Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Krótko, nie zawsze na temat ;-)

Dystans całkowity:13176.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:631:58
Średnia prędkość:20.72 km/h
Maksymalna prędkość:66.71 km/h
Liczba aktywności:910
Średnio na aktywność:14.48 km i 0h 41m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
11.10 km 0.00 km teren
00:27 h 24.67 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:3.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Trening 006/2015

Środa, 21 stycznia 2015 · dodano: 24.01.2015 | Komentarze 0

Ponownie budzik przed szóstą. Do jazdy jestem gotowy dziesięć po. Trochę późno w porównaniu z tym, o której wstaję. Trzeba to poprawić.



Na drodze rowerowej narzucam sobie spokojne, aczkolwiek żywe tempo. Zwiększam je na obwodnicy, wrzucając dodatkowo  z drugiej strony Odry na największy blat. W Koźlu po raz pierwszy odkąd zacząłem jeździć, musiałem stać na światłach, ale w zasadzie to spodziewałem się tego ;-) Wczoraj wspomniałem przecież, że to do tej pory nie nastąpiło. Było zatem pewne, że będę zmuszony zatrzymać się właśnie dziś! ;-) Kłodnica przejechana dosyć fajnym tempem, na Pogorzelcu już spokojniej, dociskam jedynie na ostatniej prostej.

Dane wyjazdu:
11.10 km 0.00 km teren
00:28 h 23.79 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:2.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Trening 005/2015

Wtorek, 20 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

Wczoraj dopadło mnie Momentum. Pod płaszczykiem chęci odespania, oraz niepewnej pogody podstępnie mnie pokonało. W ciągu dnia żałowałem bardzo tego straconego wyjścia i kilometrów. Troszkę na pocieszenie z przymrużeniem oka, w sieci znalazłem informację, że był to Blue Monday - najbardziej depresyjny dzień w roku ;-) Czy faktycznie poprawiło mi to humor? Ani o jotę...
Dziś Momentum zaatakowało jeszcze okrutniej, dodatkowo już wprost z otwartą przyłbicą, zadając okrutne pytanie "Po co Ty to robisz???" Potyczka trwała dosyć długo, zadaliśmy sobie kilka ciosów, aż w końcu przeciwnik padł.



Już na pierwszych metrach drogi rowerowej poczułem pozytywny przypływ z faktu, że jestem właśnie na rowerze :-) Na rondzie wymuszono mi pierwszeństwo, ale można by tego kierowcę jakoś usprawiedliwić - ja też nie spodziewałbym się tutaj rowerzysty o tej porze ;-) Jadąc obwodnicą cieszyłem się dynamiką, dodatkowo zerkając na mrugające żywo opaski. Wczoraj założyłem do nich nowiutkie baterie i ich mruganie jakoś dodatkowo mnie cieszyło :-) Naokoło unosiła się mroźna mgiełka, choć samo powietrze było przyjemnie rześkie :-) Mimo całkiem fajnego tempa pomyślałem sobie ni z tego ni z owego, że przydałoby mi się kilka TIRów(!) ze swoimi podmuchami od pleców. Na zjeździe z mostu dostałem znienacka dokładnie cztery takie pojazdy :-) To był moment, gdy naprawdę lekko kręciło mi się korbą :-) Koźle jak zwykle przemknąłem :-) O dziwo jeszcze nie zdarzyło mi się, abym stał tam na światłach :-) Dojazd do Kłodnicy był miarowy, podobnie jak przejazd przez tą dzielnicę. Wróciłem zadowolony z faktu, że dziś udało mi się jednak wyjść.

Dane wyjazdu:
35.60 km 0.00 km teren
01:40 h 21.36 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wschód słońca na Górze św. Anny

Sobota, 17 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

Gdy rozpoczynałem poranne jazdy w tym tygodniu, wpadłem na pomysł aby pojechać na wschód słońca na Górę św. Anny. Plan zakładał co prawda wyjazd wiosną, lecz zupełnie najnormalniej mogłem zrealizować go już teraz. I bardzo dobrze :-) Nie można czekać.



Jazda miała być komfortowa bez spinki. Za Kłodnicą przejeżdżałem przez ciemny las, później - już w Raszowej - zza horyzontu zaczęła pojawiać się pomarańczowo-czerwona łuna. Na ostatniej prostej przed Leśnicą postanowiłem na chwilę przystanąć. To był piękny widok :-)
Pierwsze metry podjazdu i wcześniejsza jazda z górki w Leśnicy spowodowały, że poczułem pot na całym ciele. Praca organizmu dodatkowo nie poprawiała sytuacji, ale prócz sprawdzenia czy nie zostanę zawiany, wcale a wcale się tym nie przejąłem :-) Na nawrocie przystanąłem, by przez dłuższą chwilę popatrzeć na słoneczną łunę na otwartej przestrzeni. Do wschodu zostało pięć minut. Ostatni etap podjazdu również pokonałem sprawnie, zatrzymując się jeszcze na szczycie, przy schodach prowadzących do Bazyliki. Tutaj czas zaczął mnie naglić - do wschodu pozostała jedynie minuta! Puściłem się z góry i jadąc dosyć szybko, dotarłem na wyznaczone sobie miejsce pół minuty przed magiczną chwilą :-) Udało się :-) Przez pierwszy moment obserwowałem słońce samotnie, wracając się truchtem po Kosię tak, abyśmy mogli wspólnie obserwować to magiczne zjawisko... Powoli okoliczne wzniesienia oświetlały promienie słońca... Wokół panowała zupełna cisza i spokój. Dzień budził się powoli do życia. Ogarnęło mnie zadowolenie z faktu, że mogłem uczestniczyć w tej podniosłej chwili... 
Gdy pomarańczowa kula wzniosła się już nad horyzont, wskoczyłem na Kośkę i odjechaliśmy. Na zjeździe nie wykręcaliśmy nic na maksa, spokojnie i szybko dojeżdżając do Leśnicy. Postanowiłem też pokazać Kosi ulicę biegnącą w korycie rzeki. Ona jeszcze tego nie widziała :-) Wracaliśmy w poczuciu, że dokonaliśmy dziś już czegoś konkretnego, zgodnego z planem, a mimo to jeszcze cały dzień był przed nami. To przyjemne uczucie... :-)

Między Raszową a Leśnicą.


Przy punkcie obserwacyjnym, podjazd na Górę św. Anny.


Tych kilka magicznych chwil... :-)


Dane wyjazdu:
11.10 km 0.00 km teren
00:27 h 24.67 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:6.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Trening 004/2015

Piątek, 16 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

Budzik ustawiony kilka minut wcześniej, niż na początku tygodnia podświadomie spowodował, że atak Momentum był mocniejszy. Walka była jednak bardzo krótka. Przemogłem się momentalnie.



Na początku obwodnicy poczułem pierwszy wiaterek. W sumie to pomyślałem sobie, że być może to nawet dobrze dla treningu. Na niebie widać było trochę jasno świecących gwiazd :-) Za połówką obwodnicy wiatr jeszcze się wzmógł, ale za rondem miałem już w plecy. Dziś trasę podzieliłem chyba bardziej świadomie na etapy. Była lekka jazda, wysoka kadencja przez większość i dojazd od pierwszego osiedla kończącego cały przejazd.

Dane wyjazdu:
11.10 km 0.00 km teren
00:27 h 24.67 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:3.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Trening 003/2015

Czwartek, 15 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

W nocy strasznie wiało, stawiając poranne wyjście pod znakiem zapytania. Gdy wstałem zdawało się jednak, że za oknem jest już spokojnie.



Tak też było :-) Jedynie powietrze było bardziej zimne. Pod koniec drogi rowerowej zatrzymałem się by łyknąć Halls'a. Dzisiejsza jazda była póki co chyba najbardziej świadoma w dotychczasowej krótkiej treningowej historii. Przed zakrętem na Dunikowskiego wyprzedził mnie srebrny samochód po chwili mrugając awaryjnymi. To Łukasz :-) Jeszcze trochę dystansu, ruchliwe rondo Milenijne i dojazd do domku był formalnością :-) Ponownie docisnąłem na ostatniej prostej :-)

Dane wyjazdu:
11.20 km 0.00 km teren
00:30 h 22.40 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:5.8
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Trening 002/2015

Środa, 14 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

Kontynuacja wczorajszego scenariusza. Rano budzik, chwilowy atak Momentum, wstaję, wychodzę.



Spontanicznie decyduję się zjechać na obwodnicę już przy galerii handlowej. Tam dopada mnie mocny przeciwny wiatr, ale dopiero za rondem na nowej obwodnicy mam okazję poczuć jego siłę. Momentami aż mną szarpie! Raz nawet przy porywie przesunęło mi lekko czapkę! Gdy zauważyłem ekrany dźwiękoszczelne po obu stronach drogi, umysł wysnuł błędną tezę, że tam może troszkę odpoczniemy od towarzysza. Nic bardziej mylnego. Znaleźliśmy się w tunelu, gdzie wszystko było przeciwko nam. Poza tym ruch samochodowy był dziś dużo, dużo większy.
Za rondem po zmianie kierunku mogliśmy przyśpieszyć. Koźle przejechaliśmy zatem bardzo sprawnie. Na początku Dunikowskiego obróciłem głowę za jakimś białym super samochodem, mijającym mnie z przeciwka. Cały ten prosty odcinek przejechałem na wysokiej kadencji. W Kłodnicy znów dopadł nas wiatr, tym razem boczny wiejący pomiędzy budynkami. Po zjeździe na pierwsze osiedle zamyśliłem się trochę, ale już po sekundzie z tego stanu wyrwał mnie pies, który zaczął na mnie szczekać zza mijanego ogrodzenia. Zrobił to na tyle agresywnie, że chyba nawet zabolały mnie napięte mięśnie z prawej strony głowy ;-) Na ostatniej prostej dobiłem jeszcze tak, że opony przy deptaniu na pedały pięknie zaczęły grać na asfalcie :-)

Dane wyjazdu:
11.10 km 0.00 km teren
00:27 h 24.67 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:5.8
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Trening 001/2015

Wtorek, 13 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

Stało się. To już drugi raz w ciągu kilku dni. W końcu zrobiłem użytek z nastawionego wcześniej budzika. Zadzwonił o 5:55. Było jeszcze ciemno.



Przywitało mnie ciepłe powietrze. Coś zgoła odmiennego niż się spodziewałem. Sprawnie opuściłem osiedle, wjeżdżając po chwili na drogę rowerową, gdzie już wstałem z roweru. Trochę niezgodnie z założeniem. Tutaj też dopadły mnie pierwsze podmuchy wiatru. Na ciemnej obwodnicy termometr wskazywał 5.8 stopnia. Z rzadka wyprzedzały mnie samochody. Na szczęście większość zmotoryzowanych zmierzała w przeciwnym kierunku :-) Wjeżdżając do Koźla zmieniłem tryb lampki na słabszy. Wciąż starałem się utrzymać "przyzwoite" tempo jazdy :-) Zrezygnowałem z drogi rowerowej i przez Kłodnicę dotarłem do Kędzierzyna. Księżyc świecił przez chmury na ciemnym niebie. Gdy byłem już w domu, zauważyłem budzące się słońce... :-) A to śpioch ;-)



Dane wyjazdu:
11.70 km 0.00 km teren
00:30 h 23.40 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Kosia - ODRODZENIE!

Niedziela, 11 stycznia 2015 · dodano: 20.01.2015 | Komentarze 0

Stało się. Za sprawą genialnej podpowiedzi mojej wspaniałej Aneczki, po długich poszukiwaniach, w końcu udało mi się znaleźć solidnego serwisanta do mojej Kosi. Wczoraj od godziny czternastej, przez kilka godzin rowerek poddawany był przeróżnym zabiegom :-) Dodatkowo wraz z postępem prac, rosło we mnie poczucie szczęścia. Nie wiedziałem jeszcze jak się to skończy, ale miałem dobre przeczucia... :-) Na zewnątrz wyszliśmy dopiero po dziewiętnastej. Było warto.



Przed wyruszeniem w drogę dopompowałem jeszcze koła - tylko tak dla zasady. Zdjąłem też mocowanie licznika, gdyż okazało się, że sam licznik padł. Może to i dobrze, bo w końcu będzie okazja go wymienić. Trasę miałem ułożoną tylko po asfalcie tak, aby nie ubrudzić rowerka :-) Wyjątkiem był jedynie działkowy skrót.
Na pierwszych metrach uważnie zmieniałem przełożenia i od razu cieszyłem się z płynnej pracy całego mechanizmu :-) Pod obciążeniem również pracowały idealnie :-) Pozostałych elementów nawet za bardzo nie sprawdzałem. Już wczoraj było widać, że całość pracuje dokładnie tak, jak powinna :-) Zjechałem na działkową ścieżkę i już po chwili byłem na obwodnicy. Nabrałem prędkości i przełączyłem się na widok licznika w nawigacji. Kosia to zupełnie inna charakterystyka, niż Antoś :-) Przetestowałem też sobie szybką zmianę pozycji w sprincie i jazdę na stojąco. Krótka rama sprawiała, że zmiana pozycji była praktycznie natychmiastowa! :-) Czyżbym miał jeszcze dłużej zastanawiać się nad kolarką? ;-) Dojeżdżając do końca obwodnicy, ujrzałem zmieniające się na czerwono światła. Odstałem więc swoje, ale za to na starcie dynamicznie nabrałem prędkości, zostawiając samochody w tyle. Ot tak całkiem niechcący ;-) Za Lenartowicami musiałem zmagać się jeszcze bardziej z wciąż wiejącym wiatrem. To nie był idealny dzień na rower, ale po prostu nie mogłem nie wyjść! W drodze powrotnej, na obwodnicy jechałem po połamanych gałązkach. To efekt wczorajszych wieczornych i nocnych silnych wiatrów. Dojazd do domku zwieńczyłem przerzuceniem wszystkich biegów w tą i z powrotem :-) Ten rowerek już dawno nie był tak sprawny! :-) 



Dane wyjazdu:
13.46 km 0.00 km teren
00:45 h 17.95 km/h:
Maks. pr.:33.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Tym razem po białym Ługu ;-)

Sobota, 3 stycznia 2015 · dodano: 03.01.2015 | Komentarze 0

Gdy do domu wróciła Ania z Karolem, wcale nie miałem parcia na wyjście na rower. Co prawda rano - jeszcze przed ich wyjściem - na widok słońca od razu pomyślałem sobie o rowerze :-) Niemniej jednak gdy z ust Ani padło "jak chcesz, to możesz teraz iść na rower" wiadomo, że szykować zacząłem się od razu :-) Kilka minut i było po sprawie :-) Na dole zagadał mnie jeszcze sąsiad. Pogadaliśmy jakieś kilkanaście minut, więc w trasę wyjechałem dopiero o trzynastej. 



W okolice Białego Ługu dostałem się jadąc miastem i stojąc na wszystkich możliwych światłach :-) Nawierzchnia Białego Ługu była tym razem biała, a w dodatku pokryta szklanką tak bardzo, że w pewnym momencie prawie nie dało się jechać. Raz też mogłem strzelić glebę, ratując się wyciągniętą nogą :-) Za Lenartowicami zaczął lekko doskwierać mi wiatr, ale jak zwykle nie przejmowałem się tym :-) Wkrótce zatem dojechałem do leśnego jeziorka na Kuźniczkach, gdzie Antek zaliczył nietypową sesję zdjęciową :-) Ruszyliśmy z kopyta, śmiało poczynając sobie na ścieżce przy osiedlu domków :-) Obwodnicę przemknęliśmy pod wiatr i już byliśmy w domku :-) Spełnieni... :-)

Biały Biały Ług ;-)


Brud jeszcze po ostatnim wyjeździe. Trzeba w końcu znaleźć czas, by się go pozbyć.


Wciąż na Białym Ługu. Ślady po obronie przed upadkiem ;-)


Przejechana na pełnym biegu zamarznięta kałuża :-)


Po zmianie kierunku :-)


Za Lenartowicami.


Przy Kanale Gliwickim. Jeden z przejeżdżających tędy kierowców był mocno zdziwiony moją obecnością w tym miejscu.

Leśne jeziorko na Kuźniczkach i Antkowa sesja na lodzie ;-)


Dane wyjazdu:
27.58 km 0.00 km teren
01:29 h 18.59 km/h:
Maks. pr.:35.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Do Starej Kuźni na poszukiwanie trzeciej wieży

Wtorek, 23 grudnia 2014 · dodano: 03.01.2015 | Komentarze 0

Do południa odwiedziłem trzy miejsca na mieście, a gdy wróciłem do domu okazało się, że w zasadzie nie ma już przy czym pomagać. Korzystając więc z okazji, oraz z Aneczkowej zachęty, udałem się na rowerową przejażdżkę. Cel miałem jasno nakreślony: odczytać mapę wież obserwacyjnych. Najbliższa taka mapa była w Starej Kuźni.



Było ciepło jak na grudzień. Ba! Temperatura przypominała bardziej jesień, niż środek zimy tuż przed świętami! Byłem jedynym rowerzystą na azotowym skrócie. Jadąc rozmyślałem o rowerze, to znaczy o szosówce i o Kosi. Mam zamysł dla dalszych rowerowych jazd, ale muszę mieć sprawny sprzęt. Trzeba w końcu coś z tym zrobić. Gdy zjechałem z asfaltu w kierunku lasu, droga zamieniła się w błotnistą breję, wymieszaną z jakimś ciepłowniczym odpadem. Całość miała szary kolor i nieciekawą konsystencję. Zamontowane błotniki uspokajały myśli :-) Pierwszy postój miałem w miejscu, gdzie miałem zjeżdżać z głównego leśnego traktu - chwilę wcześniej w napęd wkręcił się mały badyl i trzeba go było stamtąd wydostać. Dalej pędziłem mocno przed siebie, w pewnym momencie hamując awaryjnie przed rozległą kałużą. W następne kałuże już wjeżdżałem, by choć trochę obmyć opony umorusane błotem leżącym na leśnej drodze. Pod koniec trasy, las żywo wyglądał jak w środku jesieni. I gdzie tu zima?
Na miejscu pstryknąłem kilka fotek i ruszyłem w drogę powrotną. Zrobiło się szaro i do głosu doszedł też wiatr. Wyglądało na to, że z mojego planu naprawy średniej będą nici. Przez większą część asfaltowego etapu, kręciłem jednak korbą w miarę szybko i miarowo :-) Chyba znów podświadomie wybieram wysoką kadencję ;-) Między drzewa zjechałem zgodnie z planem w miejscu, gdzie jeszcze nie jechałem. Ku mojemu zdziwieniu wyjeżdżając zza wzniesienia, natknąłem się na kolejną wieżę obserwacyjną! To ile ich w końcu jest? Do tej pory żyłem w przekonaniu, że są trzy. Nie ujechałem daleko, gdy "zaliczając" kolejną kałużę, wjechałem w ukrytą w niej przeszkodę, zaliczając szlaga na felgę. Aż się zatrzymałem, ale na szczęście nic się nie stało. Niedługo potem czekał mnie kolejny postój - znowu musiałem wygrzebywać jakiegoś badyla z kasety. Siedział mocno zawinięty i zajęło mi to nieco dłuższą chwilę. Co by nie było, Antek przyjął dziś na siebie niemałą dawkę brudu. Niebawem doturlałem się do Odry, ponownie mocząc opony w szarej brei. Jechałem sobie spokojnie najbardziej suchym fragmentem drogi, gdy wtem znad przeciwka nadjechała ciężarówka, wychlapując z kałuż cały syf tak, że nie było już jak przejechać dalej, nie brudząc bardziej kół. Z drugiej strony nie bardzo mi to przeszkadzało, gdyż Antek to przecież rower do zadań specjalnych ;-) Asfaltem nie popędziłem zanadto, stawiając bardziej czoła wiatrowi. Najgorzej było na azotowym skrócie, gdzie kilka razy wyraźnie mocniej zawiało. Na miejscu gdy odstawiałem Antka, powiedziałem sobie w myśli "dzięki Kosia", zdając sobie z tego sprawę po ułamku sekundy. Muszę czym prędzej wprowadzić swój zamysł w życie i doprowadzić ją do prawidłowego stanu!

Pierwszy postój spowodowany warunkami na leśnej drodze. Błota było całkiem sporo ;-)


Gdzieś w środku lasu :-)


Krótko przed Starą Kuźnią. Jak widać więcej w grudniu jesieni, jak zimy.


Stara Kuźnia i leśnicza wieża przeciwpożarowa.


Chwilę po zjechaniu z asfaltu.


Trzymając się nowo wytyczonej trasy, ku swojemu zaskoczeniu natrafiam na jeszcze jedną wieżę obserwacyjną.


Ujechałem niewiele i znów coś wplątało się w napęd. Wyciąganie zasupłanej gałązki trwa kilka chwil.


Ostatni leśny fragment. Niebawem ponownie będę przeprawiał się przez zaszlamioną drogę.