zdecyduję się jednak wrócić – zbyt dużo czasu już straciłem.



Plan na dziś, to zobaczyć Bratysławę i nadrobić jak najwięcej kilometrów. No i oczywiście kupić mapę Węgier ;-)
I jak zwykle moja skleroza daje znać o sobie :-) Wspomnę jeszcze, że w miejscowości Šaštín-Stráže pozbyłem się balastu w postaci 4 paczek makaronu (na cholerę ja go brałem i tachałem przez pół Europy? :-) ) oddając go napotkanemu Cyganowi. Traf chciał, że po ich otrzymaniu zaczął wołać mojego imiennika :-)
Trochę obawiam się też powrotu. Prawe kolano przypomina o sobie od wczoraj, a na Słowacji góry będą dużo wyższe niż te, które już pokonałem. Mam nadzieję, że woda z Balatonu doda mi nieco otuchy ;-) No i trzeba będzie jeszcze radykalniej zmniejszyć obciążenie. Wyruszam – jest 8:40.

PODSUMOWANIE:
DST: 135,51 km AVS: 18,2 km/h TM: 7:26 MXS: 51,6 km/h










Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
125.44 km 0.00 km teren
06:48 h 18.45 km/h:
Maks. pr.:55.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 4

Wtorek, 17 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 8:20

Wczoraj nie było czasu na pisanie. Rozbijałem się w pośpiechu przed Kyjovem. Jak tylko zacząłem rozkładać namiot, pojawił się jeleń :-) Słyszałem go także w nocy. O ile poprzedzającą noc spędziłem w towarzystwie ślimaków, to ta była z biedronkami.
Wczorajsza sprawa z bankomatem była jednak bardziej skomplikowana, niż mi się wydawało. Sądziłem, że ktoś z obsługi banku po prostu wyciągnie kartę i po pewnych formalnościach zostanie mi ona zwrócona. Liczyłem się także z koniecznością zablokowania karty i wyjazd bez niej w dalszą drogę, ale to był czarny scenariusz. W banku trafiłem na bardzo rzeczową i pomocną osobę. Dowiedziałem się, że bank nie posiada kodów do tego bankomatu i trzeba wzywać serwis. No cóż... bywa i tak :-) W międzyczasie chciałem wymienić walutę, ale okazało się, że nie mogę. Pani wskazała mi miejsce gdzie znajdę kantor, a nawet zaproponowała, że pójdzie ze mną. Podziękowałem i udałem się po korony. Miałem nieco czasu do przyjazdu serwisu, gdyż ten miał zjawić się o godzinie 12. Zrobiłem więc zakupy (woda! :-) ) i objechałem miasto. O 12:30 przyjechało dwóch osiłków i po krótkich formalnościach odzyskałem swoją kartę :-) Wielkie dzięki dla bardzo pomocnej Pani Adeli :-)
Czechy, to piękny kraj, choć mam już trochę dosyć podjazdów. Niemniej jednak nie najgorzej utrzymane drogi, mały ruch, a także ukształtowanie terenu czynią z niego bardzo dobre miejsce do jazdy na rowerze. Plus oczywiście widoki... :-)
Właśnie organizuję sobie śniadanko przed miejscowością Hodonin – tuż przy granicy ze Słowacją. Pora więc schować mapę Czech :-) Jeszcze tylko wymiana waluty, oraz uzupełnienie wody i można przekraczać granicę. Plan na dziś: maksymalnie zbliżyć się do Bratysławy. No i wysuszyć namiot i śpiwór...

PODSUMOWANIE:
DST: 125,44 km AVS: 18,5 km TM: 6:48 MXS: 55,5 km/h


Kategoria WYPRAWY


Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Balaton, dzień 3

Poniedziałek, 16 sierpnia 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 0

godzina 5:15

Nie śpię już od kilku, kilkunastu minut. Całą noc coś skrobało przy mojej głowie w przedsionku. Są 2 możliwości: albo to ślimak drapał się za uchem, albo trawa rośnie. Zaraz wstaję na poszukiwanie waluty i wody. A propos ślimaków, to oblazły cały namiot...
Kategoria WYPRAWY