Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Z balastem, czyli... nie sam ;-)

Dystans całkowity:5210.35 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:292:53
Średnia prędkość:17.62 km/h
Maksymalna prędkość:68.64 km/h
Liczba aktywności:178
Średnio na aktywność:29.27 km i 1h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
4.32 km 0.00 km teren
00:12 h 21.60 km/h:
Maks. pr.:30.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 210415

Wtorek, 21 kwietnia 2015 · dodano: 23.05.2015 | Komentarze 0

Wychodziliśmy dziś razem z Aneczką. To znaczy ja wszystko przyszykowałem na dole i jeszcze musiałem czekać na ślimaka ;-)



Fajnie się razem kręciło, a od Bema znów zrobiło się standardowo :-) Po południu było już wyraźnie ciepło. Wiał też mocno wiatr i jechałem z dużym oporem. Wiaterek był jednak ciepły ;-)

Dane wyjazdu:
4.32 km 0.00 km teren
00:11 h 23.56 km/h:
Maks. pr.:33.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 160415

Czwartek, 16 kwietnia 2015 · dodano: 19.04.2015 | Komentarze 0

Rano sytuacja podobna do wczorajszej z tym, że dziś obudziłem się sam :-) Dziesięć minut za późno ;-) 



Do Bema jechałem z Aneczką :-) Było fajnie, sympatycznie :-) Później nawet udało mi się podreperować średnią ;-) Szykował się wspaniały dzień :-)
No i wykrakałem ;-) Po południu niebo zaszło chmurami, ale i tak cudnie się nam pędziło :-) Od Bema jechałem pomiędzy samochodami, które momentami mnie tylko zwalniały.
Dziś miałem kilka rozmów telefonicznych w sprawie przyczepki. Wczoraj minęły dwa lata od pierwszego Karolowego wyjazdu... Mam nadzieję, że nowy właściciel będzie co najmniej tak zadowolony jak my... Trochę z żalem się mi się z nią rozstawać... Wspomnienia jednak zostaną... :-)

Dane wyjazdu:
4.35 km 0.00 km teren
00:12 h 21.75 km/h:
Maks. pr.:36.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 130415

Poniedziałek, 13 kwietnia 2015 · dodano: 19.04.2015 | Komentarze 0

Przygotowania do wyjścia nie były standardowe :-) Ostatnie minuty przed wyjściem już się spieszyliśmy :-) Dziś jechałem z Aneczką :-) 



Słońce schowało się za chmury, ale mimo to było OK :-) Do Reja musiałem się wstrzymywać z gonieniem, a później każde z nas pojechało w swoją stronę. Szkoda, że akurat dziś musiałem się spieszyć, bo byśmy sobie porozmawiali podczas jazdy. Wstąpiłem jeszcze do sklepu i popędziłem do pracy, mijając na Towarowej pierwsze zielone listki na drzewach :-) 
Dzień zrobił się wietrzny. Na szczęście gdy ruszałem do domu wjechała przede mnie ciężarówka :-) Do końca Towarowej pędziłem więc w tunelu za cysterną :-) Później czuć było różnicę... :-) Mimo to jechałem dosyć sprawnie i wracając podniosłem średnią o całe dwa kilometry ;-)

Dane wyjazdu:
6.52 km 0.00 km teren
00:23 h 17.01 km/h:
Maks. pr.:26.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Drugi wyjazd z Kasią :-)

Piątek, 10 kwietnia 2015 · dodano: 12.04.2015 | Komentarze 0

Wleciałem na górę, aby przyszykować przyczepkę. Wcześniej nie było czasu, aby chociaż przypiąć hamak. Także panewka do przyczepki była jeszcze oryginalnie zapakowana. Ogarnąłem wszystko najszybciej jak umiałem i topornie zacząłem schodzić na dół.



Było przyjemnie ciepło i tylko pęd powietrza czasem przypominał o tym, że to dopiero początki cieplejszych dni :-) Pojechaliśmy tak jak ostatnio, ale tym razem było trochę więcej jęków i stęków ;-) Pamiętamy jednak duużo gorsze rowerowe momenty jeszcze z Bąblem :-) Na niebieskim szlaku przystanęliśmy na chwilkę :-) Karol poczuł się w swoim żywiole! To dla niego powrót do przyczepki był najtrudniejszy :-) Ostatni etap po mieście, był już bardzo spokojny :-) Dzieci jechały bardzo grzecznie :-)



Dane wyjazdu:
6.52 km 0.00 km teren
00:25 h 15.65 km/h:
Maks. pr.:22.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pierwsza wycieczka Kasi :-)

Sobota, 21 marca 2015 · dodano: 25.03.2015 | Komentarze 0

Po powrocie z porannego roweru padłem jak śliwka... Nawet łeb mnie trochę rozbolał, gdy w końcu zwlokłem się z sofy. Dzień był jednak piękny, a dodatkowo przecież dziś Dzień Wiosny! :-) Jak moglibyśmy odpuścić właśnie dziś? Dodatkowo kategoria dla Kasi, będzie nazywała się "z Kwiatuszkiem", więc... no jak tu nie wyjść?!? :-) Pokombinowałem troszkę ze średnio kompatybilnym hamakiem z Ferrari i zaczęliśmy zbierać się do wyjścia :-) Trochę miałem stresa, jak to wszystko dam radę znieść na dół ;-) 



Aneczka wyrwała, zanim jeszcze zdążyłem się zorientować ;-) W ogóle jakoś z tą podwójną przyczepką średnio mogłem nadążyć za nią kroku ;-) Szybko przedostaliśmy się na azotowy skrót, wysłuchując czy z naszego pojazdu nie wydobywają się żadne szlochy i płacze :-) Było cicho :-) Kasia zaadaptowała się bardzo szybko i bezboleśnie :-) W ogóle przez cały czas była bardzo grzeczna :-) Jak zawsze :-) Za nawrotem zatrzymaliśmy się, by zrobić pamiątkowe zdjęcie - w tym samym miejscu, gdzie zaczynaliśmy rowerową przygodę z Karolem :-) Jako że nie mieliśmy żadnego powodu do niepokoju o dzieci, a i czas nas nie gonił (taa.. ;-) ), postanowiliśmy przedostać się na niebieski szlak :-) Tam pogadaliśmy sobie trochę z Aneczką i poczuliśmy, że fajnie jest znowu razem rowerować :-) To powrót Aneczki na rower po półtora roku przerwy! Końcówkę etapu przejechałem już jednak samotnie na czele, bo Aneczka jakoś chyba zwolniła kroku :-) Zaliczyliśmy super fajny początek wiosny! :-) 

Postój w historycznym miejscu ;-)


Fotograficzna ustawka na niebieskim szlaku :-)


Dane wyjazdu:
36.59 km 0.00 km teren
01:51 h 19.78 km/h:
Maks. pr.:43.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Na Ankę z Łukaszem :-)

Niedziela, 4 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 0

Wstając z łóżka i wyglądając przez okno stwierdziłem, że odpuszczę sobie dziś rower. Pogoda co prawda dopiero się rozkręcała, ale mogłem porobić dziś inne rzeczy. Co zaplanowałem, tego nie wykonałem, bo nie dalej jak piętnaście minut później zadzwonił Łukasz z niecodzienną propozycją, aby razem pojechać na Ankę :-) No cóż... Jedziemy! :-) Takiej okazji przepuścić nie chciałem!



Aneczka z Bąblem pojechali do Koźla, a ja w tym czasie wyruszyłem do Kłodnicy na punkt zborny :-) Mimo słońca na firmamencie, było zimno, a zimny wiatr dokuczał tak mocno, że już na samym początku wyjazdu włożyłem na siebie super koszulkę od Aneczki. Na miejscu od trzech minut czekał już Łukasz. Ruszyliśmy praktycznie z miejsca i w zasadzie od razu okazało się, że będzie mi bardzo trudno dotrzymać kroku jego młodym i silnym mięśniom. Cisnął że nie wiem co, choć na szczęście wyrozumiale po krótkim czasie zmniejszył tempo. Za Kanałem tuż na skraju lasu, wyprzedziło nas dwóch kolarzy i - co zdarzyło mi się tu po raz pierwszy - to z ich inicjatywy wyszło rowerowe pozdrowienie w naszą stronę :-) Pozytywnie :-) Na początku Raszowej na chwilę przystopowaliśmy, a gdy Góra św. Anny była na wyciągnięcie obiektywu, zatrzymaliśmy się ponownie.



Przed zakrętem minęliśmy zielonego Mercedesa. Byłem pewien, że to ten sam, którego zapamiętałem przy okazji poprzedniego wyjazdu. Tym razem jednak kierowca był inny :-) Na krótko przed Leśnicą wiatr nieco ustał i trochę podniosła się temperatura. Na Rynku zrobiliśmy kolejny postój. Przejeżdżałem tędy sporo razy, ale jakoś nigdy nie było okazji, aby tu przystanąć. Dobrze, że w końcu nadszedł taki czas :-) 



Rozpoczęliśmy podjazd pod Górę św. Anny, gdzie to ja przejąłem pałeczkę pierwszeństwa. Po lewej rozpościerały się ładne widoki czeskich gór, które niestety jak zwykle psuły kominy ze Zdzieszowic. Gdy dojechaliśmy na punkt widokowy, zaczęliśmy wyszukiwać na horyzoncie znane nam bardziej lub mniej miejsca. Spędziliśmy tam kilka minut, a gdy wróciliśmy na drogę, akurat włączyliśmy się w peleton kolarek :-) Sporo ich było, podobnie jak i innych rowerzystów, spotkanych podczas tego wyjazdu :-)



Na podjeździe wyprzedziło nas co najmniej kilku sapiących kolarzy :-) My tymczasem pokonywaliśmy dystans na lajcie, relaksacyjnie i widokowo :-) Ostatecznie nie wjechaliśmy na szczyt przy kościele, zjeżdżając kilkanaście metrów na postój przy wykopalisku.



Zbierając się na drogę powrotną umówiliśmy się, że widzimy się na rynku w Leśnicy. Ja trochę odczekałem, aby nie kolidować z Łukaszem i móc zjechać swoim tempem. Wiatr nie pozwalał wycisnąć optymalnej prędkości, ale i tak było całkiem sympatycznie :-) Ponownie trochę zmarzłem :-) Gdy spotkaliśmy się w Leśnicy, Łukasz rzucił propozycję, że pokaże mi ulice w rzece. Trochę zdziwiłem się co może mieć na myśli, ale na miejscu okazało się, że faktycznie przez kilkadziesiąt metrów, ulica poprowadzona jest w korycie rzeczki! :-) To Ci piękny kwiatek! :-) Człowiek codziennie może się czegoś dowiedzieć :-) Tymczasem nad naszymi głowami przeleciał nisko samolot i ponownie pożałowałem, że nie wożę aparatu w bardziej dostępnym miejscu (już niebawem to się zmieni). Jak się miało okazać za kilka minut - ucieknie mi jeszcze jedna fotka ;-)



Postanowiliśmy podjechać te kilkadziesiąt metrów ową rzeczką, abym mógł zobaczyć uliczkę w całej jej okazałości. Ponownie więc przystanęliśmy na drugim końcu, by po kilku minutach się wrócić. Jako że miałem Antka ustawionego do zdjęcie w nurcie rzeki, Łukasz pojechał pierwszy a ja po chwili za nim. Po kilku sekundach jazdy mój kompan odwrócił się do mnie, aby coś do mnie krzyknąć i... w następnej sekundzie ujrzałem skręconą kierownicę i lecącego do wody na plecy Łukasza! Zebrał się szybko, krzyknąłem tylko do niego czy nic mu nie jest i gdy uzyskałem pozytywną odpowiedź, mogłem włączyć pozytywne odbieranie tego zajścia :-) Z mojej perspektywy i z perspektywy wyjazdowego "kwiatka", było to zdarzenie bardzo ciekawe, które z pewnością będziemy ze śmiechem wspominać :-) Gdy dotarliśmy do brzegu, zrzuciłem z siebie super koszulkę, a mokra bluza Łukasza powędrowała do sakwy i ruszyliśmy dalej.



Przez pierwsze kilkaset metrów sprawdzaliśmy, czy Łukasz może komfortowo wracać do domu tak, by panująca aura nie wpłynęła na jego późniejsze samopoczucie. Dobrze, że wiatr już tak nie hulał i że zrobiło się cieplej. Jechało się nam bardzo swobodnie, średnia rosła - fajna odmiana od moich poza asfaltowych i przyczepkowych wyjazdów :-) W lesie za Raszową pomyślałem sobie, że dzień praktycznie dopiero się budzi i że aż żal kończyć przejazd. Do Koźla wróciliśmy po starych śmieciach, które przypomniały mi minione czasy. Ładnie widać było promenadę, ale nie zatrzymywałem się już na zdjęcie. To był bardzo fajny i sympatyczny wyjazd :-) Mam ogromną nadzieję na to, że takiego rowerowego czasu będę miał więcej. Przyda się nam obydwu na pewno.
Dzięki Łukasz! :-)


Dane wyjazdu:
12.68 km 0.00 km teren
00:51 h 14.92 km/h:
Maks. pr.:25.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Zółte i radosne bicie marca z Bąbelkiem :-)

Wtorek, 29 kwietnia 2014 · dodano: 03.05.2014 | Komentarze 0

Popołudnie miało wyglądać tak, że Aneczka miała wyjść z Karolkiem na spacer, a ja miałem zostać w domu. Pomyślałem sobie jednak, że jeszcze w kwietniu przydałoby się trochę kilometrów nabić, a przede wszystkim, że na weekend pogoda ma się załamać i napędzony tą niezbyt przychylną myślą, zaczęliśmy z pomocą Aneczki, pakować się na rowerowy wypad z Bąbelkiem :-)



Bardzo sprawnie wydostaliśmy się z miasta, łaknąc śpiewu ptaków i odrobiny przestrzeni :-) Niebieski szlak zachęcał mocno do jazdy, a pachniało tam tak mocno, że nawet ja czułem :-)



Gdy odbiliśmy na polny trakt, udało mi się złapać całkiem fajne ujęcie, ale trzeba oddać, że i miejsce - tunel z pięknej żółci - wniósł swój ogromy wkład w to spojrzenie obiektywu :-) 



Dalej mknęliśmy w ciszy, gdyż Karolek zaznał drzemki, co pozwoliło mi na swobodny kolejny postój :-) 



Do Brzeziec dojechaliśmy bardzo sprawnie, a przed Starym Koźlem spotkaliśmy naszego super wujka-sąsiada :-) Pogadaliśmy kilka całkiem długich chwil, a gdy rozjechaliśmy się każdy w swoją stronę, postanowiłem jednak zawrócić, aby kontynuować podróż z przyjacielem i jego córką, usadowioną w foteliku :-) Średnia umarła ;-) Karolek obudził się tuż za Brzeźcami, przy jednym z ostatnich gospodarstw :-) Drogę do domu pokonaliśmy bardzo spokojnie, rozmawiając i napawając się pięknym dniem, oraz otoczeniem :-)

Dane wyjazdu:
32.21 km 0.00 km teren
01:53 h 17.10 km/h:
Maks. pr.:40.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jesienne Rudy z Aneczką :-)

Sobota, 26 października 2013 · dodano: 10.11.2013 | Komentarze 0

Wczorajszy wieczór, a nawet kawałek nocy spędziłem przy mapach, próbując narysować jakąś fajną trasę, którą moglibyśmy przejechać z Aneczką. Niestety aktualne uwarunkowania pogodowe, czasowe, jak i topograficzne, znacznie utrudniały mi zadanie. Skończyło się więc tym, że rano podjęliśmy decyzję, że podjedziemy do Rud.


Na miejsce startu udało się nam dojechać po godzinie jedenastej. Już po pierwszej prostej było widać, że trasa nie będzie już tak efektowna jesiennie jak poprzedni przejazd, ale mimo wszystko dzień był bardzo ładny i - o dziwo - mimo niższej temperatury jechałem lżej ubrany. Zapowiadał się fajny, lekki wyjazd :-)





Pierwsze kilka kilometrów pokonaliśmy bardzo sprawnie, czerpiąc radość z możliwości obcowania z tak pięknym miejscem :-) Jako że trasa za racji konieczności sprawnego przemieszczania się była ułożona w przeważającej części po asfalcie, przy małej kapliczce odbiliśmy w prawo, by po chwili zatrzymać się na krótki postój, gdzie zapoznałem się z małym polnym przyjacielem ;-) Poza tym zatrzymałem się też przy kamyczku, który Aneczka ominęła zapewne w ogóle go nie zauważając. Dla mnie ten postój był kolejną cegiełką ku temu, by uznać rudzkie lasy za prawdziwą perłę okolicy.











Niebawem dotarliśmy do głównego szlaku, biegnącego w kierunku Rud, ale skierowaliśmy się w przeciwną stronę, by dotrzeć do Ławki Zakochanych. Słońce świeciło tak mocno, że ciężko było zrobić jakieś dobre zdjęcie :-) Humory jednam mocno nam dopisywały :-) Drogę do następnego punktu przegadaliśmy :-)








Odbiliśmy na rowerową leśną ścieżkę dydaktyczną, która miała zaprowadzić nas do kolejnych uroczysk, które ominąłem poprzednio. Droga zrobiła się bardziej wyboista, czekał nas fajny piaszczysty podjazd, a tuż przed pierwszym przystankiem, minęliśmy rozłożystą polanę pełną jagodowych krzaczków. Kolejny argument, by przyjechać tu wiosną i latem ;-)
Pierwsze uroczysko oznaczone było jedynie tablicą, lub po prostu niczego innego nie zauważyliśmy. Niemniej jednak kolejne kilkaset metrów pokonaliśmy co rusz się zatrzymując :-) A to znak informujący o biegnącym tu wieki temu szlaku towarowym, a to przewrócone drzewo, czy po prostu leśne tablice informacyjne. Fajnie było zauważać takie "kwiatki" :-)








Zbliżaliśmy się już do Zielonej Klasy, ale żeby się tam dostać, musieliśmy pokonać podjazd pomarańczowy od liści :-) Na górze spędziliśmy kilka chwil, po czym ja będąc w pełnej świadomości tego co mnie czeka, od razu przerzuciłem łańcuch na najmniejszą tylną zębatkę i depnąłem na pedały :-) Przyśpieszenie było super i pognałem niczym wicher! Zauważyłem też drogę, którą ominąłem przed dwoma tygodniami :-)








Jechaliśmy już w kierunku Rud, ciesząc się wciąż słońcem i pogodą :-) Na miejscu jednak za sprawą Ani, uznaliśmy że skrócimy wyjazd. Trochę żałowałem, ponieważ chciałem pokazać Pszczole i jej Właścicielce jeszcze dużo więcej, ale może wiosną będzie lepsza okazja :-) Wykonaliśmy więc odwrót i zjechaliśmy na drogę, którą dotarliśmy do Rud po raz pierwszy trzy lata temu :-) Okazało się też, że nie ma tego złego... :-) Na niby znanej drodze, zauważyliśmy kolejne ciekawe punkty :-) Rudzkie lasy pozytywnie zaskakują i są naprawdę super miejscem do rowerowania!



















Na dalszym etapie oddaliłem się troszkę od Aneczki, ale i tak zostałem wyprzedzony podczas fotograficznego postoju. Chwilę później gdy podniosłem głowę do góry nie zobaczyłem już nikogo na drodze. Okazało się, że moja towarzyszka zjechała z niej w miejscu znanego nam zbiornika wodnego. Chwilę tam odsapnęliśmy i ruszyliśmy dalej :-) Zrobiło się troszeczkę wspomnieniowo... :-)








Na nawrocie dopadł nas przeciwny wiatr, ale mimo to jechało się swobodnie :-) Po czasie ponownie oddaliłem się od Pszczoły, a widząc na nawigacji że do mety wyjazdu pozostało niewiele ponad kilometr, uznałem że dojadę szybciej, by przygotować nas do powrotu. To był fajny energetyczny wyjazd :-)

Dane wyjazdu:
9.21 km 0.00 km teren
00:40 h 13.82 km/h:
Maks. pr.:43.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rekonstrukcja bitwy pod Fajsławicami A.D. 2013

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0

Wczoraj przed południem nastąpiła zmiana planów. Po powrocie z Czartowego Pola spakowaliśmy się, zdaliśmy klucz i z lekkim żalem ruszyliśmy w trasę. Po południu byliśmy już u babci, a smakołyki jakie tam na nas czekały spowodowały, że trochę żałowałem że przyjechaliśmy tu dopiero teraz ;-) Na dziś nie mieliśmy żadnych konkretnych rowerowych planów, ale akurat organizowana była rekonstrukcja bitwy pod Fajsławicami Powstania Styczniowego, więc czemu mieliśmy nie udać się tam na rowerach? :-)


Ania wsadziła mi Bąbla do przyczepki dosyć wcześnie, więc zakręciłem jeszcze kółko wokoło domu, by nie zechciało mu się odzywać ;-) Chwilę później ruszyliśmy w drogę :-) To znaczy ja ruszyłem :-) Trzy machnięcia pedałami i byłem już przy kapliczce na zakręcie :-) Żwawo dojechałem do zjazdu i już byłem przy stawach w Fajsławicach, a kilka chwil później jechaliśmy z Karolkiem w kolumnie maszyn rolniczych :-) Na miejscu trochę się pokręciłem w oczekiwaniu na resztę ekipy :-) Na miejsce rekonstrukcji dotarliśmy jadąc wykoszonym polem :-)
















W drogę powrotną zebraliśmy się w trójkę nieco szybciej - huk wystrzałów zrobił swoje, zaraz ruszyłyby też hordy ludzi, a poza tym Karolek chciał iść spać. Plan był jednak taki, aby jeszcze się trochę pokręcić :-) Jako że przed wyjazdem chciałem "na lekko" wjechać sobie na wzniesienie, wybraliśmy tą wersję trasy. Na szczycie napotkaliśmy grupę motolotniarzy, którym pożyczyłem szerokich lotów :-) Zaliczyliśmy długi, łagodny zjazd, zatrzymaliśmy się na chwilę i wciąż podziwialiśmy widoki Wyżyny Lubelskiej. Mnie niestety miejsce na karcie skończyło się na polu bitwy, więc zdjęcia są autorstwa Aneczki :-) Ja zresztą i tak chciałem tu jeszcze w wrócić na spokojnie :-)





W drodze powrotnej musieliśmy poczekać chwilkę, bo startował motolotniarz. Lina która do tej pory leżała na drodze, nagle poderwała się mocno do góry i po chwili zobaczyliśmy na firmamencie czerwoną płachtę ;-) Ciekawe jakie tam są widoki :-) I tak wolę rower! :-) Na zjeździe pobiliśmy chyba z Karolkiem jego MXS w przyczepce i po sekundce byliśmy już w domku :-) Widoczki były piękne i warto było zjechać z głównej drogi... :-)

Dane wyjazdu:
21.92 km 0.00 km teren
01:32 h 14.30 km/h:
Maks. pr.:26.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Bąbelkowe Roztocze 2013 :-) Rowerowy dzień 3

Piątek, 23 sierpnia 2013 · dodano: 01.10.2013 | Komentarze 0

Po dwóch dniach gorszej pogody, ponownie wyruszyliśmy z rowerami :-) Niestety nie obyło się bez szkód. Dwa dni temu miałem drzewno-bagażnikową przygodę, a dziś nieopatrznie odchyliłem rowery z zawiniętym kablem... Ręce mi opadły... A gdy opadły emocje, za sprawą mojej super dzielnej Aneczki, zmieniliśmy dzisiejsze plany i wyruszyliśmy w stronę Zwierzyńca...


Mechanik, którego widziałem przy Krzyśku Zawalidrodze okazał się być kompetentny, uprzejmy, miły i rzeczowy. Pogadał nawet trochę o tutejszych ciekawych miejscach, poopowiadał anegdotki związane z kolizyjnymi urlopowiczami, a przede wszystkim - zdrowo obniżył mi poziom negatywnych emocji. Towarzysząca mu dziewucha również była sympatyczna i miło nastawiona :-) Oprócz tego były też dwa pieski: mały ponoć gryzący i duuży - naprawdę duży, milusi i przepiękny! Po skończonej robocie (od ręki!) pojechaliśmy w kierunku Zalewu Rudka. Dosłownie ze sto metrów od wjazdu, czekał nas jednak postój przed szlabanem. Ja musiałem krążyć, by nasz Bąbel nie zaczął marudzić, a Aneczka jak to w jej zwyczaju, już zapoznała jakiś nowych turystów - małżeństwo z pięcioletnią córką. Gdy już dotarliśmy nad brzeg zalewu, mogliśmy rozłożyć koc i trochę się pobyczyć :-)




Aura była średnia, a nam dodatkowo zaczęły odzywać się brzuszki, więc ruszyliśmy w poszukiwaniu jadła ;-) Pozostawiliśmy Pszczołę przy autku, a Antek powędrował na prostowanie tylnego kółka. Gdy odchodziłem od miłego pana serwisanta, dwa razy obejrzałem się za rowerkiem... Jakoś tak dziwnie mi się zrobiło. Może to śmieszne, ale tak wyglądała rzeczywistość :-) Po obiadku ruszyliśmy w kierunku Florianki, by odnaleźć punkty które przegapiliśmy jadąc tamtędy po raz pierwszy :-) Znaleźliśmy punkt widokowy koników polskich, Czarny Staw, ale niestety zamknięta była droga w kierunku malowanego mostku. Jechaliśmy sobie przez piękny las Roztoczańskiego Parku Narodowego, a mnie nie przeszkadzała nawet średnia ledwie przekraczająca dwanaście kilometrów na godzinę. Naszym punktem zwrotnym była izba leśna.













Droga powrotna minęła nam szybciej. Pęd wiatru troszkę nas ostudził, ale humory mieliśmy bardzo dobre :-) Przemknęliśmy przez park i później główną drogą dotarliśmy do autka :-) Rowery spakowane, Karol nie zgubiony - można ruszać w kierunku naszego drewnianego domku :-) Po drodze wstąpiliśmy po tutejsze piwko i po pamiątki, a już w lesie na drodze do naszego wakacyjnego przystanku minęliśmy... ludzi, których poznaliśmy przed Rudką! Zatrąbiłem, zamigałem awaryjnymi... Trzeba było zawrócić :-) Pogadaliśmy kilka minut i pozytywnie nastawieni wróciliśmy do domku :-)